W ten spokojny, niedzielny wieczór proponuję wam zapoznać się z recenzją książki pt. "Rozgwiazda", której autorem jest Peter Watts, a na polskim rynku pojawiła się dzięki aktywności wydawnictwa Ars Machina. Jeśli szukaliście jakiejś wartej uwagi pozycji z gatunku S-F, to wydaje mi się, że możecie być zainteresowani. Miłego czytania!
Peter Watts to kanadyjski pisarz science fiction. Posiada doktorat z biologii morskiej, stąd niedziwna okazuje się tematyka niniejszej książki. W Polsce, oprócz "Rozgwiazdy", ukazała się inna jego powieść pt. "Ślepowidzenie", dzięki której zyskał sobie w naszym kraju rzeszę fanów. Niestety, nie miałem jeszcze okazji przeczytać tej książki, zatem ciężko mi napisać o niej cokolwiek więcej niż to, że stanowiła świetne przetarcie dla innych dzieł tego autora, które ukażą się w naszym kraju. A że ukażą się – jestem niemalże pewien. Specjalnie dla polskich czytelników, "Rozgwiazda" opatrzona jest we wprowadzenie Wattsa, w którym z właściwym sobie, specyficznym poczuciem humoru, autor dzieli się z nami swoimi spostrzeżeniami na temat ciepłego, a może nawet gorącego przyjęcia jego pierwszej książki przez polski fandom. Zastanawia się, czy jest możliwe, aby "Rozgwiazda" pobiła popularnością "Ślepowidzenie". Zwraca uwagę, że poza Kanadą i USA, sprzedanie powieści graniczyło z niemożliwością. Jak pisze: "Jeśli twoje dzieło okazuje się zbyt mroczne dla Rosjan, wiesz już, że osiągnąłeś pewien kamień milowy". Ciężko o lepszą rekomendację dla czytelnika chcącego zmierzyć się z pozycją, która z całą pewnością może być zaliczana do "ciężkich gatunkowo".
"Rozgwiazda" to pierwsza część "Trylogii Ryfterów". Większa część akcji książki rozgrywa się na samym dnie Oceanu Spokojnego, pośród "klifów i rowów Grzbietu Juan de Fuca". Właśnie tam ulokowana została jedna ze stacji podwodnych ryfterów o nazwie "Beebe" (od nazwiska XX-wiecznego badacza, pioniera w dziedzinie badań głębokomorskich). Ryfterzy odpowiedzialni są za obsługę stacji, która w rzeczywistości jest podwodną elektrownią, zaopatrującą w energię całe wybrzeża. Kim jednak są sami ryfterzy? To zmodyfikowani fizycznie ludzie, którzy dzięki przeróbkom, przystosowani są nie tylko do życia na dnie oceanu (głównie do panującego tam ciśnienia), ale i do swobodnego poruszania się w tamtejszych głębinach bez potrzeby oddychania. Wyposażeni w specjalne kombinezony, nazywane z racji idealnego dopasowania do ciała "skórą", z sylwetki wciąż przypominają ludzi, jednak z wyglądu trudno byłoby zaklasyfikować ich jeszcze do naszego gatunku.