Vernea, stolica Ludzkiego Królestwa jest najbogatszą „mieściną” na wyspie, bogatszą nawet od Waer’keas’kaladhes, Stolicy orkowego księstwa. Liczne ulice Verneii ozdabiały stragany wypełnione różnym wyposażeniem: od broni, przez ingrediencje na eliksiry, po zwykłą żywność i ubrania. Gdy nasz mnich wszedł do miasta, monumentalizm budowli i mistycyzm świątyń przytłoczył go. Niedawno przecież opuścił malutki zameczek, w którym mieścił się jego Zakon. Podszedł do jednego ze strażników pilnujących porządku w mieście.
-Przepraszam, może mi pan powiedzie gdzie znajdę Salę Tronową królestwa?- pamiętał przecież swojej misji zleconej przez tajemniczego sołtysa.
-Obywatelu, podążaj za znakami- odrzekł zagadany strażnik. Widząc zdziwieni Vejmara dodał-Wkrótce dowiesz się o co chodzi-rzekł z przekąsem.
I rzeczywiście, po chwili spostrzegł liczne znaki prowadzące do różnych części miasta. Spojrzał na najbliższy. Zrobiony z drewna, ze złotymi napisami, nawet on, nawet ten znak świadczył o bogactwie Stolicy.
Po jakichś 3 godzinach, przedzierając się przez ulice trafił na dziedziniec zamkowy. Tam, przechodząc przez posterunki straży, dostał się do centrum, gdzie akurat była tzw. Konferencja. Jeden z drobnomieszczan żalił się do władcy na tronie, ubranego w purpurowy płaszcz i królewskie szaty, ale bez korony:
Panie, orkowie ! Łuni plądrują móje ziemnie!! Mierzi mnie to Panie!
Vejmar przez następną godzinę słuchał użalań różnych ludzi, głównie dotyczących marnych zbiorów(Panje, ale mnie nie wydalo cuś plonów, może by tak coby magiji użył, haaa), oraz kradzieży(Dobrotliwy królu, okaż swoją mądrość i powiedz, że to on zaiste mnie okradł), , ale między nimi przeplatały się skargi dotyczące orków. Potem, gdy konferencja się skończyła, Vejmar ukrył się, aby zobaczyć, o czym będzie rozmawiał król ze swymi doradcami. Sam nie przedstawił dotąd swojej skargi. Do króla podeszło grono doradców, ale uwagę mnicha przykuł mężczyzna ubrany w złoto- srebrną zbroję, z wizerunkiem skrzydeł na plecach pochwą w tym samym miejscu, w której siedział miecz. Ten wysoki człowiek, najpewniej paladyn, poruszał się z gracją godną największych władców.
-Achh, co sądzicie o tych doniesieniach o atakach, to nie pierwszy raz…
-Czcigodny władco, naszym zdaniem nie powinniśmy… wysuwać pochopnych wniosków. Orkowie to potężny naród. To, że pograniczne wioski są atakowane, to jeszcze nie powód, by zaczynać wojnę…-odparli doradcy
-Karolu- rzekł teraz paladyn do władcy-jeśli mogę coś powiedzieć.. To nie pierwsze doniesienia. Zagrożenie ze strony orków jest REALNE, powinniśmy jak najszybciej zacząć działania wojenne….
-Gustawie-przerwał mu król- muszę myśleć o całym państwie, nie tylko o jakichś małych wioseczkach. Wiesz jak taka wojna nadszarpnie budżet królestwa?
-Tu nie chodzi o wioseczki, cały naród jest w niebezpieczeństwie , nie widzisz tego? Naprawdę jesteś tak ślepy?
I opuścił salę, po drodze zauważając Vejmara. Mnich szybko powiedział mu po co tu przybył. Czuł, że jemu może zaufać. Obaj wyszli na zewnątrz.
-Nic nie wskórasz-rzekł paladyn- król jest zbytnio zaślepiony wygodnym życiem i swymi doradcami.
-To znaczy , że przybyłem na próżno?
-Nie. Umocniłeś mnie w przekonaniu, że czas działać. Jutro opuszczam miasto.
-Ten zas…
-Nie oceniaj mojego brata po jednym epizodzie. Tymczasem na razie, Mnichu- i tak go zostawił…
[Dodano po 3 dniach]
Ale się ostatnio narobiło tych opowiadań NApiszcie jakąś opinię, bo nie chcę post pod postem zamieszczać...