Chcę więcej.
Kroniki X-City
Cytat
Nie bawili się w niepotrzebne ceregiele. Żadnego znęcania się nad ciałami, żadnego pompatycznego rozwlekania ciał. Wiedzieli co mają robić. W mgnieniu oka Johannes został uwolniony, a żołnierze ogołoceni ze wszelkich przydatnych rzeczy. Nie cackali się również z Demonem, wywlekli go na wpół za włosy, na wpół za ubrania. Nawet nie miał sił przeklinać czy krzyczeć. Stojąc na środku pobojowiska Johan wyglądał na dość zadowolonego z siebie. Tak, jakby sam zabił wszystkich przeciwników.
- No, chłopaki. Całkiem nieźle. Bierzcie to ścierwo i zabieramy się stąd zanim przyślą wsparcie.
W mgnieniu oka cały teren opustoszał.
-----
Stwierdził, że ciągłe obrywanie po głowie i odzyskiwanie świadomości zaczyna go nużyć. Na dodatek za każdym razem budził sie w gorszej sytuacji. Już chyba wolał pancernego vana. Rozejrzał się na tyle na ile pozwalała mu jego poza. Zostawili go jak psa, przywiązanego do słupa w środku jakiegoś pokoju. `Jeśli wyjdę stąd żywy...`
- Daruj sobie, synku.
Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że jego plecy przylegały nie tylko do słupa, ale i do jakiegoś innego ciała. Dopiero teraz zadziałał zmysł węchu i prawie zwymiotował.
- Ciebie też dorwali, Grave?
Mógł strzelać w ciemno. Niewielu Technomancerów zachowało zdolność czytania w myślach. I niewielu śmierdziało tak jak Bonechewer.
- Dwa czy trzy dni temu. Bywało gorzej.
Powiedział to z takim optymizmem, że Gambit prawie nabrał sił, żeby rozerwać węzy i po prostu spuścić mu łomot.
- Nie pękaj staruszku, moi chłopcy już pewnie mnie szukają. O ile wytrzeźwieli.
Ciągnął dalej niewzruszenie, całkowicie w swoim stylu. Gas Drinkers, jak i ich lider, znani byli w całym X-City z zamiłowania do burd, rabunków i chlania wszystkiego co się napatoczyło. Dosłownie rzecz biorąc.
- Od razu mi lepiej.
Stwierdził kwaśno Demon, zastanawiając się czy naprawdę chciałby być świadkiem akcji ratunkowej Drinkersów.
Jego wątpliwości rozwiał pijacki rechot Grave`a. Z deszczu pod rynnę.
-----
Cassandra zaczynała się niepokoić. Trzeci dzień nie wracał z zaopatrzeniem. Przyzwyczaiła się, że kiedy mówił `zaraz wracam` mogło to trochę potrwać, ale trzy dni? Była w stanie uwierzyć, że dotarł do dilera i po prostu zachlał pałę. Mogła sobie wyobrazić jak trudno było wrócić mu do siedziby żeby podzielić się alkoholem z resztą. Ale kiedy w końcu zaczęła trzeźwieć stwierdziła, że coś jest nie tak. Opierając się o ściany przeszła kilka pomieszczeń w poszukiwaniu reszty. Kosiarz spał na fotelu i nie było by w tym nic dziwnego, gdyby głowa nie dotykała ziemi, a nogi nie wystawały ponad oparcie fotela. Wrath podarował sobie nawet szukanie fotela, skulił się w kącie i przykryty kurtką chrapał głośno, nie dając jej wielkich szans na obudzenie. Reszty nie miała nawet siły szukać.
- Wstawać, patałachy!
Wydarła się najgłośniej jak umiała, a wychodziło jej to całkiem nieźle. Nic, zero reakcji. Poczuła jak ogarnia ją furia, ale wtedy dostrzegła na stole niedopitą jeszcze butelkę tequili. Nie można marnować takich okazji, nie?
-----
- Mówię Ci, jeszcze dziś będziemy wolni. Przecież sobie sobie beze mnie nie poradzą.
Gambit prawie widział przed oczami uśmiechniętą, przegnitą twarz swojego towarzysza w niedoli. Westchnął głośno mając nadzieję, że Johannes nie był jedynym, który przechwycił sygnały jego przybycia. Pozostali mu jedynie oni. Przeklęci.
- No, chłopaki. Całkiem nieźle. Bierzcie to ścierwo i zabieramy się stąd zanim przyślą wsparcie.
W mgnieniu oka cały teren opustoszał.
-----
Stwierdził, że ciągłe obrywanie po głowie i odzyskiwanie świadomości zaczyna go nużyć. Na dodatek za każdym razem budził sie w gorszej sytuacji. Już chyba wolał pancernego vana. Rozejrzał się na tyle na ile pozwalała mu jego poza. Zostawili go jak psa, przywiązanego do słupa w środku jakiegoś pokoju. `Jeśli wyjdę stąd żywy...`
- Daruj sobie, synku.
Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że jego plecy przylegały nie tylko do słupa, ale i do jakiegoś innego ciała. Dopiero teraz zadziałał zmysł węchu i prawie zwymiotował.
- Ciebie też dorwali, Grave?
Mógł strzelać w ciemno. Niewielu Technomancerów zachowało zdolność czytania w myślach. I niewielu śmierdziało tak jak Bonechewer.
- Dwa czy trzy dni temu. Bywało gorzej.
Powiedział to z takim optymizmem, że Gambit prawie nabrał sił, żeby rozerwać węzy i po prostu spuścić mu łomot.
- Nie pękaj staruszku, moi chłopcy już pewnie mnie szukają. O ile wytrzeźwieli.
Ciągnął dalej niewzruszenie, całkowicie w swoim stylu. Gas Drinkers, jak i ich lider, znani byli w całym X-City z zamiłowania do burd, rabunków i chlania wszystkiego co się napatoczyło. Dosłownie rzecz biorąc.
- Od razu mi lepiej.
Stwierdził kwaśno Demon, zastanawiając się czy naprawdę chciałby być świadkiem akcji ratunkowej Drinkersów.
Jego wątpliwości rozwiał pijacki rechot Grave`a. Z deszczu pod rynnę.
-----
Cassandra zaczynała się niepokoić. Trzeci dzień nie wracał z zaopatrzeniem. Przyzwyczaiła się, że kiedy mówił `zaraz wracam` mogło to trochę potrwać, ale trzy dni? Była w stanie uwierzyć, że dotarł do dilera i po prostu zachlał pałę. Mogła sobie wyobrazić jak trudno było wrócić mu do siedziby żeby podzielić się alkoholem z resztą. Ale kiedy w końcu zaczęła trzeźwieć stwierdziła, że coś jest nie tak. Opierając się o ściany przeszła kilka pomieszczeń w poszukiwaniu reszty. Kosiarz spał na fotelu i nie było by w tym nic dziwnego, gdyby głowa nie dotykała ziemi, a nogi nie wystawały ponad oparcie fotela. Wrath podarował sobie nawet szukanie fotela, skulił się w kącie i przykryty kurtką chrapał głośno, nie dając jej wielkich szans na obudzenie. Reszty nie miała nawet siły szukać.
- Wstawać, patałachy!
Wydarła się najgłośniej jak umiała, a wychodziło jej to całkiem nieźle. Nic, zero reakcji. Poczuła jak ogarnia ją furia, ale wtedy dostrzegła na stole niedopitą jeszcze butelkę tequili. Nie można marnować takich okazji, nie?
-----
- Mówię Ci, jeszcze dziś będziemy wolni. Przecież sobie sobie beze mnie nie poradzą.
Gambit prawie widział przed oczami uśmiechniętą, przegnitą twarz swojego towarzysza w niedoli. Westchnął głośno mając nadzieję, że Johannes nie był jedynym, który przechwycił sygnały jego przybycia. Pozostali mu jedynie oni. Przeklęci.