Co za stek bzdur, kto w to uwierzy? To oznaczałoby zburzenie wszystkich fundamentów, na których stoi „Dragon Age II” i postawienie zupełnie nowych. Tego po prostu nie da się zrobić za pomocą kilku DLC.
Czasami zastanawiam się, czemu BioWare traktuje swoich „starych” fanów jak bandę gówniarzy, którzy wierzą ślepo w każde słowo i nie potrafią czytać między wierszami. Z dalekiej Kanady zbyt często płyną sprzeczne sygnały, pogłębiające tylko moje skonfundowanie nad obecną filozofią tego potentata branży, która nawiasem mówiąc jest dziwna i praktycznie niemożliwa do spełnienia. Zwyczajnie nie da się zrobić dobrego cRPG, z jednej strony wzbudzającego zachwyt hardcorowych fanów, natomiast z drugiej przypadającego do gustu mainstreamowi. To dwa sprzeczne kierunki. Ogień i woda, a efektem końcowym ich połączenia jest zawsze śmierdząca spalenizna, która kłuje w oczy oraz wywołuje torsje. W tym przypadku to swąd spalonego ciała buńczucznego bohatera, który przed narodzinami był zwiastowany jako „nowy Shepard”, a w pamięci graczy zapisał się raczej w charakterze taniej kopii Szeryfa Rottingham z „Facetów w rajtuzach” (na co i tak nie zasłużył, bo szeryf to był gość z ikrą, wręcz kultowa postać).
Najbardziej mnie jednak irytuje i boli to, że BioWare było blisko dokonania niemożliwego, ale postanowiło zejść z tej drogi. W końcu „Mass Effect” był spełnieniem marzeń gracza, który dopiero wgryzał zęby w gatunek komputerowych gier fabularnych lub zwyczajnie gubił się w skomplikowanych mechanizmach klasycznych cRPG. Natomiast „Dragon Age: Początek” był na najlepszej drodze, aby spełnić mokre sny człowieka, z rozrzewnieniem wspominającego produkcje z przełomu wieków i czerpiącego ogromną satysfakcję ze starych oraz sprawdzonych rozwiązań. Każdy był zadowolony i miał swoją grę. Ba, „klasyczny fan” mógł śmiało się odstresować przy przygodach dziarskiego komandora, a „niedzielny gracz” otrzymywał szansę pogrania w coś ambitniejszego. Co w tym było złego? Dlaczego wykonano takich ruch? To pytanie pozostaje bez odpowiedzi, bo przecież nie chodziło o pieniądze (sprzedaż była raczej porównywalna), a jak mi ktoś napisze, że chciano, aby „każualowiec” poznał smak fantasy cRPG, to wyśmieję na miejscu („Jade Empire” i wszystko jasne).
Przepraszam za kolejną tyradę. Dobrze wiem, że macie tego dość, ale ciśnienie mi skaczę i krew mnie zalewa automatycznie, gdy czytam takie pitolenie. Pal licho, gdyby te słowa zostały wypowiedziane przez szeregowego pracownika BioWare, wtedy jeszcze można byłoby przymknąć oko. Tym razem to jednak „szef wszystkich szefów”, czyli doktor Ray Muzyka.
„Jesteśmy zobligowani do całkowitego upewnienia się, iż wszystkie tytuły z tej marki będą odwoływać się do szerokiej publiczności – „klasycznych” fanów i zarazem wielu więcej.
Mamy w planach kilka nowych DLC, które będą starały się wyjść naprzeciw pewnym komentarzom graczy oraz wprowadzić parę nowych opcji, których poszukiwali – zarówno hardcorowi pasjonaci, jak i nowi fani.
Bierzemy pod uwagę opinię wszystkich pasjonatów, w szczególności naszych „rdzennych” fanów, naprawdę poważnie. Dążymy do tego, aby odpowiedzieć na ich opinie.
Szczerze mówiąc, „Dragon Age II” był jednym z najbardziej polaryzacyjnych projektów, jakich kiedykolwiek się podjęliśmy. Ta gra naprawdę przyciągnęła mnóstwo nowych fanów, którzy szczerze kochają satysfakcjonujące i epickie przygody. Wielu ludziom, którzy grali w pierwszą część również przypadła ona do gustu. Jednakowoż było też sporo fanów oryginalnego „Dragon Age: Początek”, którzy nie byli już tak zadowoleni. Może szukali więcej tego samego, a znaleźli coś innego i innowacyjnego, kompletnie się tego nie spodziewając. Jednak z perspektywy rynku, odnieśliśmy wielki sukces.
Uważamy, że to, co zrobiliśmy, było niezwykle nowatorskie. Jesteśmy dumni z ryzyka, jakie podjął zespół. Sądzimy, że to właściwa droga dla tej marki. Jesteśmy również zdania, że istnieje możliwość wysłuchania „rdzennych” fanów, którzy pokochali „Dragon Age: Początek”, aby upewnić się, że i oni podążają razem z nami, w tej podróży przed siebie. Musimy ciężko pracować, gdyż chcemy mieć pewność, że właśnie tak będzie.” – zdradził Ray Muzyka serwisowi Eurogamer.
Bla, bla, bla… „Jesteśmy innowacyjni i wspaniali, ale to fani nie potrafią się zaadaptować”. Źli fani! Niedobrzy! Marsz do kąta!
Ech... Laidlawizacja BioWare postępuje z siłą huraganu.