Piractwo, czy to morskie, drogowe czy też growe, zawsze wiąże się z przestępstwem, a to pociąga za sobą przykre karne konsekwencje. Sami zapewne też nie lubicie, gdy ktoś was okrada, szczególnie z przepysznych kanapek z sałatą i pomidorkiem czy kremu czekoladowego, który oczekuje w ukryciu do godziny szczęścia, gdy nasze paluszki zagłębią się w jego brązowej mazi.
Nie lubią też takich zdarzeń producenci gier, którzy wkładają w swoje projekty niemałe pieniądze i chcą na tym zarobić. Co jest oczywiste, przecież przedsiębiorstwo musi być rentowne i mieć na przyszłe inwestycje. Jednakże ten stan rzeczy burzą wszelkiej maści piraci, crackerzy i inne podobne typki spod ciemnej gwiazdy darmochy. Dlatego też studia poszukują jak najlepszego zabezpieczenia przed "lepkimi paluchami".
Podobnie postąpiło Ubisoft, wprowadzając do swoich tytułów technologię DRM, które wymagało ciągłego połączenia z internetem, by móc grać.
Zabieg niby jeden z najlepszych, ale spotkał się z głośną krytyką graczy, gdy ataki na serwery Ubisoftu uniemożliwiły graczom na rozkoszowanie się rozgrywką. Obecnie problem został zażegnany wraz z technologią DRM, a gracze ponownie mogą spokojnie zagłębiać się w fantastyczny świat, chociaż wciąż wymagane jest połączenie z siecią w przypadku autoryzacji tytułu.
Czy jest to krok ku lepszemu, pozostawiam w ocenia wam, drodzy gracze, bo to indywidualna sprawa. Osobiście rozumiem obie strony problemu, ale jestem skory zwrócić się w stronę społeczności graczy, gdyż nie może być tak, że gry niezwiązane ze sferą MMO są uzależnione od internetowych serwerów, no po prostu nie może.