*Westchnął* Tyle darcia opon *mruknął niedosłyszalnie i skierował się za resztą. Był indywidualistą, ale coraz częściej na wolności zauważał, że ciągnie do innych jak owca do stada. Może przyzwyczajenie po długoletnim chodzeniu gęsiego po spacerniaku w pierdlu. Zrównawszy się z Iskrą mruknął coś w stylu "zakurz", wyciągając przed nią paczkę Lucky Strike'ów Light'ów z wysuniętą fajką, w drugiej dłoni trzymając już benzynówkę. Jak pieprzony automat mający we krwi bodźce nikotynowe*
Dzięki. *Mruknęła odpalając fajka. Po chwili była już parasolem i tylko splotła ramiona na piersi wlepiając spojrzenie w runnersa najwyraźniej czekając niecierpliwie. I tylko fajek w kąciku ust kopcił.*
*Nie zwracając uwagi na nic poza swoją monetą ruszył w stronę Runnersa. Wydawał się być jakby nieobecny a jedyne co ujawniało że jeszcze żyje to poruszająca się z zawrotną prędkością po jego palcach moneta.*
Kudłacz dotarł w końcu pod parasol, swoim woolnym, leniwym chodem. Tam rozejrzał się za bliźniakami, po czym usiadł na piasku i spytał:
- Napijecie się czegoś? Zapalicie? Co was sprowadza w te strony?
Tym czasem bliźniacy zdążyli przynieść cztery, małe rozkładane krzesełka bez oparć i... dwie butelki lodowatej wody. Sami usiedli na samym skraju cienia, robiąc miejsce dla Was oraz dla "zapiaszczonego" gangera, który stanął obok kudłacza i skrzyżował ręce na piersi przyglądając się Wam uważnie.
[Dodano po miesiącu]
Nie to, żeby się coś działo, ale wolę poinformować - MG bierze urlop, wracam 10.08
*W momencie zerwał się gwałtownie, ale iść zaczął powoli, w strone reszty, pod parasol, widać po nim było wyrazy zniecierpliwienia, ale przecież to nie trwa tak długo, prawda?*
*Gdy dotarł pod parasol przyjrzał się uważnie obcym. Szukał na nich pewnego znaku.* Szukam kogoś. * wyciągnął z kieszeni mały rulonik i rozwinął go w palcach pokazując obcym węża zjadającego własny ogon w płonieniach, był to kawałek skóry z tatuażem.* Wiedzieliście coś takiego?
A Irvine nie wykazywał wielkiego zainteresowania rozmową. Zawsze jest taki jeden. Irvine rozglądał się po okolicy swym bystrym wzrokiem. Spojrzenie spoczęło na drugim gangerze. Kowboj poprawił kapelusz w geście powitania, ot tak, żeby miłym być. Nie można zawsze być paranoikiem i nieco ludziom zaufać trzeba.
*Stojąc bliżej reszty rzucił krótko* Przejdźcie do rzeczy-Słońce pali-jest gorąco.*Zaczął trochę dyszeć, chociaż nie sapać, jak ze zmęczenia, widocznie upał zaczął mu przeszkadzać, zwilżał wargi językiem, po skończeniu swojej kwestii.*
"Zapiaszczony" zmierzył Irvina wzrokiem i kiwną lekko głową. Tymczasem kudłacz wstał, chrząknął i zaczął:
- Tak, no... jesteśmy grupą Sand Runnersów... To taki... emm... gang z Detroit - dodał po chwili z lekkim zakłopotaniem - Ale zanim wyjmiecie spluwy i skopiecie nam dupy, chcę powiedzieć, że my nie robimy takich rozrób jak na przykład te zjeby z Hell Angels - wyszczerzył zęby - my jesteśmy... grzeczniejsi. Kumple wołają mnie Buck, ten opiaszczony - wskazał na stojącego obok gangera - to Szpak, bliźniaki jakoś się tam nazywają, ale kto by to spamiętał - roześmiał się - więc nazywamy ich Pierwszy i Drugi, zależnie od tego który nawinie się bliżej. No, jest jeszcze mały PP, nasz snajper-zwiadowca, aktualnie w terenie. Aktualnie wracamy do domu, z pewnej.. hm, misji - uśmiechnął się tajemniczo - ale nazajutrz przypada jedno ze świąt naszej wiary, co zmusiło nas do zatrzymania się.
Kiedy Buck skończył gadać, Szpak odezwał się do Jima:
- Tak, PP widział kilku z nich. Podążali na wschód... - powiedział i schylił lekko głowę - Mam nadzieje, że to nie twoi kumple, bo jeden z nich... trochę się... poturbował - uśmiechnął się krzywo.
Po chwili milczenia znów zaczął gadać:
- Wiecie już, kim jesteśmy, przybysze. Pora na was. - Uśmiechnął i rozwalił się na piachu.
Ganger ruchem brody wskazał tylko Irvinowi butelki stojące na stole i dodał - Wal z gwinta - Po czym zapatrzył się w jakiś punkt w oddali, wysoko na niebie.
*Pustynny wilk schował skórę znów do kieszeni.* Jeśli to nie problem chcę porozmawiać z panem PP jak wróci. Bardzo mi na tym zależy* Zaczął iść w stronę samochodów. Zatrzymał się na chwilę i wrócił. Stanął zwrócony do towarzyszy drogi i milczał czas jakiś. Miał widoczne problemy z tym co chce powiedzieć.* Przygotuje nas do drogi, chcę sprawdzić ten trop po tym jak dowiemy się szczegółów, to dobry kierunek jak każdy inny. *Po tych słowach stał jeszcze chwilę i obrócił się w stronę wozów.*
Ech... - Buck lekko się skrzywił - to nie zostaniecie na herbatkę, taaa? - Wstał po czym zbliżył się do Jima - Słuchaj, bracie. Mam dla Ciebie dwie złe wiadomości i jedną dobrą. Po pierwsze - Ganger wyliczał na palcach - PP wróci dopiero jutro. Po drugie: wczoraj na tereny przez które mogli przejeżdżać twoi... emmm... "znajomi"... przeszła małą burza piaskowa. Więc szukanie tropów w takim przypadku można włożyć między bajki. Ale łam się, przyjacielu - Buck poklepał Jima po ramieniu - pomożemy Ci - uśmiechnął się, po czym wrócił na swoje wcześniejsze miejsce.
Dziękuje. *Zawrócił do reszty pod parasolem. Zbliżył się i popatrzył po zgromadzonych. Nie wiedział czy w ogóle będą chcieli mu pomóc. Była to dziwna zbieranina charakterów. Cokolwiek zadecydują Jim czuł, że duchy go prowadzą we właściwą stronę. Już niedługo trafi na coś. Jednak nadal było coś niepokojącego, nieuchwytnego. Przekręcił w palcach mały talizman modląc się o pomoc.* Chcę byśmy tu zostali do jutra, muszę porozmawiać z tym snajperem.
*Ona tylko stała nerwowo poruszając nogą, kolanem konkretnie. Ramiona nadał miała splecione na piersi, a w kąciku ust tlił się nadal pet. Decydując się na opuszczenie swojego bezpiecznego źródła zarobku liczyła na zabawę, szybką jazdę i dużo dużo brakującej jej adrenaliny. A trafiła między jakieś ciepłe kluchy wylegujące się na środku nigdzie zwanego również wszędzie-dookoła-piach, czy zadupie.*
Buck, brzydko mówiąc, olał wszystkich dookoła i nadal wpatrywał się w jakiś punkt wysoko na horyzontem. Zaraz jednak ocknął się, podbiegł do Szpaka i szepnął mu coś na ucho. Tamte tylko skrzywił się i jęknął: "No nie, znowu...?". Po czym wszedł do wnętrza minivana. Buck tym czasem odwrócił się do Was i zakomenderował:
-Dziś wystawiamy podwójną wartę - powiedział krótko - Jeden z nas i jedno z Was - Kiedy skończył spojrzał raz jeszcze na niebo w oddali. Splunął, zaklął pod nosem i ruszył wolnym krokiem na szczyt najbliższej (i najwyższej w pobliżu) wydmy.
Warta? Coś się dzieje? Jakby co to ja nie mogę. mam słaby wzrok *łgał. Miał świetny wzrok. On spał za dnia, on pośpi i w nocy, darmozjad jeden. No chyba że ktoś go pacnie w tył głowy i zmusi*