Cytat
Lekko zaniepokoiły go drgania międzysferowe, jednak wiedział, że jest już za późno na odwrót. Całą swą siłę woli skoncentrował na podtrzymaniu ochronnej bańki, która go otaczała. Mimo wszystko czuł, jak ogień parzy jego skórę, pali włosy, a wokół niego wydziela się smród spalenizny. Zacisnął zęby i zamknął oczy. Jak zwykle musiał wybrać najgorszy z możliwych momentów, by wrócić do X-City. Drugi dzień walk o obalenie kolejnego z Bezimiennych oddziaływał nie tylko na tamten świat. W pewnym momencie poczuł jak bańka pęka, a jego ogarnia wszechobecny żar. Krzyknął z bólu, a potem pogrążył się w mroku.
-----
Pierwsze wrażenie po ocknięciu się po skoku było dość znajome. Tylko jedna osoba umiała kopać z taką siłą i wrednością. Poleciał na ścianę, a gdy opadł już na ziemię na murze widniała ślicznie odciśnięta, szczupła sylwetka Demona. Zanim zdążył odzyskać oddech niewyobrażalna siła poderwała go z ziemi i wyrzuciła w powietrze. Jeszcze przed tym jak wylądował na twardej, ubitej ziemi wiedział już, że to dopiero przedsmak tego, co go czeka.
- Czołem, robaczku.
Znał ten głos aż za dobrze. Podniósł głowę i ozdobił grunt gęstą, brunatną mieszanką śliny, krwi i potu. Pytanie `Jak mnie znalazłeś?` wydało mu się w tej sytuacji wyjątkowo głupie, zatem zamiast tego odparł tylko.
- Cześć, Johannes.
Człowiek, bo wbrew wszelkim prawom logiki właśnie człowiekiem był, uśmiechnął się tylko. Stał w swej ulubionej pozie, ze skrzyżowanymi na klatce piersiowej łapskami. Mierzył Demona zleksza pogardliwym wzrokiem, jednak ten znał go na tyle żeby wiedzieć, że na swój przewrotny sposób ucieszył się z tego spotkania.
- Wstawaj.
Rzucił krótko, okazując naprawdę wiele wyrozumiałości. Jeszcze go nie zabił, a to dawało jakieś nadzieje na przeżycie tej nocy.
- Wiesz, daj mi chwilkę.
Wycharczał Gambit, pozbywając się kolejnej porcji krwi, która napłynęła mu do ust. Czarne, nadpalone i zapewne niesamowicie skołtunion"e włosy przylepiały mu się do osmalonej twarzy, co z pewnością nadawało mu iście diabelskiego wdzięku. Z jego skórzanej kurtki nie zostało prawie nic, za to spodnie, jakimś cudem, okazały się przetrwać podróż. Z wysiłkiem uniósł się na nogi. `Zaraz zemdleję`, pomyślał, jednak ostatkiem sił trzymał się w pionie. W jego dość makabrycznej karykaturze.
- Długo na Ciebie czekałem, staruszku.
Słowa Johannesa zabrzmiały niemal tyleż wesoło, co przerażająco.
- Zbyt długo.
W drugiej części wypowiedzi dźwięczała już jedynie brutalna siła.
-----
- Centrala? Tu patrol nr 371FG. Jakiś dwóch popaprańców rozwala dzielnicę szpitalną, proszę o pozwolenie na reakcję. Odbiór.
Chwila ciszy przemieszanych z trzaskami radia nie trwała zbyt długo.
- Tu centrala, macie pozwolenie na użycie wszelkich możliwych środków. Tej nocy nikt nie może zakłócać, bo inaczej odpowiemy za to głowami.
Żołnierz tylko uśmiechnął się pod nosem. *Te* noce zawsze ktoś zakłócał. Ale tacy idioci zawsze też kończyli tak samo. Getto było ich domem.
To były czasy. Chcecie więcej?