Czytajcie i oceniajcie ! - Odpowiedź

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!

Podgląd ostatnich postów

Miveda,
Brak ci wiary w siebie i swoje umiejętności. Każdy kiedyś zaczynał i wstydzą się potem swoich pierwszych dzieł. Gdy nie będziesz ich publikował będą leżeć zapomniane - a tylko publikacja czyni z nich poezję i sprawia, że tworzenie ma jakiś sens.
Dla mnie akcja dzieje się zbyt szybko - sielankowy opis, potem "nagle coś tam" - pomyśl nad tym, by jakoś akcję zazębić, np:
Wędruje sobie bohater o zmroku, myśli jak to będzie w domu. Nie widzi, że czają się za nim dwie postacie, bezszelestnie poruszające się krok w krok, gotowe zaatakować mieczem, który trzyma jeden z napastników. Wtedy dopiero nagle pada cios a wraz z nim bohater. Budzi się... itd.

To moje skromne zdanie jako osóbki, której zadaniem jest publikować takie prace na stronce. Czynisz kroki, by i twoje opowiadanie tam trafiło
razor,
Ej no chyba nie myślisz, że zdradzę ci ważną tajemnicę na początku . Uzbrój się w cierpliwość to się dowiesz...

[Dodano po 3 dniach]

No cóż, zamieszczanie tam opowiadania było największym błędem , jaki uczyniłem od dłuższego czasu. Ci ludzie mają się za nadludzi, za doskonałych. To nie dla mnie. Jednak skutecznie obrzydzili mi pisanie tego opowiadania, bo sam widz, że jest kiepskie. Jednak z pisania nie rezygnuję, tylko muszę od tego odpocząć. No cóż, bywają i niewypały
Jugg,
Jakoś trudno mi uwierzyć że Vejmar jest najtrudniejsy, bo sprawiał wrażenie słabiaka ( w klasztorze się wszystkiego nie nauczysz:P) no i skoro całe życie siedział wśród innych mnichów to jaki może być powód zabijania go? Ogólnie część dobra tylko tak jak napisałem trudno mi uwierzyć w niektóre rzeczy.
razor,
EPIZODE 7
Vejmar dopiero teraz zrozumiał, jak przyjemne jest obcowanie z kobietą, jak cudownie jest poczuć jej miękkie ciało… Spojrzał na nią i spytał:
-Jak ty właściwie masz na imię?
-Ja… nam nie wolno mieć imion…
-Podobnie jak powinniście żyć w celibacie- rzekł z uśmiechem.
-Izabelle –odparła z zakłopotaniem
***
Casia wyjęła proszek, który dała jej wyrocznia „Tak na wszelki wypadek” . Nigdy nie spodziewała się, że ten kapłan będzie tak trudnym przeciwnikiem. Atak z zaskoczenia na nic się nie zdał, on wyczuł jej obecność, wiedział, że dybie na jego życie. Teraz walczył zażarcie, próbując wykorzystać znajomość budynku świątyni. Lecz Zabójczyni już postanowiła. Wysypała proszek na dłoń i głośno wydała polecenie. Nagle biały proch poderwał jej się z ręki i śmignął dokładnie w miejsce, gdzie w mroku czaił się kapłan. Przywarł do niego i zaczął wypalać mu skórę, aż wreszcie, w kałuży krwi kapłan runął na posadzkę. Ktoś krzyknął przy wejściu. Młoda dziewczyna, zapewne kapłanka stała jak wryta z otwartymi ustami, jednak, gdy poczuła na sobie wzrok zabójczyni, uciekła. Casia machnęła na nią ręką i wyjęła pergamin: listę, skreślając z niej kolejne nazwisko, o ile to można nazwać nazwiskiem : Główny Bezimienny.
Po tylu morderstwach nareszcie zadanie jest wykonane. Prawie. Żałowała tylko, że zużyła proszek, bo miała go zostawić na najmocniejszego oponenta, ostatniego z listy. Spojrzała na nią. Tłustym, wyraźnym drukiem, na samym dole widniał napis: Vejmar Jansen.
***
W ogólny kłębowisku dymu i ognia Saren powalił z łatwością kolejnych magów. Dostając się pomieszczenie dalej. Tam zebrała się cała Rada. „Tchórze” pomyślał feniks.
-Nie przejdziesz dalej !-powiedział Menir i skinął ręką, na co pozostali magowie ruszyli do ataku. Saren wykonał krótki ruch i z jego dłoni wystrzelił jaskrawy pocisk, godząc w jednego z nich i natychmiast pozbawiając go przytomności. Reszta natychmiast zasłoniła się barierami, ale Saren znał te sztuczki. Nim magowie zdołali przygotować jakieś inkantacje on stworzył wokół nich barierę wodną, (wykorzystując pobliskie magiczne sadzawki ) po to ,by zatrzymać ich w miejscu. Wtedy cisnął w nich błyskawicą , która, przebijając się przez wszystkie bariery, poraziła dwójkę z nich. Ostatni, osamotniony spróbował się odegrać , na Sarenie, również ciskając błyskawicą, ale ten gładkim ruchem odbił ją, tworząc tym samym szczelinę w ścianie. Wtedy ów mag zatrzymał się i zdjął kaptur szaty. Sarnji zatrzymała się i powiedziała:
-Już dość, nie będę z tobą walczyć, nie będę walczyć za tego aroganta zaślepionego rządzą władzy.-i pobiegła w lewo, przez drzwi do Sali obok.
-Zostaliśmy tylko ty i ja,Saren- rzekł ze spokojem Menir.
***
Vejmar był gotowy do podróży. Gdy wstał, miał nadzieje,że spotka tajemniczego Penargiana, ale już go nie zastał. „Pewnie udał się na poszukiwanie tego feniksa” pomyślał mnich . Tak więc czekał tylko na Izabelle, bo teraz, gdy się odnaleźli, nie mógł jej tutaj tak po prostu zostawić. Nie przeżyłby tego. Tak więc kapłanka poszła, aby odejść ze świątyni. Po paru godzinach wróciła w opłakanym stanie, cała roztrzęsiona .
-Co się stało? Ktoś zrobił ci krzywdę?- zapytał bardzo zaniepokojony.
-On nie żyje, bezimienny nie ż-żyje. Ja nie wiem… nie wiem.
-Ciii. Nie bój się już. Ze mną, na szlaku, będziesz bezpieczna …
Jugg,
troche... troche inna niż pozostałe:P
razor,
EPIZODE 6
Miejsce, gdzie obradowała Rada Czarodziejów jest najbardziej zachwycającym pomieszczeniem w Całej Wieży. Na wstępie trzeba rzec, że dostęp do niego mieli tylko Członkowie i tzw. Interesanci (czarodzieje, którzy mieli jakąś sprawę do członków ),oczywiście dodatkowo, w razie zagrożenia inni magowie. Ten obszerny pokój wypełniony był magicznymi kulami ognia koloru purpury fruwającymi samoistnie w powietrzu, których zadaniem było oświetlanie tegoż miejsca.
Kiedy wszyscy się zebrali, i kiedy Rada usiadła w swoich misternie kutych fotelach Saren przemówił do zgromadzonych:
- Witajcie, przyjaciele, jak wiecie…
- Nie wykraczaj ponad swoje kompetencje, magu – rzekł ze spokojem jeden z nich, siedzący w miejscu, gdzie na zegarze zwykle jest godzina dwunasta.
- Tak, słyszałem, że to ciebie wybrali na arcymaga, gdy zmuszony zostałem opuścić Wieżę.
-Zrobiłeś to ponad dwieście lat temu, aby wziąć udział w wojnie, to nie nasza wina ,że…-Teraz z kolei Saren mu przerwał- Pamięć cię zawodzi, Menirze? Na wojnę udałem z własnej woli, chociaż większość magów nie podzielała tej decyzji. Jednak w końcu, dzięki mojej pozycji zdołałem zmusić was do działania. Mimo to, postanowiliście odwołać mnie z urzędu, gdy po Krwawej Nocy nakłaniałem do użycia Laski Mocy, aby ostatecznie pozbyć się Nargotha.
-Dziękuję za przypomnienie, ale to nie istotne. Nie zgodziliśmy się wtedy, nie zgodzimy się i teraz, jeśli po to przyszedłeś tutaj, magu-w jego głosie dała się wyczuć nutka gniewu
-Dobrze, więc odejdę znowu, skoro nie dociera do was, że świat znowu jest zagrożony. Orkowie atakują nasze siedziby, a ja jestem pewien, że nie robią tego z własnej woli. On się wkrótce obudzi, a wtedy wy będziecie jego pierwszą ofiarą.
-Jak śmiesz- tym razem w głosie Menira drgała urażona duma i wściekłość. Natychmiast złapcie tego maga.
-Mól drogi uczniu, nie pozwolę, byś ty i twoi słudzy potargali mi szatę.- W tym momencie z jego rąk zaczął wydzielać się dym po chwili zasłaniając jego oblicze. Wtedy błysnęło i kilku magów leżało już ogłuszonych na ziemi. Wiedział, że to nic nie da, wiedział, że Menir nigdy się nie zgodzi, ale wiedział również, że Laska znajduje się w pomieszczeniu obok, tak aby zawsze była strzeżona przez najmocniejszych magów. I to był główny powód, dla którego się tu pojawił…
***
-A więc powiedz mi dlaczego wierzysz?
Wierzę bo muszę, mnichu. Wierzę, bo to mi daję siłę, aby znieść więcej, aby dalej móc pomagać ludziom.
Vejmar, siedząc na drewnianych stołkach rozprawiał z kapłanem będącym opiekunem tej świątyni.
-Dlaczego nie powiesz mi , jak się nazywasz?- Zagadnął po chwili namysłu
-Kapłani Wodnego Szlaku wyrzekają się swych imion, aby odciąć się od wcześniejszego życia. Taka jest droga Wodnego Szlaku; musisz żyć, ale tak, jakby woda zmyła z ciebie wszystko, kim byłeś, zanim do niej wszedłeś, cały ten piach. To jest esencja…
Ale mnich już go nie słuchał. Patrzył, jak kapłanka, jedna z uczennic Głównego Bezimiennego, krząta się przy księgach. Jej twarz, lekko zatopiona w mroku budynku, była olśniewająco piękna; piękno twarzy dopełniały jasne włosy opadające poniżej szyji, wręcz sięgające jej szczupłej tali. Wtedy jego wzrok, prześlizgując się od stóp, poprzez piersi do twarzy, napotkał jej wzrok, i już wiedział, że to ta jedyna.
***
- Będąc zmęczonym, Vejmar udał się do najbliższej karczmy „Pod Tanią Ulicznicą” Być może nie była to najlepsza karczma w Vernei, ale na pewno odbywała się tam szampańska zabawa, bo przez okna wylatywały części krzeseł, butelki i kufle. Goście knajpki najzwyczajniej „prali się po ryjach”. Mnich z ochotą wszedł do niej; wiedział, że może nie martwić się o nic z rodzaju dziwnych podejrzeń, a, jak się ktoś nawinie, to nawet będzie miał okazję strzelić go w pysk. Jako mnich był w tym dobry. Właśnie popijał trzecie piwo, kiedy jeden z klientów wysadził oponenta przez okno.Ten zdążył tylko wrzasnąć „O żesz ty kurwa” i już się więcej nie pojawił. Ów mężczyzna, bo na podlotka to on nie wyglądał, przysiadł się do mnicha i nie okazując wrogich zamiarów rzekł:
Witaj mnichu z zakonu zasranego czegoś tam… jak wy wszyscy. Co cię tu sprowadza, między takich pojebańców jak my?
Mimo wulgaryzmów, jakimi posługiwał się ten człowiek Vejmar uśmiechnął się do niego, po czym rzekł
:Ty i ci funfle nie przeszkadzacie mi bardziej niż wielkomiejskie ćwoki i ich pozłacane sracze.
Z początku na twarzy mężczyzny malowało się zdziwienie, ale potem ryknął śmiechem
-Widzę, żeś swój chłop. Mówią na mnie Jątek
-Serio?
-Nie – mężczyzna znowu ryknął śmiechem.
-No więc?- zapytał z zaciekawieniem Vejmar.
No więc mówią Penargian.- odparł, już poważnie. – Więc powiedz, co cię tu sprowadza.
-Jestem przejazdem.
- Ha ja też. Orkowie chcą dobrać nam się do skóry, kurwa ich mać, a król woli chyba strugać głupa i walić gruchę niż wziąć się za tę sprawę .Zamierzam więc odnaleźć Folokhain.
-Folo co ? a co to jest ?-zapytał Vejmar.
-Folokhain. Tak orkowie nazywają Sarena Potężnego, po ichniemu to Feniks.
-Dlaczego feniks?
-Bo zawsze odradza się z popiołów, jeśli wiesz, co mam na myśli hehe
Mnich nie miał jednak czasu dopytać się dokładnie nieznajomego, bo spostrzegł, że stoi przed nim ona. Ta jedyna. Ta na, którą zawsze czekał…

Macie następną część, mam nadzieje, ze jest fajna
Jugg,
Nom:P Biorąc pod uwagę że ja, Ty, Innos, Eternith i Galariel piszemy opowiadania to jednak rzeczywiście najlepiej idzie Innosowi:P To pewnie przez humor:P
razor,
Jakby to miało być takie łatwe, to by bohaterowie za prosto mieli.....

Nie wiem , kidy dam następny odcinek, bo ostatnio myślę nad czymś innym, ale w miarę możliwości postaram się nie zawieść moich "licznych" fanów.Czuje, że żle poprowadziłem moją opowieść.Zresztą widzę, że wszęzie jest zastuj
(no prawie , na razie Innos wciąż daje swoje opowiadanko, więc zachęcam do czytania )
Jugg,
"Takich magów nazywa się Starszymi. Warunkiem przyjęcia do Rady jest ta zdolność, lecz może mieć ją każdy mag, o ile jest zdolny na tyle zdolny." - mam nadzieję, że widzisz tutaj błąd, który popełniłeś

poza tym jak zwykle każdy człowiek ma odmienne poglądy, i mi się wydaje, że takową nieśmiertelność można osiągnąć, a nawet jeszcze lepszą (ochrona przed obrażeniami) ale to jest nieważne na tyle bym miał walczyć o takową prawdę

ciekawą rzeczą jest jednak, że opisano tą umiejętność w książce o takim tytule znajdującą się w takim miejscu:P
pewny błąd jaki popełniasz to umieszczanie w nawiasach czynności wykonywanych przez Vejmara podczas czytania. Bardziej poprawnie byłoby, gdybyś zapisał to normalnie, poza nawiasem.

Poza tymi drobnymi błędami część jest oceniana przeze mnie 9/10:P
razor,
wow, takie mająbyć, bo to król i jego brat ...


Wkrótce daję następną...

[Dodano po 4 godzinach]

EPIZODE 5
Jako że Vejmar przez większość życia nie wychodził z klasztoru, nawet nie był uczony o zewnętrznym świecie zbyt wiele( znał tylko, to czego ich uczyli odnośnie mnichów i ogólne normy ) Postanowił udać się do świątyni, aby otrzymać dodatkowe informacje.
Pierwsze, co zobaczył w tym wielkim, walcowatym budynku o wielu piętrach była biblioteka. Spojrzał na zakurzone tomiszcza. Jego uwagę przyciągnęło jedno „Magowie od podszewki”.

„ Gdzieś, nie do końca wiadomo gdzie, na wyspie Exiir jest ukryta magiczna Rada, swoisty trzon wszystkich magów na wyspie. To tam zapadają najważniejsze decyzje dotyczące magii i jej adeptów. Rada składa się z sześciu najpotężniejszych czarodziejów, mistrzów w tej sztuce. Co do kwestii administracyjnej, to do każdego rejonu przydziela się magów , aby ci pilnowali tam porządku i spokoju. Oczywiście najpotężniejsi cieszą samowolą, po to, aby świat był przez nich stale nadzorowany (dalsze informacje dotyczą dokładniejszego opisu administracji)
Nie każdy może zostać magiem. Tylko wybrańcy, są w stanie w ogóle czegokolwiek się nauczyć. Rada co roku, dzięki swojej mocy, odkrywa tych wybrańców i zabiera na szkolenie w odosobnieniu do Centralnej Wieży (siedzibie tychże).(Parę stron dalej) chociaż to magowie, to dzięki swym zdolnościom doskonale władają orężem wszelkiego rodzaju…
(Wreszcie ciekawa wzmianka na ostatniej stronie)
Jednak największą mocą, jaką może ozdobyć mag jest nieśmiertelność. (Oczywiście nie jest to aż tak doskonała, chociaż zatrzymuje proces starzenia się, oraz dostarcza niebagatelnych sił życiowych, ale nie chroni przed obrażeniami czy od miecza, czy od magii oponenta) Jest to arcytrudne i tylko wybrani spośród wybranych są w stanie tego dokonać. Potrzeba na to wielu lat doskonalenia umiejętności i kształtowania charakteru. Takich magów nazywa się Starszymi. Warunkiem przyjęcia do Rady jest ta zdolność, lecz może mieć ją każdy mag, o ile jest na tyle zdolny i do tego zdolny . Wszystkie te informacje pozyskałem od zaprzyjaźnionego maga ale to tylko szczyt góry lodowej, więc tytuł jest w gruncie rzeczy bardzo mylący….”
Anonim
Mnicha przestraszył czyjś głos odbijający się od kamiennych ścian
-Czego tu szukasz przyjacielu?- rzekł kapłan pilnujący tej świątyni.
***
Słońce chyliło się ku zachodowi, kiedy Saren, skomplikowanym ruchem dłoni, odtworzył drzwi do Centralnej Wieży. A trzeba dodać, że tylko magowie mogą otworzyć drzwi i przekroczyć jej progi. Kiedy mag zaczynał swoją naukę, miał kilkanaście lat. Wtedy został wybrany. Potem, przez cały czas doskonalił swoje zdolności, aż wreszcie, u kresu życia, zrozumiał na czym polega nieśmiertelność, co odmłodziło znacząco jego ciało, które teraz wyglądało na ledwie dwadzieścia lat. I tak jest do dziś
Nie był tu od prawie dwustu lat, ale wiedział, że od tego czasu nic się nie zmieniło. Długi rząd posągów uwieczniających najważniejsze wydarzenia na przestrzeni wieków dalej stał pod długimi, srebrno- żółtymi witrażami. Przez korytarz ciągnął się purpurowy dywan. Czarodziej jednak nie miał czasu się rozczulać. Ruszył więc na wyższe kondygnacje(kolejno od parteru szły one do dwudziestego piętra-korytarz, zbrojownia, wewnętrzny sklep, dwa następne to zaopatrzenie w pożywienie, reszta, do piętnastego, to sale szkolenia adeptów i ich pokoje, cztery następne to prywatne kwatery mentorów i magów przebywających akurat w Wieży, a ostatnie piętro to Sale Rady) po drodze, na piętnastym piętrze spotykając młodych adeptów magii.
-A więc wróciłeś Sarenie- powiedziała z uśmiechem kobieta, nauczyciel tych młodzików, jedna ze starszych
-Zbierz Radę Sarnji, już czas, to nie może dłużej trwać, Wstaje zmierzch…
Jugg,
Imiona jakoś tak mało oryginalne:P Gustaw:P
razor,
EPIZODE 4
Vernea, stolica Ludzkiego Królestwa jest najbogatszą „mieściną” na wyspie, bogatszą nawet od Waer’keas’kaladhes, Stolicy orkowego księstwa. Liczne ulice Verneii ozdabiały stragany wypełnione różnym wyposażeniem: od broni, przez ingrediencje na eliksiry, po zwykłą żywność i ubrania. Gdy nasz mnich wszedł do miasta, monumentalizm budowli i mistycyzm świątyń przytłoczył go. Niedawno przecież opuścił malutki zameczek, w którym mieścił się jego Zakon. Podszedł do jednego ze strażników pilnujących porządku w mieście.
-Przepraszam, może mi pan powiedzie gdzie znajdę Salę Tronową królestwa?- pamiętał przecież swojej misji zleconej przez tajemniczego sołtysa.
-Obywatelu, podążaj za znakami- odrzekł zagadany strażnik. Widząc zdziwieni Vejmara dodał-Wkrótce dowiesz się o co chodzi-rzekł z przekąsem.
I rzeczywiście, po chwili spostrzegł liczne znaki prowadzące do różnych części miasta. Spojrzał na najbliższy. Zrobiony z drewna, ze złotymi napisami, nawet on, nawet ten znak świadczył o bogactwie Stolicy.
Po jakichś 3 godzinach, przedzierając się przez ulice trafił na dziedziniec zamkowy. Tam, przechodząc przez posterunki straży, dostał się do centrum, gdzie akurat była tzw. Konferencja. Jeden z drobnomieszczan żalił się do władcy na tronie, ubranego w purpurowy płaszcz i królewskie szaty, ale bez korony:
Panie, orkowie ! Łuni plądrują móje ziemnie!! Mierzi mnie to Panie!
Vejmar przez następną godzinę słuchał użalań różnych ludzi, głównie dotyczących marnych zbiorów(Panje, ale mnie nie wydalo cuś plonów, może by tak coby magiji użył, haaa), oraz kradzieży(Dobrotliwy królu, okaż swoją mądrość i powiedz, że to on zaiste mnie okradł), , ale między nimi przeplatały się skargi dotyczące orków. Potem, gdy konferencja się skończyła, Vejmar ukrył się, aby zobaczyć, o czym będzie rozmawiał król ze swymi doradcami. Sam nie przedstawił dotąd swojej skargi. Do króla podeszło grono doradców, ale uwagę mnicha przykuł mężczyzna ubrany w złoto- srebrną zbroję, z wizerunkiem skrzydeł na plecach pochwą w tym samym miejscu, w której siedział miecz. Ten wysoki człowiek, najpewniej paladyn, poruszał się z gracją godną największych władców.
-Achh, co sądzicie o tych doniesieniach o atakach, to nie pierwszy raz…
-Czcigodny władco, naszym zdaniem nie powinniśmy… wysuwać pochopnych wniosków. Orkowie to potężny naród. To, że pograniczne wioski są atakowane, to jeszcze nie powód, by zaczynać wojnę…-odparli doradcy
-Karolu- rzekł teraz paladyn do władcy-jeśli mogę coś powiedzieć.. To nie pierwsze doniesienia. Zagrożenie ze strony orków jest REALNE, powinniśmy jak najszybciej zacząć działania wojenne….
-Gustawie-przerwał mu król- muszę myśleć o całym państwie, nie tylko o jakichś małych wioseczkach. Wiesz jak taka wojna nadszarpnie budżet królestwa?
-Tu nie chodzi o wioseczki, cały naród jest w niebezpieczeństwie , nie widzisz tego? Naprawdę jesteś tak ślepy?
I opuścił salę, po drodze zauważając Vejmara. Mnich szybko powiedział mu po co tu przybył. Czuł, że jemu może zaufać. Obaj wyszli na zewnątrz.
-Nic nie wskórasz-rzekł paladyn- król jest zbytnio zaślepiony wygodnym życiem i swymi doradcami.
-To znaczy , że przybyłem na próżno?
-Nie. Umocniłeś mnie w przekonaniu, że czas działać. Jutro opuszczam miasto.
-Ten zas…
-Nie oceniaj mojego brata po jednym epizodzie. Tymczasem na razie, Mnichu- i tak go zostawił…


[Dodano po 3 dniach]

Ale się ostatnio narobiło tych opowiadań NApiszcie jakąś opinię, bo nie chcę post pod postem zamieszczać...
Sosna,
Historia prezentuje się całkiem ciekawie, choć początek 1 epizodu był trochę zbyt tradycyjny to reszta prezentuje się bardzo dobrze
razor,
To znaczy ja je widzę różnie, ale tutaj akurat potrzebny mi był taki wygląd...
Jugg,
Hura:D Vejmar przeżył epizod:D

Kolejna część bez zarzutów:P można by się posprzeczać o wygląd orków, ale każdy widzi je inaczej:P
razor,
Czy ktokolwiek cię tu "zjechał"? TY wyrażasz swoje poglądy, inni wyrażają swoje, nie zawsze takie same ;p

[Dodano po godzinie]

Skoro już napisałem, to zamieszczę następny epizode


EPIZODE 3
-Opacie Yeadanie, już czas, aby się pożegnać.
-A więc opuszczasz nas Vejmarze?
-Sądzę, że mój czas już nadszedł. Pora zmierzyć się, z niebezpieczeństwami zewnętrznego świata.
-Skoro tak sądzisz, drogie dziecko. Twój wyjazd jest w jakiś sposób związany z tymi snami?
-Tak. Właściwie, jest to główna przyczyna
-Tylko nie ufaj swym widzeniom za bardzo. Pamiętaj, że to mogą być tylko senne mary. I nigdy w pełni nie ufaj magom.
-Nie bój się o mnie, Opacie. Wiem, że tylko on jest w stanie mi pomóc.
-Więc gdzie teraz się skierujesz?
- W stronę Debvis, na wschód. A potem zobaczymy.
***
Droga była niezbyt długa, bo tylko kilka mil, ale najtrudniej zrobić te pierwszych kilka kroków, dalej nogi poniosą same. Wyruszając nad ranem, po południu dotarł do wioski. Jednak to, co o niej słyszał,( miłe i spokojne miejsce) nie było prawdą. Kilka chatek na obrzeżu dogasało po pożarach, paru wieśniaków zajmowało się chowaniem trupów. Reszta mężczyzn pilnowała wejścia, a głowy ciekawskich kobiet i dzieci wyglądały przez okna stojących jeszcze domów. Vejmar podszedł do mężczyzn
-Cóż się tu stało przyjacielu?
-Swój czy wróg!?- odparł jeden z nich.
-Nie wiem, zależy jakie ty masz intencje…
-Jestem sołtysem tutaj. Jeśliś w zmowie z tymi obrzydłymi orkami, odejdz, póki możesz!
Wejmara zdziwiła ta grożba
-Orkowie to nasi przyjaciele, już od kilkuset lat żyjemy w przyjaźni
-Taak? Powiedz to tym, co zginęli… Może wtedy…
Nagle w pobliskim lesie odezwał się róg wojenny i wychynęli niego ( z lasu) Orkowie w zbrojach wojennych. Ork w swojej budowie nie przypominał człowieka. Szara skóra, wielkie gabaryty, kły wystające z dolnej szczęki, ogólnie nieprzyjemna dla ludzkich oczu twarz, a raczej gęba i te oczy, jakby sam mrok w nich zamieszkał. Mnich jeszcze nigdy nie widział takich oczu żadnego orka. Coś ich odmieniło, zwłaszcza,że Orkowe księstwo odkąd pamiętał żyło w przyjaźni i ogólnej pobłażliwości dla innych nacji. Teraz jednak, gdy widział ich zakrzywione szable skierowane w stronę wręcz bezbronnych wieśniaków, skupił swoją wolę i postawił dzięki niej kłącza, które spętały im nogi. Następnie wyjął zza pasa strzałki i, rzucając w orków powalił kilku. Jednak ich skóra była twarda, więc większość nawet nie poczuła, że czymś oberwali. Wkrótce się wyrwali i zaatakowali wieśniaków. Wszyscy padali jak muchy . Wszyscy oprócz sołtysa. Ten rżnął bestie bez opamiętania swoim toporem, powalając jednego za drugim. Jednak on sam nie mógł dać sobie rady, nawet ze wsparciem Vejmara. Wkrótce Orkowie dobrali się do domów, zabijając mężczyzn, kobiety i dzieci, podpalając domy. Sołtys jednak wywijał swym toporem, sam jeden przeciw tuzinowi Orków, rozdzielony z mnichem. Stos trupów kłębił się dokoła, ale on nie tracił siły. Gdy Vejmar powalił dwóch ze swoich przeciwników, sołtys pokonał wszystkich i nawet zabił tych atakujących Mnicha.
-Kim ty jesteś?- zapytał zaskoczony wojownika.
-To teraz nie ważne. Widzisz teraz czym są Orkowie. Opowiedz o zniszczeniu tej wioski w stolicy, ja ruszam na szlak, najwyższy już czas!
***
Casia stała spokojnie nad ciałem kolejnej swej ofiary. By do niej dotrzeć, musiała przedrzeć się przez mnóstwo sług, uczniów, wszystkich, którzy zdołali jakimś cudem odkryć jej cel. Z brakiem najmniejszych skrupułów zabijała ich jednego po drugim , kilkunastu mnichów, powtarzając sobie „W imię wyższego dobra” i „Cel uświęca środki”. Wyjęła listę i skreśliła kolejne nazwisko : Opat Yeadan. Kiedy reszta mnichów znalazł jego ciało, ona była daleko stąd, na tropie…
zbyl2,
Heh, wiedziałem że mnie zjedziecie po tym poście (choć muszę przyznać że myślałem że zjedziecie mnie bardziej )... Wy od razu się burzycie a przecież chyba o to chodzi: wam się podoba, nie wypisujecie że są tu jakiekolwiek błędy, mi niektóre rzeczy się nie podobają więc po prostu o tym napisałem
razor,
Wszystkie te zabójstwa do czegoś prowadzą, a postaci właśnie mają być epizodyczne, na tym polega główna zagadka, bo w pewnym momencie kilka wątków łączy się w całość... A poza tym każda z tych postaci ma symbolizować jakąś ludzką cechę, po to te kótkie zdarzenia z ich życia zaraz przed śmiercią
Jugg,
akurat w tego typu powieści niejasne opisy i szybkie zdarzenia są na miejscu... jeżeli już idzie takim tokiem wydarzeń to niech tworzy tak dalej, a co do krótkich epizodów to połączysz sobie z cztery i masz rozdział
zbyl2,

Cytat

czemu nie stworysz bohatera, który będzie żył dłużej

Mam wrażenie że ta zabójczyni przeżyje do końca

Co do opowiadania to teraz będzie trochę krytyki: jak dla mnie cała akcja dzieje się za szybko. Tu sobie jest jakaś kobieta i jakiś śmieszny poborca podatkowy, nagle się zakochują, dwa zdania dalej minęły już cztery lata i pełno trupów, jakaś nagroda zabójczyni kolejny kill... Przydałoby by się trochę zwolnić akcje.
Po drugie: Te epizody są za krótkie. Lepiej by było gdybyś pisał po trzy, cztery epizody, łączył w jeden i długość była by wtedy w sam raz.
Po trzecie: Dawaj więcej opisów. Jak na razie nie ma ich tu prawie wcale... Opisz jak wyglądają postacie, lokacje w których się właśnie znajdują etc. będzie łatwiej sobie to wszystko wyobrazić.
Ogółem za oba epizody daje ci 7.5/10.
Wczytywanie...