Wczoraj SOPA, dzisiaj ACTA – tak można podsumować wydarzenia kilkudziesięciu ostatnich godzin. Jeśli nie wiecie o co tak naprawdę chodzi, spieszę z wyjaśnieniem – są to dwa akty prawne, które w założeniu mają walczyć z piractwem w sieci, realnie robią jednak coś zupełnie innego. Co takiego zapytacie? Dają narzędzia wielkim marketingowym korporacjom do zamknięcia każdej strony internetowej, która według nich łamie prawa autorskie. Nakładają również obowiązek na każdego dostawce internetu do szpiegowania swoich klientów i przekazywania ich danych osobowych, jeśli dana korporacja uzna, iż mogli oni złamać prawo. A wszystko to prawie bez udziału sądu i możliwości odwołania...
Można by było uznać to za wielki i odważny krok zmierzający do likwidacji piractwa, wystarczyłoby być posłem Kłopotkiem z PSL. Jest jednak zupełnie inaczej: na stronach www pojawiają się setki obrazów i linków dziennie. Wystarczy, że jeden z nich zostanie uznany za nielegalny, a cała strona może być zamknięta; jej właściciel wytropiony i postawiony przez sądem. Najlepszym przykładem jak bardzo niebezpieczne jest to prawo, zdaje się być zablokowany filmik na YT, w którym ktoś nagrał swoje małe dziecko w tle grającego radia. Właściciel praw autorskich do grającego podczas filmu utworu, zablokował to nagranie – dzięki temu prawu mógłby wrzucić go do więzienia. ACTA i SOPA są niesłychanie inwazyjne – w wyniku ich działań możecie być postawieni przed sądem za treść swojego avatara, jeśli wrzucicie do niego jakąkolwiek treść prawnie chronioną np. zdjęcie ulubionego aktora czy sceny z filmu. Mówiąc otwarcie – to prawo daje możliwość do skutecznej cenzury niemal każdej treści znajdującej się internecie.
Te plany koncernów i rządzących spotkały się oczywiście z protestami – najpierw słownymi i pisemnymi, a teraz z bardziej zdecydowanymi krokami. W Stanach Zjednoczonych setki stron internetowych postanowiło na 24 godziny wyłączyć się w ramach protestu. Kilka godzin później zupełnie inaczej postanowiliśmy zareagować my – Polacy. Wystarczył impuls w sieci który dała grupa Anonimowych, by skutecznie rozpoczęło się blokowanie stron wielu instytucji polskiego państwa, jak i innych, na różne sposoby z nimi związanych. Za hakerami zasypujących serwery tysiącami odwiedzin, poszli ciekawi rezultatów zwykli internauci. Jaki jest tego efekt? Politycy wpadli w panikę, w poniedziałek rząd postanowił całą sprawę ponownie przedyskutować. Po ich reakcjach, które mogliśmy słyszeć dzisiaj mediach, tematem dyskusji raczej nie będzie kwestia podpisania kontrowersyjnego prawa, tylko z twarzą się z niego wycofanie.
Po tym wszystkim jednak trudno nie zadać sobie pytania – internet (przynajmniej w Polsce) dzisiaj odniósł zwycięstwo czy też po prostu uzyskał odroczenie wyroku?
Jako materiał do przemyśleń wszystkim polecam ten krótki filmik, bardzo dobrze pokazujący co nam (o ile faktycznie się obroniliśmy) faktycznie groziło: