Dodam że kajam się z uśmiechem.
Dodam że kajam się z uśmiechem.
BioWare chyba jednak uczy się na błędach, kto by pomyślał...
Hej, "Dragon Age: Inkwizycja" naprawdę zapowiada się wyjątkowo smakowicie i powoli zaczynam sobie ostrzyć zęby na ten tytuł. Pewnie dlatego, że ta gra nie jest robiona na kolanie, tylko na spokojnie i z prawdziwym poszanowaniem dla społeczności. Każdy kolejny materiał, który serwuje nam BioWare, coraz mocniej uświadamia mnie w przekonaniu, że warto będzie postawić na tę produkcję w październiku. Czarny koń tego roku? Kto wie, skoro nawet Mike Laidlaw nagle zaczął gadać z sensem, to znaczy, że coś jest już na rzeczy.
Najświeższa prezentacja kompleksowo stara się przedstawić największe atuty "Inkwizycji".
Szczególny nacisk położono na ukazanie nowego systemu walki i to czuć. Anemiczny oraz zblazowany smok z poprzedniego materiału zniknął, a jego miejsce zajął bardziej morderczy brat bliźniak (lata, wykorzystuje ukształtowanie terenu na swoją korzyść, zieje ogniem jakby zjadł ultra-ostrego kebaba na grubym cieście tudzież miażdży naszych towarzyszy własnym cielskiem). Natomiast zwolennicy aktywnej pauzy oraz bardziej taktycznego podejścia mogą zauważyć, że nie zostali potraktowani po macoszemu i dobre planowanie przyniesie naprawdę mordercze profity.
Nie znaczy to jednak, że zabrakło miejsca na inne rzeczy – krótkiej prezentacji otwartości świata i systemu dialogowego (jego akurat nie jestem wielkim fanem, bo znów te debilne grafiki przy opcjach wyboru, jakbym miał sześć lat) czy bardzo subtelna zapowiedź kreacji naszego protagonisty (kobieta, mag i Qunari – morderczy miks, ale możliwy!).
Także, parafrazując klasyka: chłopcy z Kanady – idźcie dalej tą drogą.