Film „Final Fantasy: The Spirits Within” nie zapisał się złotymi zgłoskami w historii kinematografii i dołączył do pokaźnej grupy nieudanych ekranizacji gier komputerowych. Trudno się temu dziwić, zważywszy na to, jak ogromne rozczarowanie on przyniósł. Ludzie ze Square Pictures brylowali w blasku fleszy, nie szczędząc prasie buńczucznych zapowiedzi w stylu „rewolucji cyfrowej” czy „zupełnie nowych doznań wizualnych”. Topowa licencja również działała na wyobraźnie fanów, którzy oczekiwali prawdziwej uczty w swoim ulubionym uniwersum.
Przyszedł lipiec 2001 roku, a wraz z nim fala krytyki i rozgoryczenia dziełem Square Pictures. Podobnie jak w przypadku „Wodnego świata”, tytuł nie sprostał wysokim wymaganiom kinomanów. Cóż, film nie był taki zły, a animacja do dziś wywołuje reakcje mlaskania z zachwytu, aczkolwiek kompletnie zawiódł scenariusz i forma adaptacji. Dzieło Hironobu Sakaguchi skutecznie usypiało, nawet totalnie rozentuzjazmowanych fanów, a także było pełne błędów logicznych czy uproszczeń, które nie sposób nawet teraz przełknąć. Jednak do najgorszych grzechów można zaliczyć fakt, że prócz chwytliwej nazwy, niewiele miało ono wspólnego z marką „Final Fantasy”. Rozczarowanie szybko sięgnęło zenitu, a film zniknął z repertuarów kin zanim ktokolwiek zdołał wykrzyczeć dłuższą „wiązankę”, przynosząc Square Pictures 51 mln. dolarów strat i po kilku tygodniach bankructwo.
Okazuje się jednak, że niektórym ta produkcja przypadła do gustu i stanowiła potężne źródło inspiracji. Chociażby dla takiego Dereka Wattsa z BioWare, który zdradził, że przy projektowaniu gier z uniwersum „Mass Effect” często sięga do szuflady z pomysłami artystów ze Square Pictures.
„Tak, faktycznie jest tutaj sporo odniesień do filmu „Final Fantasy: The Spirits Within”. Wykorzystaliśmy ogrom rzeczy z jego modelu graficznego interfejsu użytkownika i sposobu projektowania statków – szczególnie w początkowych szkicach Normandii.
Także nasze śmigłowce uderzeniowe są luźno oparte na tym dziele. Jest też kilka innych świetnych rzeczy – zwłaszcza te specyficzne, świecące ekrany interfejsu użytkownika; zaczerpnęliśmy z nich całkiem sporo. Nadal trzymam na swoim dysku twardym specjalny folder ze szkicami z tego filmu i szczerze mówiąc, wciąż każę wracać do nich mojej ekipie. Coś na zasadzie – spójrzcie na ten projekt, zróbcie to tak, jak oni to zrobili.” – ujawnia Derek Watts.
Jak widać nawet przeciętne i nudne kino, może się okazać dla kogoś prawdziwą kopalnią natchnienia.