Moje wrażenie zaraz po seansie, którymi podzieliłem się na innym forum:
Ciężko się pisze o filmie znakomitym praktycznie w każdym calu (stara prawda, że łatwiej jest coś zbesztać), szczególnie jeśli do pełnego zrozumienia wszystkich poruszonych wątków w owym dziele, trzeba powtórzyć seans tak z dwa – trzy razy. Nolan miesza wszystko: psychoanalizę snów, kreowanie nowych światów i przełamywanie granic wyobraźni, potęgę i wpływ idei na nas samych oraz otaczający nas świat, mroczną historię o intymnej wędrówce po zdradliwych korytarzach naszego umysłu i batalii z demonami przeszłości, mitologię (mit o Tezeuszu i Ariadnie), zdobycze literatury i współczesnej popkultury – mógłbym tak wymieniać długo, ale po co? Najważniejsze jest to, że ten miks to prawdziwa intelektualna uczta, wykwintna niczym dania z burżujskich restauracji dla snobów i tak smaczna, że ma się ochotę prosić ciągle o dokładkę.
Jakby jeszcze tego było mało owy „róg obfitości”, reżyser postanowił polać gęstym sosem pierwszoligowego kina akcji i przyprawami składającymi się z mistrzowskich efektów specjalnych. Efekt tego jest łatwy to przewidzenia – człowiek siedzi na krawędzi krzesła emocjonując się każdą sekundą filmu, ściskając kciuki za ekipę Cobba („incepcja” jest procesem arcydelikatnym i bardzo precyzyjnym, a jeżeli dodamy do tego, że „ofiara” wcale nie jest taka bezbronna, prowadzi to do szeregu korekt w „planie prawie-idealnym” – a co za tym idzie, zaskakujących zwrotów akcji) i śledząc wszystko z opadniętą szczęką (każdy kto widział scenę walki w hotelu bez grawitacji czy tę, w której miasto składa się niczym papierowe pudełko, wie o co chodzi). Całe dwie i pół godziny filmu mijają zaskakująco szybko, tak jakbyśmy stracili poczucie czasu i ktoś użył jakichś magicznych sztuczek.
Wdzięczny jestem również Nolanowi za uniknięcie technicznego bełkotu i zagmatwania procesu eksploracji cudzego umysłu. To faktycznie to się odczuwa. Nie uniknąłem jednak uczucia zagubienia i oszołomienia - często nie wiedziałem, które sceny to obrazy fikcji, a które rzeczywistości. Całkiem możliwie, że to celowy zabieg reżysera i od razu rzucił nas na „głębokie wody”. Chciał, abyśmy wgryźli się głębiej w surrealistyczny świat „Incepcji” i poczuli się równie skołowani jak bohaterowie, równocześnie bardziej się z nimi utożsamiając, chłonąc specyficzny klimat płynący z dzieła. Wrażenie robi też sam koncept snu jako odrębnej aglomeracji - z sieciami krętych ulic (obrazującymi zawiłość ludzkiego umysłu), skrywającymi gdzieś w mrocznych zakamarkach sekrety (których nikomu nie odważymy się zdradzać) czy służbami porządkowymi, które stoją na straży jej bezpieczeństwa.
Gra aktorska również zasługuję na oklaski i zasadniczo ciężko wskazać mi słaby punkty w ekipie Cobba. DiCaprio faktycznie powtórzył swoją rolę z „Wyspy Tajemnic”, ale przecież zagrał tam świetnie, więc nie zamierzam narzekać. Nie mogę się zgodzić, że Joseph Gordon-Levitt (a padają takie dziwne opinie) zagrał słabo - dla mnie akurat mocny punkt w obsadzie. Świetnie wkomponował się jako cichy profesjonalista, która mocno stąpa w rzeczywistym świecie. Na uznanie zasługuję również Tom Hardy, który z iście zawadiackim urokiem, wprowadza niezbędny element humorystyczny.
Muzyka – zasadniczo nie ma tu o czym pisać, bo osoba Hansa Zimmera mówi sama za siebie. Prawdziwy geniusz, a oprawa muzyczna skutecznie intensyfikuje klimat dzieła.
Na koniec warto wspomnieć o zakończeniu. Oczywiście zdradzać go nie będę, ale trzeba zaznaczyć, iż efektywnie usmażyło mój mózg. Z jednej strony po zobaczeniu go nie można nie krzyknąć „no chyba sobie żartujecie!”, ale z drugiej… tak jest chyba lepiej. Nolan najwyraźniej uznał, że widz jest na tyle inteligentny, iż sam wykoncypuje własne, idealne zwieńczenie historii. Mnogość interpretacji spokojnie na to pozwala.
Trudno jest wydać szczerą opinię zaraz po seansie, szczególnie gdy nie opadły jeszcze emocje i nie przemyślało się niektórych scen, ale „Incepcja” spełniła moje oczekiwania z nawiązką. Skoro dziełu Nolana przed premierą postawiłem niebotyczną poprzeczkę, a ono ją bez trudu przeskoczyło i ustanowiło nowy rekord, to jestem w stanie polecić ten film absolutnie każdemu. Z tego snu zdecydowanie nie chciałem się obudzić.