W świadomości społecznej egzystuje taki dziwny zabobon, który opiera się na żelaznej zasadzie, odwołującej się do faktu, że jak spędzimy pierwszy dzień po sylwestrze, tak będzie wyglądał cały rok. Daleko mi do ludzi wierzących w tego typu przesądy, jednakowoż w moim przaśnym umyśle pojawiło się pytanie, czy wspomniana reguła ma jakieś odbicie w przypadku edycji kolekcjonerskich? Jeżeli tak, to specjalne wydanie gry „Król Artur II” biorę jako dobrą monetę i nadzieję na powrót do przedkryzysowych czasów, kiedy takie przyjemności zawierały masę interesujących gadżetów oraz można było je nabyć za godziwą cenę.
Dobra, trudno mi z czystym sumieniem napisać, że limitowana edycja „Król Artur II” jest jak przedłużenie działania starego systemu zdawania prawa jazdy – trzeba koniecznie skorzystać z tej oferty, bo inaczej będziemy płakać, że taka okazja umknęła nam sprzed nosa. Nic z tych rzeczy, daleko jej do miana „rogu obfitości” czy „propozycji nie do odrzucenia”. Niemniej, prezentuje się intrygująco i z pewnością zanęci graczy, którzy odliczają dni do rychłej premiery kontynuacji przygód w świecie arturiańskich legend.
Zatem czego możemy się spodziewać?
- Stylowego pudełka z gustownym logiem i pieczęcią z motywem „Król Artur II”.
- Kordzika rycerskiego z grawerowanym logotypem gry – idealny do otwierania listów.
- Koszulki z logiem „Król Artur II” (rozmiar L).
- Filmu „Rycerz Króla Artura” z Seanem Connerym i Richardem Gere w rolach głównych.
- Plakatu A2 z grafiką pudełkową z gry.
Cena? Niezwykle kusząca, czyli 189,99 zł. Przyznam, że już od dawna nie widziałem tak sprawiedliwej oferty, patrząc z perspektywy tego, co zaprezentowała w ostatnich miesiącach konkurencja. Już nie będę wspomniał, że niejednokrotnie standardowe wydanie kosztuje tylko o 40 zł mniej, a oprócz gry i świstka z ostrzeżeniem dla epileptyków, otrzymujemy pudełko wypełnione powietrzem z magazynu.
Ech… choć w sumie zamiast przeciętnego filmu z Connerym, dystrybutor mógł wrzucić do zestawu pythonowską wizję dziejów legendarnego Artura. Nie obraziłbym się również, gdyby dorzucono jakiś artbook (nawet, gdyby cena miała wzrosnąć o te 10-15 zł), ale to tylko moja natura malkontenta próbuje dojść do głosu. Tak czy siak, propozycja warta głębszego przemyślenia.