Oj, dajcie spokój. Tak Was zabolało to, co napisał? Przecież nie każdy musi piać z zachwytu
Ja nie napiszę o recenzji, tylko o książce.
Mam tą książkę tylko i wyłącznie dlatego, że jestem pasożytem Game Exe od ponad dwóch lat i poza ciągłym irytowaniem forumowej społeczności (która ponoć mną pogardza i ma mnie gdzieś, a jakoś nigdy nie potrafi mnie mimo to zignorować) biorę udział w konkursach wiedzy. Coś tam się wygrało i przyszła do pana M. paczka od pana D. Tak właściwie to dostałem awizo i odbierałem paczuszkę po lekcjach. Abstrahując od tematu, sprawa nie była tak prosta, jak bym chciał. Odebrałem coś grubego w białej kopercie i, niezwykle zmęczony, nawet nie patrzyłem, od kogo i do kogo. Okazało się, że pani na poczcie dała mi przesyłkę do mojego brata przebywającego obecnie w Warszawie (studiuje). Zorientowałem się w połowie drogi do domu i z mieszaniną zdenerwowania (bo miałem ochotę sobie coś poczytać) i zrezygnowania (bo nie miałem ochoty już się wracać) polazłem do domu. Właściwą przesyłkę odebrałem późnym wieczorem.
Zacznijmy od okładki. Jest ciekawa. Ale ostatnio wszystkie okładki książek z "Fabryki snów" są ciekawe, ładne, estetyczne. Toteż "Chorągiew..." się nie wybija. Najbardziej ze wszystkiego nie podobały mi się obrazki wewnątrz książki. Wychodzę z założenia, że jeśli takowe się w ogóle pojawiają, to mają być naprawdę niezłe, jak w "Na ostrzu noża" na przykład. A tutaj widzę jakieś badziewie ubogie w detale, wyglądające jak tworzone ręką początkującego rysownika komiksów. Sama treść książki pozytywnie mnie zaskoczyła, bo nie trawię zbytnio powieści osadzonej w czasie rzeczywistym oraz traktujących o wojnie i historii. A ta mnie wciągnęła. Główny bohater co prawda trochę martwy, ale i tak zasługuje na plus. Fabuła interesująca, pomysł znakomity. Ale... pieniędzy bym na nią żałował
Ja nie napiszę o recenzji, tylko o książce.
Mam tą książkę tylko i wyłącznie dlatego, że jestem pasożytem Game Exe od ponad dwóch lat i poza ciągłym irytowaniem forumowej społeczności (która ponoć mną pogardza i ma mnie gdzieś, a jakoś nigdy nie potrafi mnie mimo to zignorować) biorę udział w konkursach wiedzy. Coś tam się wygrało i przyszła do pana M. paczka od pana D. Tak właściwie to dostałem awizo i odbierałem paczuszkę po lekcjach. Abstrahując od tematu, sprawa nie była tak prosta, jak bym chciał. Odebrałem coś grubego w białej kopercie i, niezwykle zmęczony, nawet nie patrzyłem, od kogo i do kogo. Okazało się, że pani na poczcie dała mi przesyłkę do mojego brata przebywającego obecnie w Warszawie (studiuje). Zorientowałem się w połowie drogi do domu i z mieszaniną zdenerwowania (bo miałem ochotę sobie coś poczytać) i zrezygnowania (bo nie miałem ochoty już się wracać) polazłem do domu. Właściwą przesyłkę odebrałem późnym wieczorem.
Zacznijmy od okładki. Jest ciekawa. Ale ostatnio wszystkie okładki książek z "Fabryki snów" są ciekawe, ładne, estetyczne. Toteż "Chorągiew..." się nie wybija. Najbardziej ze wszystkiego nie podobały mi się obrazki wewnątrz książki. Wychodzę z założenia, że jeśli takowe się w ogóle pojawiają, to mają być naprawdę niezłe, jak w "Na ostrzu noża" na przykład. A tutaj widzę jakieś badziewie ubogie w detale, wyglądające jak tworzone ręką początkującego rysownika komiksów. Sama treść książki pozytywnie mnie zaskoczyła, bo nie trawię zbytnio powieści osadzonej w czasie rzeczywistym oraz traktujących o wojnie i historii. A ta mnie wciągnęła. Główny bohater co prawda trochę martwy, ale i tak zasługuje na plus. Fabuła interesująca, pomysł znakomity. Ale... pieniędzy bym na nią żałował