francuski film
kto to grał na akordeonie
gdy nurzaliśmy się w złotych liściach i mgle
tak mlecznej, że powinna poprawić mi cerę
czułam się jak we francuskim filmie
kochanka i kochanek, cała jesień nasza
i to chyba był dramat
co robił tam namiot cyrkowy
kobieta na szczudłach
i ten rodzaj słodkiego, lepkiego powietrza
jakim zwykły ociekać jarmarki
a muzyka cichła, liście szarzały
kochanka mgła zabrała
został namiot cyrkowy i kobieta na szczudłach
i jeszcze ja zostałam
wiosenne zacieki
tak naprawdę to tylko nasze cienie tańczyły
na murach wymalowanych kolorowym,
wiosennym graffiti
kroki ginęły w ciszy, echem niosły się, roztapiały i
kroplą spływały po szybie
tej co miała okazać się oknem na świat
rozszczepiłam trochę światła, zapamiętałam
nazwy kilku kolorów
coś pomiędzy wrzało, parzyło - nie, nie między nami
jak to jest wymalować coś nierealnego
i w to uwierzyć - ot tak, dla zabawy
wmawiamy całemu światu nasze kłamstwo
tak naprawdę to tylko nasze cienie tańczyły
roztapiając na murach farbę
dlaczego wolałeś te kolorowe, wiosenne zacieki?
fobia słowna
nie mogłeś zatrzymać swoich dłoni, palców
które tak szaleńczo zaciskały się na szarym prześcieradle
rozdzierały materiał zmęczony ciągłymi snami
obserwowałam cię z końca pokoju
i chyba zdawałeś sobie z tego sprawę
choć nigdy nie spoglądałeś w moim kierunku
myślę, że twoje oczy nie były przyzwyczajone do światła
spoglądałeś tylko na cienie, lub tam, gdzie nie było niczego
- tam, gdzie ja nie widziałam nic, ty widziałeś coś więcej
sądzę, że w tym pokoju nie byliśmy sami
rozmawiałeś ze wszystkimi, tylko nie ze mną
i tak uparcie milczałeś
* * *
zobacz, jakie piękne gwiazdy, mała Junkie.
spadają, zobacz, są na wyciągnięcie ręki
mała Junkie, mylisz kierunki, widzisz?
te rozmyte światła to tylko reflektory
zobacz, jaki ten świat piękny, zobacz...
albo zamknij oczy i poczuj
jak oddycha ziemia, mała Junkie
świat nie umie tańczyć, tak jak ty
zobacz, to wszystko jest poza tobą.
zwróciłaś swoje zmysły do wewnątrz
słyszysz mnie, mała Junkie? pamiętasz dzień,
gdy zamknęłaś serce pod kluczem?
rozproszenie
całe miasto i okolice
przed sześcioma minutami utraciły ostrość
ta aberracja widzenia pogłębia się
otaczający nas klosz ma właściwości soczewki
musimy odnaleźć bezpieczny środek
kropki na twojej bluzce tańczą, wirują jak szalone
przypominają mi kolorowe światełka na karuzeli
gdzie wpadłaś w moje ramiona po raz pierwszy
pachniałaś watą cukrową, a twoje oczy się śmiały
wszystko ucichło, choć nadal trwa i mija
pozorny spokój dotyczy jeszcze tylko nas
zaklejmy śliną szczeliny w naszej pokrywie
obrońmy się przed wsiąknięciem
w kolorową, głośna miazgę świata
artysta
przykleiłam się do jego źrenicy i udawałam, że jestem tylko pyłkiem,
drobiną startego naskórka, która przecież niewiele znaczy i jeszcze mniej
może uczynić. naprawdę jest artystą, chociaż prawie nic nie je, tworzy sztukę
tym swoim spojrzeniem. sztukę pomieszaną ze snami. podejrzewam, że jeśli
przeniknę tęczówkę koloru blond, dotrę do tej jego małej krainy czarów.
mam szare nogi, gdy stoję obok. uśmiecham się jak nie ja i celuję palcem
w jego oko. zawsze chciałam przeżyć coś tak niesamowitego. przyklejam się
do tęczówek blond i zaglądam do krainy czarów, jak Alicja staję się maleńka
i wywlekam na drugą stronę myśli, które przybierają kształt wedle mojej woli.
ciekawe kiedy zorientuje się, że to ja dyktuję warunki.
nie jest jednym z tych, którzy podszczypują mnie w pośladek i nazywają
senioritą. nadawałby się raczej na seryjnego zabójcę, malującego krwią ofiar
obrazy na wilgotnym bruku dziewiętnastowiecznego Londynu. myślisz, że
do twarzy byłoby mi ze śmiercią?
* * *
Na kilka godzin przed Nowym Rokiem
płakałam rzewnym i słonym potokiem,
z nadmiaru wrażeń, emocji lub strachu,
że nie pamiętam już twego zapachu!
Minęły miesiące, tygodnie, godziny,
a tu nie przybył gość w odwiedziny.
Tak upragniony, tęsknotą w pamięci
wymalowany, więc bądźmy przeklęci!
Dzisiaj nie płaczę, lecz to kwestia czasu.
Nie, nie pocieszaj, nie róbmy hałasu.
Pozwól mi tęsknić do twojego głosu,
wiem, nie mamy wpływu na koleje losu.
to drugie
jeszcze nie wiem, do czego nas dwoje
stworzono - może tylko dla żartu?
denerwujesz mnie tym swoim uśmiechem.
najpierw była apoteoza, poza nami nic,
a teraz kupujesz mi lizaki.
mogłabym być weroniką w swoim
van der budenmayerze. taka podwójna
nie bałabym się zmarnowania.
pamiętasz? obiecałeś kiedyś
zafundować mi drugie życie.
(mogłabym umrzeć na scenie
poruszając widownię tak, jak nikt
nigdy i już więcej też nie.)
jeszcze nie wiem, do czego nas dwoje
jest przeznaczone - może to tylko żart,
a może właśnie naprawiamy sobie życia,
tak, żeby nigdy nie było potrzebne
to drugie.