"Pomimo wcześniejszych podróży nic dotychczas nie zmęczyło mnie tak, jak jazda tym przeklętym pociągiem. Nie, nie mówię, że wcześniej nie podróżowałam koleją - chodzi mi o ten jeden raz, tą wyprawę, to zmęczenie. Osiem godzin. Myślisz pff i wsiadasz do pociągu, kontroler sprwdza bilet i to koniec zmartwień. Tego się spodziewałam. Oczekiwania jednak to jedno, a faktyczny stan rzeczy drugie. I nie, również nie nawiązuję tu do innych pasażerów, płaczu dzieci, śmiechu mężczyzn popijających whisky i dogadzających sobie cygarami przy bzdurnych rozmowach o niczym - tu dopisuję na marginesie, aby zmienić ten fragment - ale o mnie, moje samopoczucie, odczucia i wygodę. Bo poczucie właśnie tej ostatniej zostało całkowicie zaniedbane. Wciąż pamiętam plakaty reklamujące nowoczesną kolej. "Szybko, wygodnie i cicho" głosił podpis pod uśmiechniętym obliczem pana Kanga, a przynajmniej wszyscy tak myślą. Szybko może i jest, ale połączenie ciszy i wygody jest w tym wypadku wielką przesadą i wszyscy pasażerowie się z tym zgodzą. Dobrze, przyznać trzeba, że fotele są miękkie, ale nie za, można się w nich wyciągnąć, oprzeć, a jeśli kto m szczęście, nawet położyć wyciągnąwszy podnóżek. To jednak nie wszystko. Najbardziej niepokojący jest hałas, który wydobywa (złe słowo) się z przedniej części pocoągu, zapewnie pieca. Upioryt jest dobry, bo pozwala na wiele więcej, ale na litość! Z umiarem! Nie trzeba aż tak pędzić! Ziemie, któe przecinają tory są ciekawe, pomimo tego, że pustka krajobrazu w niektórych miejscach jest przytłaczająca, ale czasem chciałoby się spojrzeć na coś za oknem, co nie ucieknie zanim wzrok na to padnie..." Odkładam papier i ołówek, abt podziwiać szybko zmieniające się za oknem widoki.
Nareszcie. Pomimo częstych przechadzek po wagonie moje kości i tak krzyczą z bólu kiedy w końcu udaje mi się postawić nogę na peronie i nieruchomej ziemi. Kto by pomyślał, że jeszcze rano byłam tyle mil stąd. Niesamowite. Podróże zawsze wprawiają mnie w stan oszołomienia. To wo końcu zupełnie inne miejsce, nowi ludzie, pomimo faktu spędzenia z nimi trzeciej części dnia w pociągu, i nowe możliwości! Ach, jakież to wekscytujące. Czuję, jak włoski na rękach stają dęba. Cóż, trzeba się zbierać, nie będę przezcież stała cały dzień na peronie, jakbym miała kogoś w pociągu, kto odjeżdża dalej i trzeba go pożegnać. Schylam się po moją małą torbę podróżną, jedyną, jaką mam ze sobą, i odchodzę od pociągu w poszukiwaniu pracownika stacji. Koniec języka za przewodnika, a niebiescy powinni być wystarczająco zorientowany w topografii miasta, aby skierować nowoprzybyłą do miejsca, gdzie będzie mogła wynająć pokój i odpocząć.
Co mam przy sobie? No tak, faktycznie, ta informacja może być ważna dla osoby, która dopiero zacznie przygodę z mapą w słoni i walizką nad siedzeniem. Tylko rzeczy najważniejsze: kilka koszuk na zmianę, spodnie i spódnicę. Bieliznę, w tym pończochy. szczotkę do włosów, pudełko zapałek, bo nigdy nie wiadomo i okulary, bo bez nich nie widzę na bliskie odległości. No, i broń, ale tylko do użycia w obronie własnej: mały damski pistolecik, niezawodny Derringer i Peacemaker dwutakowy. Do tego pudełko amunicji. Bronić się trzeba.
Podróż podróżą, ale małą ilość bagażu wytłmaczę prędzej swoją drobną budową, niż brakiem rzeczy. Myślę, że raczej będę mogła pozwolić sobie na luksus kupienia czegoś, kiedy znajdę już pracę.
- Deadwood, urocza nazwa. - Uśmiechnęłam się do jednego z pracowników stacji, który przed moim odezwaniem się wyglądał na całkiem znudzonego. - Powiedz mi, gdzie w miasteczku można wynająć pokój i zjeść coś ciepłego?