Otóż dnia dzisiejszego, postanowiłem zająć się kompletowaniem swojego stroju post-apokaliptycznego no i grzebiąc w swoim źródle gratów, natrafiłem na znalezisko, które zainspirowało mnie to napisania tego tematu.
Załóżmy, że nagle, jak to się zazwyczaj dzieje, rozpętuje się konflikt nuklearny. W rozsypkę idzie połowa świata, a ta która zostaje, okazuje się skażonym, pozbawionym normalnego życia- pustkowiem.
Mało tego. Dane wam było jakimś cudem przeżyć i nie dostać śmiertelnej dawki promieniowania, choć wszystko wokół świeci na zielono w nocy, rośliny urządzają sobie potańcówki, a wy musicie bić się o jedzenie z karaluchami i mrówkami.
Oczywiście, są jeszcze inne formy życia. Samozwańczy władcy pustkowi, chcący zdobyć nad nimi dominację, bandyci, mutanci... I wy oczywiście.
Życie na pustkowiu nie jest lekkie, a wy musicie sobie jakoś poradzić. I teraz pytanie. Zakładając, że cały cieższy sprzęt poszedł, elektryczności raczej nie dostaniecie w swoich gniazdkach, oraz nie byliście wystarczająco przezorni, żeby zakupić wcześniej kałasznikowa (choć... kto wie?), co byście użyli z tego, co posiadacie w swoich domach/mieszkaniach/posesjach/ogródkach, żeby dokopać całej tej reszcie post-nuklearnej hołoty?
Mój wybór to:
Kawałek instalacji oprowadzającej wodę po ogrodzie. Konkretnie taki, który składa się z metalowej rurki, z nakręconym na nią złącznikiem. Długość jakieś półtora metra, grubość ścianek jakieś 3-4 mm. Penetracja czaszki, złamanie karku, połamanie rąk i nóg? Z takim cudem nic prostszego! A jeśli pchnąć, to może i nie przebije, ale za to zadziała niczym mały obuch. Oczywiście, złącznik odchodzi na bok, tak więc nieco naostrzony fragment rurki także jest jakimś atutem... Taki mały brat Tuskeńskiego Gaderffii .
A jaki by był wasz wybór ;D ?
Załóżmy, że nagle, jak to się zazwyczaj dzieje, rozpętuje się konflikt nuklearny. W rozsypkę idzie połowa świata, a ta która zostaje, okazuje się skażonym, pozbawionym normalnego życia- pustkowiem.
Mało tego. Dane wam było jakimś cudem przeżyć i nie dostać śmiertelnej dawki promieniowania, choć wszystko wokół świeci na zielono w nocy, rośliny urządzają sobie potańcówki, a wy musicie bić się o jedzenie z karaluchami i mrówkami.
Oczywiście, są jeszcze inne formy życia. Samozwańczy władcy pustkowi, chcący zdobyć nad nimi dominację, bandyci, mutanci... I wy oczywiście.
Życie na pustkowiu nie jest lekkie, a wy musicie sobie jakoś poradzić. I teraz pytanie. Zakładając, że cały cieższy sprzęt poszedł, elektryczności raczej nie dostaniecie w swoich gniazdkach, oraz nie byliście wystarczająco przezorni, żeby zakupić wcześniej kałasznikowa (choć... kto wie?), co byście użyli z tego, co posiadacie w swoich domach/mieszkaniach/posesjach/ogródkach, żeby dokopać całej tej reszcie post-nuklearnej hołoty?
Mój wybór to:
Kawałek instalacji oprowadzającej wodę po ogrodzie. Konkretnie taki, który składa się z metalowej rurki, z nakręconym na nią złącznikiem. Długość jakieś półtora metra, grubość ścianek jakieś 3-4 mm. Penetracja czaszki, złamanie karku, połamanie rąk i nóg? Z takim cudem nic prostszego! A jeśli pchnąć, to może i nie przebije, ale za to zadziała niczym mały obuch. Oczywiście, złącznik odchodzi na bok, tak więc nieco naostrzony fragment rurki także jest jakimś atutem... Taki mały brat Tuskeńskiego Gaderffii .
A jaki by był wasz wybór ;D ?