[Incepcja] Recenzja

Zapraszamy do zapoznania się z recenzją filmu "Incepcja"!

Być może niektórzy z was, tak jak ja, od dłuższego czasu czekają na film, który poza rozrywką na wysokim, drogim i profesjonalnym poziomie przyniesie z sobą coś więcej, przełom w historii gatunku czy nawet kina jako całości. Po raz kolejny stanęliśmy w miejscu, z perspektywy którego wydaje się, że wszystko już wymyślono, nakręcono i obejrzano. Na całe szczęście, po raz kolejny, mamy okazję ogromnie się pomylić.... Czytaj dalej!

Komentuj, dyskutuj, dziel się z innymi swoim zdaniem!

Odpowiedz
Moje wrażenie zaraz po seansie, którymi podzieliłem się na innym forum:

Ciężko się pisze o filmie znakomitym praktycznie w każdym calu (stara prawda, że łatwiej jest coś zbesztać), szczególnie jeśli do pełnego zrozumienia wszystkich poruszonych wątków w owym dziele, trzeba powtórzyć seans tak z dwa – trzy razy. Nolan miesza wszystko: psychoanalizę snów, kreowanie nowych światów i przełamywanie granic wyobraźni, potęgę i wpływ idei na nas samych oraz otaczający nas świat, mroczną historię o intymnej wędrówce po zdradliwych korytarzach naszego umysłu i batalii z demonami przeszłości, mitologię (mit o Tezeuszu i Ariadnie), zdobycze literatury i współczesnej popkultury – mógłbym tak wymieniać długo, ale po co? Najważniejsze jest to, że ten miks to prawdziwa intelektualna uczta, wykwintna niczym dania z burżujskich restauracji dla snobów i tak smaczna, że ma się ochotę prosić ciągle o dokładkę.

Jakby jeszcze tego było mało owy „róg obfitości”, reżyser postanowił polać gęstym sosem pierwszoligowego kina akcji i przyprawami składającymi się z mistrzowskich efektów specjalnych. Efekt tego jest łatwy to przewidzenia – człowiek siedzi na krawędzi krzesła emocjonując się każdą sekundą filmu, ściskając kciuki za ekipę Cobba („incepcja” jest procesem arcydelikatnym i bardzo precyzyjnym, a jeżeli dodamy do tego, że „ofiara” wcale nie jest taka bezbronna, prowadzi to do szeregu korekt w „planie prawie-idealnym” – a co za tym idzie, zaskakujących zwrotów akcji) i śledząc wszystko z opadniętą szczęką (każdy kto widział scenę walki w hotelu bez grawitacji czy tę, w której miasto składa się niczym papierowe pudełko, wie o co chodzi). Całe dwie i pół godziny filmu mijają zaskakująco szybko, tak jakbyśmy stracili poczucie czasu i ktoś użył jakichś magicznych sztuczek.

Wdzięczny jestem również Nolanowi za uniknięcie technicznego bełkotu i zagmatwania procesu eksploracji cudzego umysłu. To faktycznie to się odczuwa. Nie uniknąłem jednak uczucia zagubienia i oszołomienia - często nie wiedziałem, które sceny to obrazy fikcji, a które rzeczywistości. Całkiem możliwie, że to celowy zabieg reżysera i od razu rzucił nas na „głębokie wody”. Chciał, abyśmy wgryźli się głębiej w surrealistyczny świat „Incepcji” i poczuli się równie skołowani jak bohaterowie, równocześnie bardziej się z nimi utożsamiając, chłonąc specyficzny klimat płynący z dzieła. Wrażenie robi też sam koncept snu jako odrębnej aglomeracji - z sieciami krętych ulic (obrazującymi zawiłość ludzkiego umysłu), skrywającymi gdzieś w mrocznych zakamarkach sekrety (których nikomu nie odważymy się zdradzać) czy służbami porządkowymi, które stoją na straży jej bezpieczeństwa.

Gra aktorska również zasługuję na oklaski i zasadniczo ciężko wskazać mi słaby punkty w ekipie Cobba. DiCaprio faktycznie powtórzył swoją rolę z „Wyspy Tajemnic”, ale przecież zagrał tam świetnie, więc nie zamierzam narzekać. Nie mogę się zgodzić, że Joseph Gordon-Levitt (a padają takie dziwne opinie) zagrał słabo - dla mnie akurat mocny punkt w obsadzie. Świetnie wkomponował się jako cichy profesjonalista, która mocno stąpa w rzeczywistym świecie. Na uznanie zasługuję również Tom Hardy, który z iście zawadiackim urokiem, wprowadza niezbędny element humorystyczny.

Muzyka – zasadniczo nie ma tu o czym pisać, bo osoba Hansa Zimmera mówi sama za siebie. Prawdziwy geniusz, a oprawa muzyczna skutecznie intensyfikuje klimat dzieła.

Na koniec warto wspomnieć o zakończeniu. Oczywiście zdradzać go nie będę, ale trzeba zaznaczyć, iż efektywnie usmażyło mój mózg. Z jednej strony po zobaczeniu go nie można nie krzyknąć „no chyba sobie żartujecie!”, ale z drugiej… tak jest chyba lepiej. Nolan najwyraźniej uznał, że widz jest na tyle inteligentny, iż sam wykoncypuje własne, idealne zwieńczenie historii. Mnogość interpretacji spokojnie na to pozwala.

Trudno jest wydać szczerą opinię zaraz po seansie, szczególnie gdy nie opadły jeszcze emocje i nie przemyślało się niektórych scen, ale „Incepcja” spełniła moje oczekiwania z nawiązką. Skoro dziełu Nolana przed premierą postawiłem niebotyczną poprzeczkę, a ono ją bez trudu przeskoczyło i ustanowiło nowy rekord, to jestem w stanie polecić ten film absolutnie każdemu. Z tego snu zdecydowanie nie chciałem się obudzić.
Odpowiedz
Zamiast robić mi konkurencję w komentarzach mogłeś wrzucić to jako drugą recenzję
Odpowiedz
Właśnie wróciłem z filmu - faktycznie niczego sobie. Dawno takiego nie oglądałem.
Czy 643 artykuły na GE nie mówią same za siebie?


Najładniejsza laurka, jaką kiedykolwiek dostałem. Dzięki. (;

Odpowiedz
Pomysł niewątpliwie ciekawy, ale w pewnym momencie zaczął się robić nudnawy, wszystko zaczęło się dłużyć kiedy pokazywano sceny z 4 planów na raz. Widzę, że Wam bardzo się podobał ale ja dałbym maksymalnie 6+/10.

Odpowiedz
Sceny z 4 planów naraz były właśnie genialne! Te nieustanne przeplatanki, jak spadali do wody w vanie - CUDO! Dawno nie widziałem tak świetnego filmu, dopracowanego w każdym calu. Do tego idealne zakończenie. Polecam każdemu i bez wahania również stawiam 10/10.


Tonari no Totoro!
Odpowiedz
Ocena, w moim odczuciu, za wysoka. Tak, "Incepcja" to dobry film, ale zdecydowanie niedoskonały.

Przede wszystkim zawiodłem się na całej otoczce s-f'owej. Jako całość, mamy tutaj niezłą historię, ale potem to właściwie zwykły film akcji z dobrymi efektami i paroma dodatkami, jak przewracające się pomieszczenia, by ktoś nie powiedział, że to kolejna "Szklana pułapka".

Mamy całą historię o snach, zaczepianiu myśli itd. Mniejsza o to, czy się z tymi poglądami zgadzam, ale potem tego w filmie właściwie nie widać. Zaginanie jednej ulicy to trochę za mało czegoś niezwykłego, by mnie przekonać.

Efekty wykonano niemal doskonale i nie znalazłem w tej materii nic, co zasługiwałoby na słowa krytyki.

To samo tyczy się gry aktorskiej. Przekonywująca, dojrzała i sprawiająca, że chce się poznawać opowiadaną historię.

8,5/10 ode mnie, bo momentami film się nazbyt dłużył i jak wspomniałem, za mało tutaj sf, które powinno być siłą tego typu dzieł. Na koniec o zakończeniu - ciekawe i wrednie przycięte, czyli tak, jak lubię.
Znalazłem jedyne źródło i cel wszelkiej racji
Odpowiedz
Film jest świetny i zgadzam się z recenzją. Faktycznie czasami nudził i brakowało w nim napięcia, ale nie to jest najważniejsze, lecz rewelacyjna fabuła. Jedynie zakończenie wypadło... dziwnie. Nie wiadomo, co stało się dalej. Czytałem, że Nolan chciał, żeby widz sam ocenił, które zakończenie jest lepsze, ale jak dla mnie ten zabieg jest trochę pozbawiony sensu. Ale mimo to: 10/10
Odpowiedz
← Artykuły

[Incepcja] Recenzja - Odpowiedź

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...