Otuliłaś się w miękką, ciepłą, kojącą ciszę pokładu statku, który niemal bezgłośnie przemierzał przestrzeń, pokonując drogę powrotną na Tythona.
Podobnie jak pozostali dwaj pasażerowie, oddawałaś się właśnie rozkosznej bezmyślności i lenistwu, relaksując się w swej kajucie po wszystkich fizycznych i psychicznych znojach waszej "dyplomatycznej" misji.
Odprężenie, wyciszenie i spokój sprzyjały jednocześnie ponownej analizie niedawnych wydarzeń, pozwalając na wyciąganie z nich zupełnie nowych wniosków.
Korweta sunęła bez przeszkód naprzód, a w twej głowie istniał jedynie strumień obrazów, myśli i ledwie słyszalnych dźwięków pokładowych maszyn.
Siedząc sobie spokojnie, głaszczę swoje lekku i wpatruję się w kosmos. I o czym tu rozmyślać? O zostawionej rodzinie, która musi sobie radzić beze mnie, o planecie, którą niedługo ujrzę? A może o wydarzeniach, które dopiero co miały miejsce? Mętlik myśli przewija się przez umysł. Tylko senny ruch gwiazd za oknem potrafi go spowolnić. Myśli na chwilę ogniskują się na Miraluce. Nadal coś mi nie pasuje. Cała ta kwestia dotycząca rady imperatora trapi mnie.
Siedzę, brnąc w potoku myśli.
Niewątpliwie Riahl nie powiedział ci wszystkiego o wszystkich wydarzeniach. Niewątpliwie też Harlan ukrywał coś przed tobą razem z nim i trudno rozstrzygnąć, któremu z nich bardziej zależy na utrzymaniu tajemnicy. Równie niepokojącą pozostała kwestia tego jak cała ta sprawa ma się do ostrzeżeń Rady, którego udzieliła ci jeszcze na Coruscant.
I jak daleko gotowi byli posunąć się oni obaj, by ich sekrety nie wyszły na jaw?
Jak dotąd odpowiadał ci jedynie usypiający szum klimatyzatorów.
*Niestety mam za mało wiedzy, aby coś tu ustalić. Trzeba będzie poczekać na rozwój wypadków, a także porozmawiać z Radą.*
Biorę jabłko z tacy.
*Byle wrócic do domu.*
Spoglądam znowu w stronę domu.
Przy twoich drzwiach zadźwięczał dzwonek. Po ich drugiej stronie znajdował się Harlan. Nie zdążyłaś jeszcze przywyknąć do pajęczyny blizn znaczących całą jego twarz i szyję jak błyskawice na burzowym niebie.
- Jak samopoczucie Kaileen? Taka dawka spokoju po ostatnich doznaniach może nam chyba zaszkodzić - zażartował od progu - Nie przygotowujesz czasem raportu dla Rady z braku lepszych rozrywek?
- Jeszcze nie. Na razie układam sobie w głowie uzyskane infomacje, a także moje domysły.
Odwracam lekko głowę, udając, że patrzę na paterę z owocami, ale kątem oka obserwuje reakcję Harlana.
- Na razie nie. Ale pewne kwestie nadal mnie trapią. Przeprasza, ale nie ma ochoty o tym rozmawiać.
Chwileczka ciszy.
- Jak się rany goją? - mówię to pokazując, że uznaję tamten temat za zamknięty.
- Nie goją. - oznajmił pogodnie Harlan, również sięgając po jabłko - I nie zagoją już wcale. Takie rany, poza kompleksowym porażeniem skóry i nerwów zawierają w sobie pierwiastek energii, z którą nawet najnowsza technologia niewiele może zrobić. Chirurdzy twierdzili, że mógłbym zdecydować się na kompleksowy przeszczep twarzy, ale byłoby równoznaczne z wymianą jej na coś, czego mój mózg po wszystkich latach funkcjonowania nie bardzo umiałby używać. A poza tym... I tak nigdy nie miałem wielkiego wzięcia. - zakończył, łobuzersko puszczając do ciebie oko.
- Przykro mi. Widać, nasza cywilizacja nadal w wielu dziedzinach ma braki.
- Co zamierzasz ty robić po powrocie na Tythona? Masz już jakiś kurort wypoczynkowy na oku? - próbuję rozluźnić atmosferę. Poza tym jestem ciekawa, co odpowie.
Harlan przełknął kęs jabłka i westchnął.
- Niestety, kurort wypoczynkowy będzie musiał zaczekać. Nawet sanatorium na mnie nie czeka, choć w sumie bym się nadawał. - zażartował ponownie - Najpierw zdam raport Radzie z naszej wyprawy i pozbieram cięgi za wszystko, co w ich mniemaniu zrobiłem źle, a potem z rozkoszą będę kontynuował swój najbardziej ukochany zawód szpiega, polityka czy jaką mi tam przyjemną funkcję wymyślą tym razem.
*Czy on może być aż tak głęboko zakonspirowany, że sam imperator o tym nie wie? Albo to szpieg podwójny, albo potrójny.*
- Ja mam nadzieję, że nie będzie trzeba się użerać z politykami. Mam ich chwilowo dosyć. Choć to walka jest gorsza. Dotychczas mieliśmy szczęscie.
Jedi westchnął ponownie.
- Niestety może się okazać, że bardzo szybko będziesz musiała wybierać między którąś z tych dwóch opcji. Dotarły do mnie wieści, że ofensywa na Balmorę ruszyła, a wszyscy członkowie Zakonu muszą włączyć się w nią na którymś z tych pól w takiej lub innej roli. - tu skrzywił się odrobinę, rozciągając blizny jeszcze bardziej.
- Czyli senat działa szybko. Muszę porozmawiać z Radą w tej sprawie. Prawdopodobnie tam pojadę, nie wiem jeszcze tylko, w roli kogo. - biorę kiwi.
- Chcę się jednak nacieszyć tymi kilkoma dniami spokoju.
Harlan pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Tak, to najlepsze z możliwych rozwiązań. Jeśli niczego nie potrzebujesz i nie masz żadnych pytań, to nie będę ci przeszkadzał w cieszeniu się ostatnimi chwilami spokoju.
- Myślę, że za maksymalnie kilkanaście godzin dotrzemy już na miejsce. Mnóstwo czasu na rozmyślania, sen lub partyjkę pazaaka. - uśmiechnął się w swoim stylu.
- To możemy zagrać w pazaaka, jeśli masz talię. - uśmiecham się pytająco.
- Moja nie jest jakaś wspaniała, ale kilka dobrych kart mam. - wycągam talię z bocznej kieszeni torby.
- Haha, żartowałem, niestety nie zabrałem swojej. Ale chętnie zagram. Wybierz zestaw, proszę. - odparł z uśmiechem i podstawił pufę jako prowizoryczny stolik.
Biorę pierwszy lepszy, i tak nie gramy na poważnie. Wręczam mu.
- Nie gramy na pieniądze chyba, poćwiczymy sobie.
Siadam przy pufie i tasuję talię.
- Jak chcesz, to zaczynaj.