Sesja Nr 1
No to w razie ataku masz przesrane - skwitował Irvina Szpak, który przed chwilą wygramolił się z wozu z maczetą przy pasie i Springfieldem zawieszonym na ramieniu - Dobra, słuchajcie - najlepiej, żebyście podzielili czas między siebie. Im więcej ludzi, tym krótszy czas warty - Tłumaczył, z jego głosu zniknęło wcześniejsze rozleniwienie i luz, zastąpione wojskową nutą - Wolimy, byście działali krócej, a za to intensywniej - Zamilkł na chwilę, szukając czegoś w kieszeni - Jak już wcześniej słyszeliśmy Irvine nie będzie brał udziału w warcie. Tak samo ty -Wskazał palcem na Iskrę - Kobiety nie mogą czuwać, chyba, że Starsi się zgodzą. Tradycja taka... etat starszego pełni aktualnie Buck - Mruknął - Ktoś jeszcze nie może czuwać?
Ja *Mruknął lakonicznie Cichy gasząc papierosa na otwartej dłoni. Skrzywił się i spojrzał w niebo. Płaszcz i bluza z kapturem dawno leżały w samochodzie. Miał na sobie czarną koszulkę i bojówki. Podrapał się po brodzie* Ale za frajer strunować nie będę. Co z sufitem? Stryni coś z niego?
[Pytanie brzmiało kto NIE może stróżować, Ell. ;> Chyba, że ja coś źle zrozumiałam w Twoim poście.]
*Blondynka tylko wzruszyła ramionami i wypuściła malowniczy kłąb dymu.* - I tak nie jestem dobrym strzelcem. Przynajmniej będziecie mieli przytomnego i wypoczętego kierowcę i mechanika. *Podsumowała i uśmiechnęła się, jednym z tych rozbrajających niewinnością kobiecych uśmiechów. Ale banda twardzieli i tak chyba na two nie zwróciła uwagi.*
*Blondynka tylko wzruszyła ramionami i wypuściła malowniczy kłąb dymu.* - I tak nie jestem dobrym strzelcem. Przynajmniej będziecie mieli przytomnego i wypoczętego kierowcę i mechanika. *Podsumowała i uśmiechnęła się, jednym z tych rozbrajających niewinnością kobiecych uśmiechów. Ale banda twardzieli i tak chyba na two nie zwróciła uwagi.*
[Ruszymy, ruszymy ]
Świetnie *Skrzywił się Szpak* W nocy pewnie będzie gorąco, ale co tam... najwyżej zginiemy *Tu wyszczerzył zęby, nie wiadomo, czy z powodu "żartu", czy może odnalezienia w kieszeni jakiegoś podejrzanego skręta* Dobra, właściwie do wieczora możecie się zająć sobą... Jak by wam się wyjątkowo nudziło - któryś z bliźniaków ma trochę Tornado, którym się z chęcią podzieli... Ma ktoś ogień? *Rzucił jeszcze w przestrzeń*
Świetnie *Skrzywił się Szpak* W nocy pewnie będzie gorąco, ale co tam... najwyżej zginiemy *Tu wyszczerzył zęby, nie wiadomo, czy z powodu "żartu", czy może odnalezienia w kieszeni jakiegoś podejrzanego skręta* Dobra, właściwie do wieczora możecie się zająć sobą... Jak by wam się wyjątkowo nudziło - któryś z bliźniaków ma trochę Tornado, którym się z chęcią podzieli... Ma ktoś ogień? *Rzucił jeszcze w przestrzeń*
*Zawiesił dłużej wzrok na rozmówcy. Nie inwazyjnie, raczej jakby gapił się szarymi oczami posągu. W końcu burknął coś i sięgnął do kieszeni płaszcza, po czym wyciągnął przed siebie zapaloną benzynówkę* Spraż sobie. *Spojrzał w kierunku horyzontu i skrzywił się* tornado to dobry kawał gambla. Lepiej nie obstawiać komu popadnie...
*Szpak przypalił fajkę i skrzywił się* Musimy się tego gówna jak najszybciej pozbyć. W miejsce, w które zdążamy, Tornado nie jest tolerowane *Wytłumaczył, wypuszczając duży obłok dymu* Dlatego rozdajemy *Mruknął jeszcze i oddalił się w stronę Bucka*
[Dobra, teraz możecie sobie porobić swoimi postaciami co chcecie (oczywiście - z rozsądkiem ). Doskonała okazja, żeby lepiej zacieśnić stosunki w drużynie albo uwalić się Tornado. Jak nie pójdzie - to przejdę dalej.]
[Dobra, teraz możecie sobie porobić swoimi postaciami co chcecie (oczywiście - z rozsądkiem ). Doskonała okazja, żeby lepiej zacieśnić stosunki w drużynie albo uwalić się Tornado. Jak nie pójdzie - to przejdę dalej.]
[Nie dam tej sesji umrzeć, ot co ]
*Irvine po pewnym czasie milczenia (a milczenia nie lubił) uniósł łeb ku słońcu i spojrzał na psa Jima, po czym wyciągnął do niego łapkę sugerując żeby ten podszedł i dał się pogłaskać* Tej, Francis, głodny? psa na kolację znalazłem. *Zażartował głupio. Inaczej nie potrafił. Czasami było to poczciwe, czasami wkurzające*
*Irvine po pewnym czasie milczenia (a milczenia nie lubił) uniósł łeb ku słońcu i spojrzał na psa Jima, po czym wyciągnął do niego łapkę sugerując żeby ten podszedł i dał się pogłaskać* Tej, Francis, głodny? psa na kolację znalazłem. *Zażartował głupio. Inaczej nie potrafił. Czasami było to poczciwe, czasami wkurzające*
*Indianin na żart zareagował zimnym spojrzeniem. Nawet na jego zwykle niezmiennej facjacie zagościła złość. Odwrucił się i zaczął iść spokojnie by się trochę od wszystkich oddalić. Tu było za dużo ludzi, a to niby pustkowie.* Goblin. *Gdy pies podszedł wyciągną jedną z puszek z fasolą i po otwarciu podał przyjacielowi. Usiadł na ziemi i obserwował otoczenie. Gdy Goblin obałamucił połowę sam zjadł resztę.*
*Cichy podrapał się po brodzie, dając tym samym pozór zamyślenia. Wrócił do wozu, pogrzebał w czymś na przedzie, zamknął drzwi z trzaskiem, wyciągnął fajka z ust, odszedł na dalszy bok i odlał się na pustkowiu patrząc w dal* Romantycznie... *burknął pod nosem, zapiął rozporek, splunął i wrócił do "obozu". Spojrzał po znajomkach, ukucnął i zaczął "myć" ręce gorącym piaskiem w milczeniu"