Sesja Ati

Wprawnym gestem zagarnął monety do fartucha, a niebawem stanęła przed tobą misa gęstej, parującej zupy o wyraźnie rybnym, ale przyjemnym zapachu, w której dryfowały kawałki marchwi, zieleniny i rybiego mięsa. Do tego dołączona była spora pajda, obok której stał kufelek pełen pienistego płynu.
Rzuciła się łapczywie na zupę, zupełnie jakby ktoś miał jej to za chwilę zabrać sprzed nosa. Dopiero kiedy wręcz wylizała miskę zajęła się pajdą chleba, którą rozdzieliła na pół i upchnęła w fałdy bluzki obok zdobyczy ze straganu. Na koniec dopiero nieufnie powąchała zawartość kufla.
Piwo. Bez dwóch zdań, na pewno chrzczone, lekko kwaskowy aromat, ale o wiele bardziej przypominało alkohol niż szczyny oberżysty.
[nisz xD]

Bleh. Zmarszczyła się, ale pragnienie było silniejsze, więc szybko pociągnęła solidny łyk dusząc mdłości. Nie znosiła alkoholu. Śmierdział, niesmakował, w dodatku ludzie się po nim dziwnie zachowywali. Naprawdę nie rozumiała co w nim widzą. Odetchnęła wyraźnie odprężona, w końcu wreszcie zjadła coś ciepłego. Zasępiła się, wpatrzona w dechy kontuaru, zastanawiając co właściwie ma tu ze sobą zrobić. Jakby mimowolnie nastawiła uszy, próbując wyłapać jakieś ploteczki, mniejsze czy większe sensacje.
["niż" i "szczyny", dwa wyrazy "połączone" tak samo brzmiącą głoską, perseweracja }

- ...więc ja ją dalej aż trzeszczało i, daj bóg, nie wiem, czy bardziej jęczy ona czy łóżko! Aż tu nagle drzwi się roztwarły i kto w nich staje? Gerthyr, cały z oczami na wierzch! Ni słowa nie rzecze, zatkany jakoś, więc ja ją dalej, że aż trzeszczy. I on wnet z dupy "Co się wyprawia w moim łóżku?!", a ja mu na to "Już dawno nie twój interes!" - dalszą część historii Gerthyra i marynarza zagłuszyły gromkie śmiechy jego kompanów stojących przy ladzie.
- Jak to podbijasz? Przecież cię sprawdziłem!
- Ale ja podbijam.
- Ale jak, cepie, podbijasz, skoro sprawdziłem?! Rzuciłem piętnaście, tu masz piętnaście, więc kładź karty!
- Sam jesteś cep i grać nie umiesz, jak mówię, że podbijam, to podbijam.

Nieco za tobą, dwójka przy stoliku z książką:
- ... radzisz sobie z polityką i dworskim intryganctwem, a w tym wypadku przechwytywanie i preparowanie pewnych pism może mieć kluczowe dla sprawy znaczenie. Jeżeli odpowiada ci taka rola, to mamy możliwość wprowadzić cię do bezpośredniego otoczenia wezyra Manshaki jako poleconego doradcę. Jeśli nie, zostaje zawsze sprawa numer dwa.
- Wszystko pięknie, syl, to mi odpowiada, lecz zdradź mi, kto będzie przekazywał mi dalsze polecenia?
Bardziej po prawo, nieopodal stolika z grajkiem, wydarł się jeden z żeglarzy:
- A czy ja ci wyglądam na jakiegoś filozofa?! Jak mówię, że widziałem mackę dłuższą od wozu, to widziałem i nie zgrywaj tu uczonego, co to się zna na morskich paskudztwach, bo nawet własnego imienia napisać nie umiesz!
- No i co z tego? Ty przecież nie lepszy.
- Ale ja przecież nie o tym ci mówię, pało do lania, tylko o chędożonym krakenie!
Nuda, nuda, nuda, nuda, nuda. Przez chwilę zainteresowała się opowieścią o morskim potworze, ale tylko na chwilę. Czy w tym mieście nic się nie dzieje? Później oparła brodę na blacie, zerkając tylko nieufnie na kufel piwa. A może gospodarz będzie miał mleko? Po tej myśli rozejrzała się za nim.
Oberżysta podawał właśnie pięć kufli marynarzom snującym sprośne opowiastki w połowie blatu. Tymczasem tuż obok ciebie, najwyraźniej lekceważąc tak małą jak ty osobę, stanął dziwnie ubrany i zakapturzony jegomość. Oparł łokcie na ladzie, krzyżując tym samym ręce, lecz na wystającej spod łokcia dłoni dostrzegłaś niezwykły tatuaż, który rzucił ci się w oczy: płomień posiadający oczy, płonący ponad wielkim pazurem jakiejś bestii (pierwszym skojarzeniem był oczywiście smok).
Chwilę przyglądała się tatuażowi, nieco dłużej jego twarzy, ale w końcu oparła się na dłoniach i uniosła nieco, żeby swoją niewielką posturą wybić się chociaż troszkę przed nieznajomego. Fuknęła tylko z cicha nadal próbując przyciągnąć wzrokiem karczmarza.
Oberżysta dostrzegł cię i oddał się poszukiwaniom mleka. Jednocześnie usłyszałaś, że dziwny jegomość obok zaczął coś mruczeć, jakby mówiąc sam do siebie.
Czując się spełniona, ponieważ jej zamówienie zaraz przybędzie oklapnęła na swoje siedzenie i bardziej z nudy zaczęła przysłuchiwać się mężczyźnie.
Język, którym się posługiwał, był ci całkowicie obcy. Wypowiadał słowo bardzo cicho i szybko, co jakiś czas powtarzając niektóre, zaś samo ich brzmienie przyprawiało cię o nudności i nieprzyjemne uczucie, graniczące z bólem.
Gdy kątem oka zerknęłaś na niego ujrzałaś, że z jego oczy zalały się atramentową czernią, w której utonęły jego tęczówki i źrenice, a z pomiędzy palców zaczyna sączyć się szkarłatny blask.
Spróbowała się odsunąć, jednak stołek zachwiał się pod drobną posturą i dziewczynka runęła na podłogę. Wcześniej zdążyła tylko mruknąć coś o "pierdolonych magach". Próbując zebrać się z podłogi starała się też odsunąć od niego jak najdalej.
Spieprzenie się ze stołka w panice i bezładzie okazało się bardzo dobrym posunięciem. Mag odwrócił się na pięcie niczym defilujący żołnierz i posłał ciemnoszkarłatny promień energii w siedzącego przy stole z książką mężczyznę, zmiatając go z krzesła i wysyłając pod ścianę, po której się osunął.
Grający na harfie zerwał się, sięgając po broń, a wokół zapanowała panika i zgiełk.
Po części ucieszyła się, że wreszcie coś się dzieje, widać Bogowie jednak postanowili pchnąć ją we właściwe miejsce. Chociaż Atris nie była religijna, żaden kapłan nie miał ochoty pomóc małej, umorusanej i zawszonej istocie pomóc jej w problemach natury duchowej (a przynajmniej trafiała na tych niewłaściwych... albo na tych, którzy nieco zbyt chętnie brali ją wtedy na kolana), a kapłanek generalnie się bała, podziękowała gorliwie eterycznym istotom, czy czymkolwiek byli, wymieniając imiona zasłyszane na targu, bądź pomiędzy pomstowaniem na stracone dobra. Jednocześnie wcisnęła się w pionową ściankę kontuaru, próbując rozeznać w sytuacji. Kto z kim, dlaczego i którędy najlepiej uciec? A w odruchu, którego nauczył ją jeszcze tatko Gremdo oparła dłonie na rękojeściach sztyletów, przypiętych jak zwykle na udach.
"Harfiarz" rzucił się do ataku. Wraży magus raz jeszcze wykrzyknął coś gardłowego, a po tawernie przetoczył się ogłuszający grzmot, zupełnie jakby piorun spadł z nieba i przetoczył się po sali, zaś wokół niego zawirowały czarne błyskawice. Wówczas otrzymał cięcie w lewe ramię, które zaznaczyło się długą, krwawą strugą... Na ramieniu jego napastnika.
Przepełzła jak najdalej od centrum wydarzeń, ale nie mogła się przemóc, żeby uciec. Chciała się tylko znaleźć w miarę bezpiecznym miejscu, z którego mogłaby obserwować wydarzenia. Nie wiedziała kto jest dobry, z kto zły, a może wszyscy byli źli? Tak czy siak, po walce zawsze zostają trupy, a na trupach łupy.
Człowiek rzucił się na czarownika z rękami i zamiast ciąć, usiłował go udusić. Przez chwilę siłowali się wzajemnie. Potem właściciel harfy przechylił maga przez blat i obaj z głuchym łoskotem zwalili się za szynkwas.
A ona nadal siedziała skulona, starając nie rzucać w oczy i wypatrując ewentualnego zagrożenia. Biernie.
Kobieta siedząca dotąd za stołem również przeskoczyła blat dołączając do kotłowaniny. Po chwili oboje - kobieta i grajek - wyłonili się zza niego, dość mocno poranieni.
- Niech to szlag, kultyści. - mężczyzna splunął na podłogę i zapewne na leżącego na niej maga.
- Nie wiedziałam, że byliście tu we dwóch. Jemu - wskazała swego niedawnego rozmówcę, leżącego pod ścianą - chyba już niewiele pomoże?
- Nie wiem... Zależy jak szybko zadziałamy... - rozejrzał się wokół, omiatając wzrokiem izbę. Jego spojrzenie trafiło na ciebie. - Hej, panienko, chcesz zrobić dobry uczynek? Dobrze się on opłaci, ino migiem.
Bez słowa skinęła tylko głową i robiąc przy tym niewinne oczy, co było odruchem wyuczonym (wiadomo, że każdy raczej się rozluźnia na widok małego dziewczęcia z sarnimi oczami). Zebrała się z podłogi i otrzepując spodnie podeszła do mężczyzny, zatrzymując się jednak w bezpiecznej odległości.
← Sesja FR
Wczytywanie...