[WIEDŹMIN] Sesja Matta

Ogień trawił już nie pojedyncze budynki, ale całe osiedle. Nie widziałeś w życiu wiele pożarów, ale jasnym było, że ludzkość wobec tego żywiołu jest bezsilna. Dopóki jeszcze paliły się wyłącznie budynki na obrzeżach, sytuacja była do opanowania. Teraz, gdy z huk, dobywający się z piwnicy gospody dobitnie oświadczył wszem i wobec, że wysiłki mieszkańców są na nic, nie miałeś złudzeń. Kula ognia, złożonego głównie z gorzałki, słomy i kawałków niedawnej gospody uniosła się nad zabudowaniami i zrzuciła mrowie głowni, nadpalonych szmat, nawet fragmentów ciesiołki na dachy w promieniu pół strzelenia z łuku. Co oberżysta trzymał w piwnicy pozostanie na zawsze jego tajemnicą. Nie było sensu dłużej zwlekać. Spiąłeś konia i ruszyłeś za swoim towarzyszem, mając nadzieję, że huczący za plecami ogień na zawsze wymaże z kart historii Twój udział we wczorajszych wydarzeniach.

Jakiś czas temu

- Skandal! Hańba! Granda! - pod gabinetem Jego Magnificencji Rektora kuliło się kilku bakałarzy. Żacy, którzy nieobecnych zwykle wykładowców starali się zdybać po zebraniu, licząc na ich przychylność dawno już zrezygnowali ze swych zamiarów. Z korytarza ozdobionego nieco już poszarzałymi tapetami przeszedłeś do niewielkiego holu, w którym zwykli oczekiwać petenci. Spojrzenie przez szybki kratowanego okienka na wieżę Akademii uświadomiło Ci, że kwadrans spóźnienia nie wróży nic dobrego, zwłaszcza przy akompaniamencie wrzasków, których kilka już rozpoznawałeś. Pchnięcie drzwi pokazało, że nie pomyliłeś się wiele. W gabinecie, przed zasępionym obliczem rektora dochodziło już prawie do regularnej bitki w wykonaniu najznamienitszych z umysłów jakie nosi ziemia. Gdy im przerwałeś wykładowca dziekan Historii Naturalnej łapał za klapy sukmany wykładowcy Starszych Run z Katedry Truwerstwa i Poezji. Pod ścianą wykłócało się kilku innych profesorów, których nie znałeś. Na twój widok wszyscy zamilkli, jedynie rektor, gestem, wskazał ci miejsce, nieco z boku, wyraźnie mniej godne od stołków pozostałych. Nastąpiło ogólne pomrukiwanie i wygładzanie odzienia, jak to zwykle, gdy w obliczu młodszego kolegi mają upadać autorytety.

- Usiądź, magistrze Julsenorze. Jak widzisz, debata przybrała gorącego tonu. Czymże zawdzięczamy sobie spóźnienie? - nie czekając na Twoją odpowiedź rektor ciągnął swoje przemówienie.
- Jak wiesz, chodziły słuchy, że mamy mieć w Akademii nowego profesora w katedrze Historii Naturalnej. Prawda to. Zamierzamy zatrudnić...
- Chędożonego Nilfgaardczyka! - wykrzyczał prawie czerwony na twarzy Albert z Kagen, posiwiały, wiekowy profesor i wybitny alchemik. Niestety, znając go nie od dziś, wiedziałeś, jak strasznym jest ksenofobem.
- To skandal! Tyle światłych umysłów mamy już tutaj, gdybym ja był rektorem... - wykładowca Starszych Run, niemłody też redańczyk ucichł pod gestem aktualnie panującego.
- Na szczęście nie jesteś, a decyzja należy do mnie i profesora Ajnela. - rektor wskazał na niedźwiedziowatego profesora, który przybywszy przed półwieczem z Kaedwen nie wyzbył się ani puszczańskich manier ani też puszczańskiego wyglądu. - Stawiam was przed faktem dokonanym, a magister Julsenor jest tu obecny głównie ze względu na brak etatów. Chyba, że któryś z Was sam chce odbyć tę wycieczkę? Nie? No to wynocha, dość tych przepychanek!

Okrzyki "Hańba!" i "Skandal!" unosiły się jeszcze w powietrzu, aż wreszcie zostaliście we trójkę, rektor, profesor Ajnel i Ty.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
Odpowiedz
Nie bardzo wiedziałem czego się spodziewać. Byłem pewien, że nie chodzi konkretnie o moją osobę, bo to potoczyło by się inaczej, ale dlaczego zostałem wezwany do rektora i musiałem być świadkiem tej żałosnej kotłowaniny? Wiedząc już o co chodzi, starałem się ukryć uśmiech, który mimowolnie cisnął mi się na usta. Jeśli dobrze rozumiałem, otwierała się przede mną niesamowita okazja.
- Panie rektorze, panie profesorze. - ukłoniłem się zwyczajowo, zachowując chłodną uprzejmość wobec przełożonego i starszego kolegi. - Czy mogę wiedzieć w jakim dokładnie celu zostałem wezwany? - Czasem lubiłem sposób, w jaki rektor radził sobie z tymi wszystkimi zgrzybiałymi krzykaczami. Gorzej, kiedy po głowie dostawało mi się samemu.
- Tak, tak. Ja za każdym razem mówię co innego. - Aha. I?

- I nic. Uważam to za cnotę. (...) Dziennikarka pyta mnie, czemu ciągle zmieniam zdanie, a ja jej odpowiadam: "Żeby się uwiarygodnić". - "Uwiarygodnić"?

- Oczywiście. Bo zawsze mówię to, co w danej chwili czuję. Nie kalkuluję, nie kombinuję. Uwiarygodniam się przez to, że sobie zaprzeczam. - Przewrotne.

- Tak. I jutro temu zaprzeczę.
Odpowiedz
- Jak już słyszałeś, w Katedrze Historii Naturalnej mieć będziemy nilfgaardzkiego uczonego. Wojna wojną, ale Akademia musi się rozwijać. - rektor przypalił nabitą już wcześniej fajkę - Jak wiesz, nasza Katedra Filozofii cierpi na niedobór miejsca, studentów i co z tego wynika, nadmiar wykładowców. Znak czasów, gdy żacy miast zgłębiać nauki wyzwolone garną się do wojaczki albo i kupiectwa.
Zwalisty Ajnel z Ard Carraigh nachylił się ku tobie z dobrodusznym uśmiechem.
- I właśnie dlatego, w zamian za wykładowcę zoologa wybraliśmy ciebie, byś miał szansę reprezentować naszą wspaniałą uczelnię na stanowisku badawczym na Wszechuniwersytecie Cesarskim. - jego krzaczaste brwi poruszyły się komicznie, dodając nieco wujaszkowatości do jego zarośniętej kręconymi kudłami fizjonomii. - Cieszycie się?
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
Odpowiedz
Z wrodzonym talentem przyjąłem tę wiadomość do siebie tak, jak oczekiwaliby tego przełożeni. Na początku, odrobinę niepewnie, aby po chwili rozpromienić się, pełnym dumy z powierzonego mi zadania. Rektor czasem nie dostrzegał udawanej naiwności, mając ją po prostu za cnotę każdego dobrego podwładnego.
- To będzie dla mnie... zaszczyt. - Odparłem krótko, na wszelki wypadek uważnie obserwując reakcję rozmówców.
Uniwersytet Cesarski... to było coś jak gwiazdka z nieba. O ile Oxenfurt był ciekawym miejscem i bazą wypadową do zbierania informacji przydatnych w Kovirze i w Radzie, o tyle Nilfgaard to szansa, na jaką trudno trafić na co dzień.
- Kiedy wyruszam? Muszę się dobrze przygotować, rozsądnie dobrać rzeczy, pożegnać ze znajomymi, zapoznać się z dostępną literaturą na temat tamtejszej organizacji i zwyczajów... - Można było wyczuć, że to dopiero wstęp do pełnej entuzjazmu wyliczanki.
- Tak, tak. Ja za każdym razem mówię co innego. - Aha. I?

- I nic. Uważam to za cnotę. (...) Dziennikarka pyta mnie, czemu ciągle zmieniam zdanie, a ja jej odpowiadam: "Żeby się uwiarygodnić". - "Uwiarygodnić"?

- Oczywiście. Bo zawsze mówię to, co w danej chwili czuję. Nie kalkuluję, nie kombinuję. Uwiarygodniam się przez to, że sobie zaprzeczam. - Przewrotne.

- Tak. I jutro temu zaprzeczę.
Odpowiedz
- Spokojnie, spokojnie. - poruszył się za swoim biurkiem rektor - Godzien pochwały entuzjazm, acz musimy przygotować to również od strony formalnej. Przez najbliższy czas byłbyś zwolniony z obowiązków wobec uczelni, za to chcielibyśmy cię wysłać do Gors Velen, gdzie przybędzie nilfgaardzki okręt kupiecki. Tam znajdzie się nasz nowy profesor oraz wysłannik Cesarstwa, który ma z Tobą porozmawiać, zanim decyzja z ich strony zostanie podjęta. W razie gdybyś miał być zaakceptowany, udasz się tam po zakończeniu semestru. - fajka rektora zdążyła uformować cumulonimbus z tytoniowego dymu nad waszymi głowami.

- I, korzystając z okazji, chcielibyśmy, abyś oprowadził naszego profesora wzdłuż wybrzeża, by mógł zbadać dokładnie nie widziane jeszcze okiem cesarskiego naukowca klify i, rzecz jasna, deltę Pontaru. Taki mały, niezobowiązujący akt dobrej woli, w zamian za szansę, jaką ci dajemy. - jowialnie klepnął cię po plecach Kaedweńczyk. - Co rzekniesz?
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
Odpowiedz
Większość z moich kolegów wzdrygnęła by się przed takim zadaniem, jednak wiedziałem, że jestem znany ze swej ekscentryczności, co dawało mi takiej sytuacji przewagę.
- Rzeknę, że kiedy będzie trzeba, będę gotów. - Uśmiechnąłem się szeroko, chociaż wyglądało to, jakbym uśmiechał się sam do siebie. - Kiedy zatem wyruszam do Gors Valen? Nagle coś mi się przypomniało. - Co to znaczy, że "jeśli zostanę zaakceptowany"?
- Tak, tak. Ja za każdym razem mówię co innego. - Aha. I?

- I nic. Uważam to za cnotę. (...) Dziennikarka pyta mnie, czemu ciągle zmieniam zdanie, a ja jej odpowiadam: "Żeby się uwiarygodnić". - "Uwiarygodnić"?

- Oczywiście. Bo zawsze mówię to, co w danej chwili czuję. Nie kalkuluję, nie kombinuję. Uwiarygodniam się przez to, że sobie zaprzeczam. - Przewrotne.

- Tak. I jutro temu zaprzeczę.
Odpowiedz
- To znaczy, że na podstawie rozmowy z Tobą zostanie podjęta decyzja. A rozmowa ta odbędzie się na statku, którym przypłynie profesor. To chyba nie jest niejasne? - Ajnel zerknął na ciebie badawczo.

- Jeśli to możliwe, wyrusz jeszcze dziś. Wolelibyśmy, aby cesarscy uczeni nie czekali na ciebie. Tym razem są tu zaproszonymi gośćmi, a my gospodarzami. - rektor powiedział to swoim zwyczajnym tonem oznajmiającym, kończącym dyskusję. Zwykle dalsza z nim rozmowa kończyła się tak, jak niedawne zebranie dziekanów.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
Odpowiedz
[Wybacz, mam teraz ciężki okres]

Postanowiłem nie nadwyrężać cierpliwości obu panów i jedynie skinąłem głową na znak, że wszystko rozumiem.
- Wyruszam zatem jeszcze dziś. Nie zabieram już pani rektorowi czasu, idę się przygotować do podróży! - Promienny uśmiech, jaki pojawił się na moich ustach miał zapewnić go, że robię to z wielką ochotą.
Po chwili nie było mnie już w gabinecie. Cóż, teraz pozostało mi już tylko kilka spraw do załatwienia. Postanowiłem zacząć od udania się do mojej kwatery i spakowania najpotrzebniejszych rzeczy. Potem wizyta w banku, żeby zabrać trochę oszczędności, oczywiście nie swoich, a służbowych. Potem powinno pójść już łatwo...
- Tak, tak. Ja za każdym razem mówię co innego. - Aha. I?

- I nic. Uważam to za cnotę. (...) Dziennikarka pyta mnie, czemu ciągle zmieniam zdanie, a ja jej odpowiadam: "Żeby się uwiarygodnić". - "Uwiarygodnić"?

- Oczywiście. Bo zawsze mówię to, co w danej chwili czuję. Nie kalkuluję, nie kombinuję. Uwiarygodniam się przez to, że sobie zaprzeczam. - Przewrotne.

- Tak. I jutro temu zaprzeczę.
Odpowiedz
Kilka dni później, Gors Velen.

Nilfgaardzki okręt w otoczeniu mniejszych, lokalnych, prezentował się majestatycznie w porcie. Była to ogromna, trójmasztowa karawela, z zawadiacko zadartym dziobem obudowanym w bogate kasztele. Skośne ożaglowanie, zakładkowy kadłub o wąskiej linii i zawiasowy ster na solidnym rumplu - najnowsze zdobycze techniki morskiej - pozwalały jej pokonać bez strachu daleką trasę z dalekiego Południa. Zauważyłeś, że karawela nosi banderę Cesarstwa. Zanim jednak na dobre zacząłeś rozmyślać nad sposobem przedostania się statku przez obszar Skellige, twoją uwagę przykułu otwarte burty, przez które spływała gromada kupców i nieprzeliczone ilości towarów, przenoszonych na brzeg żurawiami. Kątem oka zauważyłeś fragment nowoczesnej, mobilnej balisty, która chowała się pod pokładem.

Jak dowiedziałeś się od mieszkańców, okręt przypłynął wczoraj, ale poselstwo Nilfgaardzkie nadal na nim przebywało. Przedstawiwszy się stojącemu obok trapu kadetowi, najpewniej asystentowi nawigacyjnemu, zostałeś wprowadzony na bujający się lekko na falach pokład. Poprowadzono cię aż pod drzwi tylnego kasztelu, za którymi czekać mieli twoi prawdopodobni przyszli pracodawcy.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
Odpowiedz
Zastanawiałem się czy to dziwne, dławiące żołądek uczucie, to zdenerwowanie, strach, może zaczątek paniki? Nie, nie mogłem sobie na to pozwolić. Tyle lat wykonywania swojego fachu uczyło, jak poradzić sobie w trudnych sytuacjach, a ta przecież nawet jeszcze taka nie była. To była szansa, które po prostu lepiej nie marnować. Odetchnąłem ostatni raz, sprawdziłem czy na pewno mam przy sobie amulet blokujący wszelkie wpływy na czystość mojego rozumowania, wyprostowałem się i zapukałem w drzwi, z zamiarem wejścia, jeśli zostanie udzielone pozwolenie.
- Tak, tak. Ja za każdym razem mówię co innego. - Aha. I?

- I nic. Uważam to za cnotę. (...) Dziennikarka pyta mnie, czemu ciągle zmieniam zdanie, a ja jej odpowiadam: "Żeby się uwiarygodnić". - "Uwiarygodnić"?

- Oczywiście. Bo zawsze mówię to, co w danej chwili czuję. Nie kalkuluję, nie kombinuję. Uwiarygodniam się przez to, że sobie zaprzeczam. - Przewrotne.

- Tak. I jutro temu zaprzeczę.
Odpowiedz
Skoro nikt się nie odezwał, postanowiłeś nacisnąć klamkę i wejść do... wąskiego korytarza. Kadet w wieku twoich żaków chichocząc wskazał ci drzwi po lewej. Cóż, może byłeś wielkim filozofem, ale na budowie statków nie znałeś się wcale. Byle zachować zimną krew...

Za drugimi drzwiami zobaczyłeś coś, czego się spodziewałeś - ale nie do końca. Wiedziałeś, że w Nilfgaardzie spartański styl miesza się z wynikającym z dobrobytu zbytkiem, ale wnętrze kajuty kompletnie cię zaskoczyło. Był to w pełni urządzony gabinet, jakby stworzony do przebywania w nim kilka miesięcy bez potrzeby jego opuszczania. Były książki na półkach, był sekretarzyk, dywan, spore łoże... Wszystko wyglądało schludnie i ascetycznie, ale jednak było wykonane z najlepszych materiałów i byłeś pewien, że zawartość tego pokoju kilkukrotnie przewyższa ceną twoje własne mieszkanie wraz ze wszystkimi ruchomościami.

We wnętrzu znajdował się nie tylko posiwiały naukowiec, skrzypiący piórem po pergaminie, ale też ktoś na kształt jego ochroniarza, o aparycji orangutana odzianego we frak. Potężny rudzielec ukłonił się przed tobą z szacunkiem, położył palec na ustach i wskazał ci krzesło przed piszącym puchaczem. Skojarzenie było aż nadto oczywiste, nie tylko ze względu na pasma siwych włosów, ale też garbaty nos, plamy na wysokim czole i podkrążone oczy. Nawet strój siedzącego za biurkiem był brunatny - rzecz jasna niezwykle kosztowny - ale funkcjonalny i z pewnością dużo wygodniejszy niż cokolwiek co miałeś na sobie. Miałeś też okazję przyjrzeć się drugiej postaci. Dwumetrowy chłop o bladej, kwadratowej twarzy, rudej czuprynie i stanowczo zbyt rozbudowanych barach stał na baczność uśmiechając się dobrotliwie. Ubrany w elegancki, watowany dublet wydawał się być wyjęty z innego wymiaru i wtłoczony w ramy nilfgaardzkiej codzienności.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
Odpowiedz
Ukłoniłem się również rudzielcowi, aby dopełnić norm dobrego wychowania i nie odezwałem się ani słowem, widząc gest mówiący mi, abym póki co skoncentrował się na posadzeniu tyłka na krześle i czekaniu, aż o wiele starszy ode mnie Nilfgaardczyk skończy robić to, czemu poświęcał w tej chwili całą swoją uwagę. Póki co wszystko wyglądało... inaczej, niż się spodziewałem. Byłem jednak pewien, że to nie koniec niespodzianek i w najbliższym czasie będę bez przerwy wystawiany na sprawdziany. No cóż, raz się żyje - byłem gotów.
- Tak, tak. Ja za każdym razem mówię co innego. - Aha. I?

- I nic. Uważam to za cnotę. (...) Dziennikarka pyta mnie, czemu ciągle zmieniam zdanie, a ja jej odpowiadam: "Żeby się uwiarygodnić". - "Uwiarygodnić"?

- Oczywiście. Bo zawsze mówię to, co w danej chwili czuję. Nie kalkuluję, nie kombinuję. Uwiarygodniam się przez to, że sobie zaprzeczam. - Przewrotne.

- Tak. I jutro temu zaprzeczę.
Odpowiedz
Starzec podpisał się zamaszyście pod dokumentem i podniósł wzrok na ciebie.

- Pan Julsenor z Murviel, jak mniemam? - rzekł dość oschle. Przyglądał ci się chwilę, jakby oceniał twój wiek. Albo pochodzenie. Albo jedno i drugie. - Zechce Pan dotknąć heksaedrycznej kostki z nefrytu przed Panem.

Rozmówca spuścił wzrok na pisma, jakby miał przed sobą niepokornego uczniaka, wobec którego trzeba wskrzesić pokłady pedagogicznej cierpliwości. Spojrzałeś na rudzielca, ten jednak uśmiechał się tylko pogodnie, jak upośledzony, wskazując spojrzeniem zielonkawą bryłę o sześciokątnych ścianach, wykonaną, ja jakże z nefrytu. Zajmowała sporą część lewej strony sekretarzyku, pozostawiając drugą połowę zagraconą pergaminami i niewielki obszar roboczy z piórami i kałamarzem pośrodku.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
Odpowiedz
Byłem praktycznie całkowicie pewien, że moich zdolności nie są w stanie wykryć żadne, dostępne zwykłym śmiertelnikom, nawet tym z Nilfgaardu, przyrządy magiczne. Niemniej jednak prośba staruszka była dość intrygująca i niepokojąca za razem. Postanowiłem nie oponować, a pytanie zadałem dopiero w momencie, gdy spełniłem prośbę rozmówcy.
- W rzeczy samej. To zaszczyt móc przebywać na tym statku. - Przez chwilę milczałem, aby dodać w końcu: Niestety nie znam nawet personaliów mego rozmówcy i nie wiem, skąd prośba poprzedzająca dalszą rozmowę. Mam nadzieję, że będzie mi dane się dowiedzieć!
- Tak, tak. Ja za każdym razem mówię co innego. - Aha. I?

- I nic. Uważam to za cnotę. (...) Dziennikarka pyta mnie, czemu ciągle zmieniam zdanie, a ja jej odpowiadam: "Żeby się uwiarygodnić". - "Uwiarygodnić"?

- Oczywiście. Bo zawsze mówię to, co w danej chwili czuję. Nie kalkuluję, nie kombinuję. Uwiarygodniam się przez to, że sobie zaprzeczam. - Przewrotne.

- Tak. I jutro temu zaprzeczę.
Odpowiedz
Gdy go dotknąłeś, kryształ zasyczał cicho i mignął ciepłym światłem, jakby ze swego wnętrza. Starzec przyglądał ci się badawczo przez chwilę znad dokumentów, jakby zadziwiła go twoja impertynencja.

- Jeżeli chcecie rozmawiać, rozmawiajcie. Ja wiem, co chciałem. Wolicie się wykłócać czy usłyszeć co chciałem rzec zanim niepotrzebnie i niegrzecznie zaczęliście prowokować niesnaski?
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
Odpowiedz
Lekko zaskoczyła mnie ofensywna postawa starca, przecież nie zrobiłem jeszcze nic złego.
- Z całym szacunkiem, proszę mówić. - odparłem głosem, w którym można było wyczuć nutę urazy.
- Tak, tak. Ja za każdym razem mówię co innego. - Aha. I?

- I nic. Uważam to za cnotę. (...) Dziennikarka pyta mnie, czemu ciągle zmieniam zdanie, a ja jej odpowiadam: "Żeby się uwiarygodnić". - "Uwiarygodnić"?

- Oczywiście. Bo zawsze mówię to, co w danej chwili czuję. Nie kalkuluję, nie kombinuję. Uwiarygodniam się przez to, że sobie zaprzeczam. - Przewrotne.

- Tak. I jutro temu zaprzeczę.
Odpowiedz
- Po pomyślnym zweryfikowaniu waszej tożsamości oraz płci, nie możęmy pozwolić, by w żadną z tych rzeczy wkradła się iluzja, zostajecie zaakceptowani. Jeżeli jeszcze zweryfikujemy waszą dobrą wolę, od zaraz może Pan zaczynać pracę na Cesarskim Wszechuniwersytecie Nilfgaardu. - chwila milczenia zaznaczyła napięcie - Weryfikacją dobrej woli będzie dobrowolna asysta, w której towarzyszyć będziecie profesorowi, Nae var Oraso, wysłannikowi naszej placówki na wymianę do Akademii Oxenfurckiej. Podróż po Delcie i eskorta do Oxenfurtu. Jeśli wam się uda, ten statek was zabierze. Pozostajemy w porcie przez trzy tygodnie. Do tego czasu wrócicie z próbkami, ekwipunkiem, rzeczami osobistymi i listem polecającym opatrzonym pieczęcią rodu Oraso, a wtedy zabierzemy was razem z dobytkiem do Nilfgaardu, na koszt. Czy macie jakieś pytania?
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
Odpowiedz
Dopiero słuchając tej przydługiej przemowy zrozumiałem, że znam ten typ człowieka aż za dobrze. Z nimi lepiej nie dyskutować, lepiej przytakiwać, zgadzać się, a potem po prostu robić swoje. Bez filozofowania. Skostniały dziadyga.
- Tylko jedno. Gdzie znajdę szanownego profesora Orsao?
- Tak, tak. Ja za każdym razem mówię co innego. - Aha. I?

- I nic. Uważam to za cnotę. (...) Dziennikarka pyta mnie, czemu ciągle zmieniam zdanie, a ja jej odpowiadam: "Żeby się uwiarygodnić". - "Uwiarygodnić"?

- Oczywiście. Bo zawsze mówię to, co w danej chwili czuję. Nie kalkuluję, nie kombinuję. Uwiarygodniam się przez to, że sobie zaprzeczam. - Przewrotne.

- Tak. I jutro temu zaprzeczę.
Odpowiedz
- Oraso. W karczmie. Profesorska noga nie postała na tym statku ni minuty dłużej niż było trzeba.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
Odpowiedz
Postanowiłem pójść za jego przykładem. Ukłoniłem się i pożegnałem, a następnie skierowałem swoje kroki w stronę wspomnianej karczmy. Przebijając się przez tłumy ludzi obecne w porcie, starałem się mimochodem sprawdzać czy nie doczepili mi jakiegoś ogona. Póki co i tak było by to niegroźne, jednak warto wybadać teren.
- Tak, tak. Ja za każdym razem mówię co innego. - Aha. I?

- I nic. Uważam to za cnotę. (...) Dziennikarka pyta mnie, czemu ciągle zmieniam zdanie, a ja jej odpowiadam: "Żeby się uwiarygodnić". - "Uwiarygodnić"?

- Oczywiście. Bo zawsze mówię to, co w danej chwili czuję. Nie kalkuluję, nie kombinuję. Uwiarygodniam się przez to, że sobie zaprzeczam. - Przewrotne.

- Tak. I jutro temu zaprzeczę.
Odpowiedz
← Sesja Wiedźmina

[WIEDŹMIN] Sesja Matta - Odpowiedź

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...