BioWare nie odpuszcza i ambitnie kontynuuje politykę stopniowego podgrzewania atmosfery przed jedną z najgorętszych premier tego roku – „Mass Effect 3”. Miejmy nadzieję, że ten dobry start nie skończy się zadyszką za kilka dni, bo do 9 marca pozostało trochę czasu, a pomimo faktu, że oszczędności na grę już dawno sobie zachomikowałem, to chętnie usłyszałbym jeszcze coś niecoś o finale przygód Sheparda. Tak czy owak, najświeższy zwiastun trafił właśnie do zakamarków sieciowych i zwyczajowo dla serii jest on nasycony adrenaliną, wybuchami, efekciarskimi akrobacjami oraz patetycznymi tekstami; co generalnie nie jest jakimś podłym zarzutem w stronę Kanadyjczyków, skoro sami otwarcie przyznawali, że stawiają na akcję. Stwierdzam jeno fakty.
Jednakowoż ten materiał wprowadza jedną ważną zmianę, której otwarcie domagali się fani. Otóż zamiast nabuzowanego testosteronem dziarskiego komandora, tym razem główną protagonistką jest rudowłosa piękność, która nie boi się wziąć sprawy w swoje ręce i z prawdziwą gracją miażdży kosmiczne tałatajstwo. Ot, znak czasów – w końcu kobieta pracująca żadnej pracy się nie boi. Era umięśnionych bohaterów odchodzi powoli w zapomnienie i coraz częściej to ponętne heroiny grają pierwsze skrzypce w ratowaniu świata, a płeć brzydka im jedynie statystuje. W sumie dobrze, równouprawnienie musi być, więc niech one się teraz trochę pomęczą i babrają się we wnętrznościach jakiegoś pokręconego gatunku.
Ach… Byłbym zapomniał. Możliwe spoilery, gdyż spostrzegawczy gracze zauważą paru starych przyjaciół w kilku błyskawicznych urywkach.
Tak między nami, może wyjdę na typowego męskiego szowinistę, ale wolę filmiki z brzydszą wersją Sheparda. Istnieje prawdopodobieństwo, że to kwestia przyzwyczajenia, lecz poprzednie zwiastuny wydawały mi się dramatyczniejsze i bardziej klimatyczne.