Bardzo długi nóż przyklejony do rydla taśmą klejącą. Mam w domu trzy długie i dwa krótkie noże a więc jest ok. przykleić dwa długie noże do rydla(płaskiej łopaty) i mam zarówno broń obuchową jak i kłótą. Mogła by ona również posłużyć jako oszczep. Z ostrzeniem też nie ma problem bo są w domu dwie osełki.
Artykuły Gospodarstwa Post-Apokaliptycznego. - Odpowiedź
Podgląd ostatnich postów
Rany, myślisz, że tak trudno zmienić kształt i naostrzyć nóż?
Noże do ciasta zazwyczaj nie są zbyt ostrze, poza tym z tego co pamiętam mają zaokrąglone czubki. Mógłbyś go co najwyżej rozjuszyć, albo przy odrobienie szczęścia zdezorientować.
Wąż ogrodowy, z metalowym końcem. Pozwala trzymać wrogów na odległość, a oberwanie czymś takim nieźle boli. Gdy wróg podejdzie za blisko wyciągam nóż do krojenia ciasta(mam taki, o długości mniej więcej 30-40cm)i robię z niego szaszłyki. W ostateczności dezodorant + zapałki/zapalniczka.
Biorąc pod uwagę, że mieszkam w bloku, a soniczne jojo wymaga baterii, chyba zdecyduję się na samorobny rozpylacz ace. Jak wszyscy wiemy, etykietka ostrzega przed kontaktem z oczami, więc oberwanie takim świństwem po gałach musi być niebezpieczne. Oczywiście, byłaby to broń tylko do oślepiania, potem wykańczałbym delikwenta czymś ciężkim, jak gryf od hantla, albo klucz do opon.
Popatrzcie też na to, że taki rozpylacz można zbudować przy niewielkim nakładzie środków. Wystarczy pompka rowerowa, pojemnik, urządzenie spustowe (pistolet na wodę?) i duuuuużo taśmy klejącej. A siła tej broni rośnie wraz z liczbą oczu przeciwnika, czyli z większością mutantów radzimy sobie raz dwa.
Popatrzcie też na to, że taki rozpylacz można zbudować przy niewielkim nakładzie środków. Wystarczy pompka rowerowa, pojemnik, urządzenie spustowe (pistolet na wodę?) i duuuuużo taśmy klejącej. A siła tej broni rośnie wraz z liczbą oczu przeciwnika, czyli z większością mutantów radzimy sobie raz dwa.
Otóż dnia dzisiejszego, postanowiłem zająć się kompletowaniem swojego stroju post-apokaliptycznego no i grzebiąc w swoim źródle gratów, natrafiłem na znalezisko, które zainspirowało mnie to napisania tego tematu.
Załóżmy, że nagle, jak to się zazwyczaj dzieje, rozpętuje się konflikt nuklearny. W rozsypkę idzie połowa świata, a ta która zostaje, okazuje się skażonym, pozbawionym normalnego życia- pustkowiem.
Mało tego. Dane wam było jakimś cudem przeżyć i nie dostać śmiertelnej dawki promieniowania, choć wszystko wokół świeci na zielono w nocy, rośliny urządzają sobie potańcówki, a wy musicie bić się o jedzenie z karaluchami i mrówkami.
Oczywiście, są jeszcze inne formy życia. Samozwańczy władcy pustkowi, chcący zdobyć nad nimi dominację, bandyci, mutanci... I wy oczywiście.
Życie na pustkowiu nie jest lekkie, a wy musicie sobie jakoś poradzić. I teraz pytanie. Zakładając, że cały cieższy sprzęt poszedł, elektryczności raczej nie dostaniecie w swoich gniazdkach, oraz nie byliście wystarczająco przezorni, żeby zakupić wcześniej kałasznikowa (choć... kto wie?), co byście użyli z tego, co posiadacie w swoich domach/mieszkaniach/posesjach/ogródkach, żeby dokopać całej tej reszcie post-nuklearnej hołoty?
Mój wybór to:
Kawałek instalacji oprowadzającej wodę po ogrodzie. Konkretnie taki, który składa się z metalowej rurki, z nakręconym na nią złącznikiem. Długość jakieś półtora metra, grubość ścianek jakieś 3-4 mm. Penetracja czaszki, złamanie karku, połamanie rąk i nóg? Z takim cudem nic prostszego! A jeśli pchnąć, to może i nie przebije, ale za to zadziała niczym mały obuch. Oczywiście, złącznik odchodzi na bok, tak więc nieco naostrzony fragment rurki także jest jakimś atutem... Taki mały brat Tuskeńskiego Gaderffii .
A jaki by był wasz wybór ;D ?
Załóżmy, że nagle, jak to się zazwyczaj dzieje, rozpętuje się konflikt nuklearny. W rozsypkę idzie połowa świata, a ta która zostaje, okazuje się skażonym, pozbawionym normalnego życia- pustkowiem.
Mało tego. Dane wam było jakimś cudem przeżyć i nie dostać śmiertelnej dawki promieniowania, choć wszystko wokół świeci na zielono w nocy, rośliny urządzają sobie potańcówki, a wy musicie bić się o jedzenie z karaluchami i mrówkami.
Oczywiście, są jeszcze inne formy życia. Samozwańczy władcy pustkowi, chcący zdobyć nad nimi dominację, bandyci, mutanci... I wy oczywiście.
Życie na pustkowiu nie jest lekkie, a wy musicie sobie jakoś poradzić. I teraz pytanie. Zakładając, że cały cieższy sprzęt poszedł, elektryczności raczej nie dostaniecie w swoich gniazdkach, oraz nie byliście wystarczająco przezorni, żeby zakupić wcześniej kałasznikowa (choć... kto wie?), co byście użyli z tego, co posiadacie w swoich domach/mieszkaniach/posesjach/ogródkach, żeby dokopać całej tej reszcie post-nuklearnej hołoty?
Mój wybór to:
Kawałek instalacji oprowadzającej wodę po ogrodzie. Konkretnie taki, który składa się z metalowej rurki, z nakręconym na nią złącznikiem. Długość jakieś półtora metra, grubość ścianek jakieś 3-4 mm. Penetracja czaszki, złamanie karku, połamanie rąk i nóg? Z takim cudem nic prostszego! A jeśli pchnąć, to może i nie przebije, ale za to zadziała niczym mały obuch. Oczywiście, złącznik odchodzi na bok, tak więc nieco naostrzony fragment rurki także jest jakimś atutem... Taki mały brat Tuskeńskiego Gaderffii .
A jaki by był wasz wybór ;D ?