Wilkołak [Runda 2]

- Ach, z tym faktycznie nie sposób dyskutować. - uśmiechnął się kwaśno. - Dziwi mnie tylko, że nie interesuje pani żaden wymieniony wcześniej argument. Pani Sazance się nie dziwie, ale pani... Cóż.
- Z drugiej strony, pan Strateks wskazał na pana Wiktula, oskarżając go o bycie wilkołakiem, sam nim będąc. Czy nie chronił wtedy pani Sazanki, która również mogłaby być wilkołakiem? Jakaś taka nienaturalnie cicha była przez cały wieczór, może nie chciała zostać jednym z podejrzanych?
Doktor Freud spojrzał z rozdrażnieniem na swoje zimne cygaro, uznając jego nagłe zgaśnięcie za personalny atak.
Przypadek Adolfa H. Eric-Emmanuel Schmitt


- Wyjdzie teraz, że czepiam się dowolnej okazji do zmiany pani zdania. - zaśmiał się krótko mężczyzna, bo co mu pozostało? - Ale trudno, na skrupuły czas minął już dawno. Istotnie, Strateks chronił Sazankę wcześniej, a przynajmniej jest to prawdopodobne. Może liczył, że raz jeszcze zagłosuje pani wtedy na mnie i uratuje to jego skórę? Nie wiem, mniejsza o to. Pani Sazanka jednak, jak słusznie pani zauważa, mademoiselle Eni, jest dziwnie niechętna jakimkolwiek polemikom z moimi argumentami. Owszem, nie każdy musi chcieć strzępić sobie język, jak robię to ja czasem w nadmiarze, ale widać tu pewną prawidłowość. Początek - Kresselack patrzy na nią krzywo, ona nic nie mówi, a Kresselack ginie. Potem - jako pierwsza głosuje na Tiga, ani razu potem nie wdając się w dyskusje, w których choćby my dwoje usiłowaliśmy rozstrzygnąć jaka jest prawda - mniejsza o skutki. Strateks jest zdemaskowany - Sazanka milczy, podpisuje się jako ostatnia, gdy jej głos jest już tylko formalnością. Teraz - oskarżenie "po prostu". Kontrargument na moje - "sam w to nie wierzę" i "rozpaczliwie się bronię". Cóż, ja przynajmniej próbuję.
- Jest wiele prawdy w tym co pan mówi, a może jest jej jeszcze więcej niż mi się w tej chwili wydaje. - uśmiechnęła się lekko - Najpierw zagłosowałam na pana, bo już wcześniej to zrobiłam, kiedy stwierdziłam, że Tig jednak może mówić prawdę. Wtedy, głos na pana wydał mi się taki oczywiste, ale im dłużej o tym myślę, może jednak się mylę. Znowu? W końcu to rzecz ludzka.
Doktor Freud spojrzał z rozdrażnieniem na swoje zimne cygaro, uznając jego nagłe zgaśnięcie za personalny atak.
Przypadek Adolfa H. Eric-Emmanuel Schmitt


Zaśmiał się serdecznie na ostatnią uwagę. Dwuznaczność tego określenia była cudownie ironiczna w obecnej sytuacji.
- Tak, rzecz ludzka, jak słusznie pani zauważa. Jeden z niewielu ludzkich odruchów, który nam dotąd pozostał w tym całym koszmarze. Jak widać jednak tylko my mamy skłonność do pomyłek, nie słyszałem dotąd choćby próby wyjaśnienia głosu oddanego dwukrotnie na Tiga ze strony pani Sazanki. Ale innego dementi także nie było "zbyt" wiele, więc średnio mnie to dziwi... - rozłożył ręce szeroko w geście bezradności - Zdaje mi się, że wszystkie istotne i jako tako wiarygodne słowa już wypowiedziałem, mademoiselle Eni. Nie będę więc może już zanudzał ponownie, bo i tak z mojego gadania dotąd wychodziło nie zawsze coś dobrego. Ja swoją decyzję podjąłem, swoje wnioski przedstawiłem, pani Sazanka swe decyzje podejmowała konsekwentnie już dawno, choćby ze sobie tylko znanych powodów. Mogę tylko czekać na pani decyzję... a północ tuż tuż.
- Wiem o tym, wiem niestety. Wie pan, najchętniej to bym w ogóle nie głosowała, ale wtedy może zginąć kolejny człowiek. I wówczas, nie będzie możliwości odwrotu, wtedy już zginą wszyscy, a ta parszywa rasa wygra. A na to nie można pozwolić. - westchnęła cicho. - Wiem, że w tym momencie może mnie pan robić jak chce, wygłaszając wielkie mowy i przyznając mi rację. Nigdy nie uważałam się za osobę inteligentną, bo jak bym mogła, będąc zwykłą służką? Podjęłam decyzję. Oddaję swój głos na panią Sazankę.
Doktor Freud spojrzał z rozdrażnieniem na swoje zimne cygaro, uznając jego nagłe zgaśnięcie za personalny atak.
Przypadek Adolfa H. Eric-Emmanuel Schmitt


Westchnął głośno i opadł na krzesło, czując w równej mierze ulgę, co wycieńczenie.
- Tak, ja za to uważałem się za inteligentnego. Ale będę musiał poważnie to przemyśleć, kiedy wreszcie stąd wyjdziemy. A tymczasem... cóż... Dziękuję. - powiedział, nie znajdując lepszego słowa. Następnie sięgnął po schowany wcześniej tomik, otworzył na zakładce, odczytał: - "Tańczą panowie, tańczą panie na moście w Avignon..."
Koniec dnia.

[Dodano po minucie]

Krótko podsumowując:

Gratulacje dla Wiktula, który w piękny sposób wymanewrował Eni.

Sazanka, zlinczowana dziś, była człowiekiem. Ostatnim Wilkołakiem był Wiktul.

Wilkołaki zwyciężają tę rundę.
- Tak, tak. Ja za każdym razem mówię co innego. - Aha. I?

- I nic. Uważam to za cnotę. (...) Dziennikarka pyta mnie, czemu ciągle zmieniam zdanie, a ja jej odpowiadam: "Żeby się uwiarygodnić". - "Uwiarygodnić"?

- Oczywiście. Bo zawsze mówię to, co w danej chwili czuję. Nie kalkuluję, nie kombinuję. Uwiarygodniam się przez to, że sobie zaprzeczam. - Przewrotne.

- Tak. I jutro temu zaprzeczę.
Wieeeeedziałem... Menda jedna.
Miód na moje uszka
Zamykam.
- Tak, tak. Ja za każdym razem mówię co innego. - Aha. I?

- I nic. Uważam to za cnotę. (...) Dziennikarka pyta mnie, czemu ciągle zmieniam zdanie, a ja jej odpowiadam: "Żeby się uwiarygodnić". - "Uwiarygodnić"?

- Oczywiście. Bo zawsze mówię to, co w danej chwili czuję. Nie kalkuluję, nie kombinuję. Uwiarygodniam się przez to, że sobie zaprzeczam. - Przewrotne.

- Tak. I jutro temu zaprzeczę.
← Wilkołak
Wczytywanie...