Jak informowałem blisko dwa tygodnie temu, ulubiony reżyser wszystkich graczy, Uwe Boll, nie próżnuje i pracuje obecnie nad drugą częścią „Dungeon Siege: W imię króla”. Gwiazdą filmu ma być Dolph Lundgren, etatowy twardziel kina akcji i według tego co sam aktor zdążył zdradzić, fabuła ma opierać się na historii weterana wojennego, który stara się odkupić swoje dawne grzechy w kolejnej wojnie – tym razem o władzę nad monarchią. W sumie nie jest źle, zarys typowego mordobicia z nutką fantastyki. Może wyjdzie z tego w miarę znośne kino?
No cóż, nadzieja matką głupich. Uwe Boll okazał się niezłym cwaniakiem i postanowił utrzeć nosa tym chciwym gnidom z Gas Powered Games, które nie chciały mu wydać licencji do nakręcenia kontynuacji. Otóż postanowił usunąć z tytułu zbędny człon „Dungeon Siege” oraz pozostawić „W imię króla 2”, dzięki czemu pokazał figę Chrisowi Taylorowi i spółce. Nie cieszcie się na zapas, bo intryga wciąż będzie się rozgrywać w królestwie Ehb (tak jakby) i opierać się na historii Farmera.
Niemiecki reżyser zdradził zarys fabuły filmu i szczerze pisząc – autentycznie pieprznąłem ze śmiechu. Wybaczcie dość ostre słownictwo, ale zaraz sami zobaczycie, jakie zaskakujące przygody można tworzyć, będąc na prochach.
Mianowicie, delikatne odświeżenie tytułu filmu, pozwoliło Bollowi wyrwać się z ciasnego gorsetu fabularnego, jakim niezaprzeczalnie musiałoby być opieranie się na intrydze zawartej w komputerowym „Dungeon Siege II”. Reżyser skwapliwie to wykorzystał i popuścił wodze fantazji. Ojj… tak, facet jest naprawdę kreatywny!
Początek filmu ma rozgrywać się we współczesności, w jednej z anonimowych metropolii. Dolph Lundgren jest doświadczonym policjantem, który zostaje niespodziewanie zaatakowany w swoim własnym domu przez… ninja. Tak, NINJA. Genialne!
Czekajcie, dalej jest lepiej! Nasz dziarski bohater mężnie broni się przed zabójcami, jednakowoż koncentrując się na przeciwnikach nie zwraca uwagi na otaczającą go rzeczywistość i wpada wprost w… wir czasowy! Tak, nasz heros zostaje podróżnikiem w czasie!
Portal przenosi go dokładnie 50 lat po wydarzeniach mających miejsce w filmie „Dungeon Siege: W imię króla”. Królestwo Ehb jest doszczętnie zniszczone i wszyscy bohaterowie tamtych wydarzeń, włącznie z boskim Jasonem Stathamem, nie żyją. Absurd? Czytajcie dalej.
Otóż Dolph Lundgren okazuje się… synem Stathama! Rodzice wysłali go, gdy był niemowlakiem, w przyszłość i pozostawili w sierocińcu, ponieważ… hehe… bo… haha… przeczuwali, że wszyscy zginą! Niesamowite, jak do tego doszli? Teraz na Lundgrenie spoczywa ciężar odbudowy monarchii jako ostatniego spadkobiercy spuścizny królestwa Ehb.
Brzmi jak żart? Pewnie, ale szczerze? Mam nadzieje, że to się potwierdzi – takich absurdów już dawno nie czytałem i chętnie obejrzałbym je na dużym ekranie. Serio. Wiem, jestem masochistą.