Z perspektywy gracza, to dobra wiadomość, gdyż możliwość przetestowania gry przed premierą jest zawsze miłą rzeczą – tym bardziej, że nasz sprzęt nie młodnieje, a wymagania sprzętowe nieubłaganie wzrastają, wywołując nieprzyjemne bicie serca u każdego fana. Poza tym wersja demonstracyjna pozwoli na własnej skórze przekonać się, nad czym BioWare grzebał przez ostatnie dwa lata i jakie zmiany zaszły w uniwersum „Mass Effect” od czasów samobójczej misji Sheparda.
„Uważnie wypatrujcie informacji o planach wydania dema w ciągu najbliższych miesięcy.” – zaćwierkał Casey Hudson.
Patrząc na rewolucję, która pogrążyła w chaosie ostatnie dziecko Kanadyjczyków, wydaje mi się, że przyszykowanie takiej próbki jest uczciwym wyjściem, umożliwiającym podjęcie trudnej decyzji przez potencjalnych konsumentów – kupić „Mass Effect 3” w dniu premiery, a może poczekać jeszcze kilka miesięcy, do czasu aż cena spadnie? Umówmy się, każdy, kto grał w poprzednie części serii i tak nabędzie „trójkę”, choćby był to symulator farmy, a w ramach DLC otrzymalibyśmy zardzewiałe grabie i zgniłego ziemniaka. Wszyscy jesteśmy ciekawi tego, jak skończy się epopeja komandora Sheparda.
Miejmy tylko nadzieje, że wycinek finału kosmicznej sagi, będzie zdecydowanie lepszy od tego zaserwowanego w przypadku „Dragon Age II”. Tamta produkcja do dziś pozostawia nieprzyjemny smak rozczarowania w ustach, ale okazała się znacznie przyjemniejszą przygodą niż to, co zapowiadało demo.