Co myślicie o naszych towarzyszach doli i niedoli?
W F3 to był zbędny balast, który wpakowywał Cię w spore kłopoty i powodował masę irytacji. Natomiast w "New Vegas" czujesz ich pomoc. Wystarczy raz na nich kliknąć i już ukazuje Ci się gustowne kółeczko, w którym możesz do woli ustalić jego taktykę. Nie trzeba błądzić i klikać 94 razy, żeby ustawić jego zachowanie według naszego pomysłu. Są zadania dedykowane bohaterom, mają własną historię i wraz ze zdobyciem większej sławy odkrywamy frapujące losy naszego druha. No i w nagrodę za włóczenie się z nami, dostajemy przydatny profit (ulepszony radar, coś się modłę noktowizji czy możliwość konstruowania przedmiotów "w terenie"). No i walka - to nie są jelenie i naprawdę osłaniają nam plecy. Kilkakrotnie uratowali mi tyłek z beznadziejnych sytuacji lub zakończyli walkę zanim ja nacisnąłem na spust.
Boonie - pierwsza przegięta na maksa postać. Gość potrafił zakończyć większość pojedynków, zanim ja wyjąłem broń z kabury. Znakomity snajper, świetna i bardzo tragiczna historia oraz niezgorszy profit (noktowizja). Dobra postać, choć robił mi konkurencje, dlatego po wejściu do Stripu został w apartamencie prezydenckim House'a.
ED-E - jedyny rozsądny niehumanoidalny towarzysz. Bardzo przydatny profit (rozszerzenie zasięgu radaru), broń laserowa (od której stroniłem) i wykonuje nasze rozkazy co do joty w przeciwieństwie do psa Historia też niezgorsza, a pomysł z transmisjami znakomity.
Veronica - początkowo nie zrobiła na mnie wrażenia i wziąłem ją do ekipy tylko dlatego, żeby dostać się do bunkra Bractwa Stali Jednak po podarowaniu jej pancerza wspomaganego oraz piły łańcuchowej, siała prawdziwe piekło na polu bitwy. Dodatkowy plus za broń białą, bo moja postać wolała eliminować przeciwników z daleka, dlatego jak ktoś zdecydował się podejść bliżej, czekała go dość nieprzyjemna niespodzianka Nie podobało mi się tylko, że chce zmienić Bractwo na modłę tych lamerów Lyonsa z Waszyngtonu - nieładnie
Cass - bardzo wygadana postać, zadanie poboczne też smaczne. Miło się z nią podróżowało, ale zadecydowała kwestia siły ognia. Niestety ze swoją strzelbą karawaniarską radziła sobie dość średnio podczas potyczek, szczególnie tych większych i bardziej stresujących. Alkohol mi obniżał inteligencje i wysuszał organizm (a charyzmę miałem na 10), więc jej profit był zbędny, bo go nie pijałem. No i definitywne odrzuciła mój boski komplement i zaloty, więc niech sobie siedzi w Lucky 38 i popija swoje whisky sama
Arcade Gannon - ech... z tym to w ogóle była dziwna historia, bo nie mogłem poznać tej postaci przez pewien błąd. Podczas jednej z potyczek w kasynach Stripu (gdzie jak wiadomo, nie można wnosić broni), wziął jakąś zwykłą laskę No i byłoby git, gdyby nie to, że po wyjściu z kasyna jego ekwipunek zwyczajnie wsiąkł, a pomimo podarowania mu nowego pakietu "energetycznych cacek" nadal napierdzielał tą laską i za cholerę nie chciał jej wyrzucić. Szkoda, bo historia byłego pracownika Enklawy mogła być smaczna Następnym razem może.
Rex - absolutnie beznadziejny dla mnie, ile nerwów ja przez niego zjadłem to szkoda gadać. W skrócie - absolutny brak posłuszeństwa i wpieprzanie nas w bezowocne potyczki. Po małej lobotomii może jest lepiej, ale wolałem sprawdzonego EDE, niż tego pchlarza.
Lily - przeurocza staruszka w cielsku umięśnionego Super-Mutanta Trochę sfiksowana, ale dodaje jej to uroku - o naszej babci nie wypada mówić źle Mimo wszystko nie podróżowałem z nią zbyt wiele, bo Veronica była pierwsza i nie potrzebowałem jakoś zmiany
Raul - ech... jego w ogóle nie poznałem. Trochę się załamałem po pierwszej batalii, gdy zamiast wspomagać mnie ogniem jako były rewolwerowiec, latał po mapie jak naćpany Jetem Może innym razem, staruszku
W F3 to był zbędny balast, który wpakowywał Cię w spore kłopoty i powodował masę irytacji. Natomiast w "New Vegas" czujesz ich pomoc. Wystarczy raz na nich kliknąć i już ukazuje Ci się gustowne kółeczko, w którym możesz do woli ustalić jego taktykę. Nie trzeba błądzić i klikać 94 razy, żeby ustawić jego zachowanie według naszego pomysłu. Są zadania dedykowane bohaterom, mają własną historię i wraz ze zdobyciem większej sławy odkrywamy frapujące losy naszego druha. No i w nagrodę za włóczenie się z nami, dostajemy przydatny profit (ulepszony radar, coś się modłę noktowizji czy możliwość konstruowania przedmiotów "w terenie"). No i walka - to nie są jelenie i naprawdę osłaniają nam plecy. Kilkakrotnie uratowali mi tyłek z beznadziejnych sytuacji lub zakończyli walkę zanim ja nacisnąłem na spust.
Boonie - pierwsza przegięta na maksa postać. Gość potrafił zakończyć większość pojedynków, zanim ja wyjąłem broń z kabury. Znakomity snajper, świetna i bardzo tragiczna historia oraz niezgorszy profit (noktowizja). Dobra postać, choć robił mi konkurencje, dlatego po wejściu do Stripu został w apartamencie prezydenckim House'a.
ED-E - jedyny rozsądny niehumanoidalny towarzysz. Bardzo przydatny profit (rozszerzenie zasięgu radaru), broń laserowa (od której stroniłem) i wykonuje nasze rozkazy co do joty w przeciwieństwie do psa Historia też niezgorsza, a pomysł z transmisjami znakomity.
Veronica - początkowo nie zrobiła na mnie wrażenia i wziąłem ją do ekipy tylko dlatego, żeby dostać się do bunkra Bractwa Stali Jednak po podarowaniu jej pancerza wspomaganego oraz piły łańcuchowej, siała prawdziwe piekło na polu bitwy. Dodatkowy plus za broń białą, bo moja postać wolała eliminować przeciwników z daleka, dlatego jak ktoś zdecydował się podejść bliżej, czekała go dość nieprzyjemna niespodzianka Nie podobało mi się tylko, że chce zmienić Bractwo na modłę tych lamerów Lyonsa z Waszyngtonu - nieładnie
Cass - bardzo wygadana postać, zadanie poboczne też smaczne. Miło się z nią podróżowało, ale zadecydowała kwestia siły ognia. Niestety ze swoją strzelbą karawaniarską radziła sobie dość średnio podczas potyczek, szczególnie tych większych i bardziej stresujących. Alkohol mi obniżał inteligencje i wysuszał organizm (a charyzmę miałem na 10), więc jej profit był zbędny, bo go nie pijałem. No i definitywne odrzuciła mój boski komplement i zaloty, więc niech sobie siedzi w Lucky 38 i popija swoje whisky sama
Arcade Gannon - ech... z tym to w ogóle była dziwna historia, bo nie mogłem poznać tej postaci przez pewien błąd. Podczas jednej z potyczek w kasynach Stripu (gdzie jak wiadomo, nie można wnosić broni), wziął jakąś zwykłą laskę No i byłoby git, gdyby nie to, że po wyjściu z kasyna jego ekwipunek zwyczajnie wsiąkł, a pomimo podarowania mu nowego pakietu "energetycznych cacek" nadal napierdzielał tą laską i za cholerę nie chciał jej wyrzucić. Szkoda, bo historia byłego pracownika Enklawy mogła być smaczna Następnym razem może.
Rex - absolutnie beznadziejny dla mnie, ile nerwów ja przez niego zjadłem to szkoda gadać. W skrócie - absolutny brak posłuszeństwa i wpieprzanie nas w bezowocne potyczki. Po małej lobotomii może jest lepiej, ale wolałem sprawdzonego EDE, niż tego pchlarza.
Lily - przeurocza staruszka w cielsku umięśnionego Super-Mutanta Trochę sfiksowana, ale dodaje jej to uroku - o naszej babci nie wypada mówić źle Mimo wszystko nie podróżowałem z nią zbyt wiele, bo Veronica była pierwsza i nie potrzebowałem jakoś zmiany
Raul - ech... jego w ogóle nie poznałem. Trochę się załamałem po pierwszej batalii, gdy zamiast wspomagać mnie ogniem jako były rewolwerowiec, latał po mapie jak naćpany Jetem Może innym razem, staruszku