Cholera!- pomyślała obciągając swoją skórzaną spódniczkę na właściwe miejsce. Skrzywiła się. Znowu jakiś idiota próbował się do niej dobrać. Podarł jej majtki. Otrzepała bluzeczkę z kurzu. Odwróciła się i z uśmiechem starła wierzchem dłoni resztkę krwi z ust. Patrzyła na leżącego mężczyznę, a raczej na jego trupa. Strzaskała mu czaszkę, gdy się szamotał, ale ucichł szybko, gdy ona sama dobrała się do niego. W sumie głodna nie była, ale ten człowiek uparł się.
Podeszła do umarlaka i kopnęła go mocno w brzuch.
-Jesteś obrzydliwą dziwką- szepnęła z ironią w głosie. Westchnęła i ruszyła w kierunku bram miasta Skingrad. Ledwo przeszła parę kroków, gdy zobaczyła cień przy drzewie w pobliżu. Usłyszała jak bije brawo i po chwili z mroku wyszedł mężczyzna.
-Brawo Lill, brawo!- zawołał sarkastycznie się śmiejąc. Spojrzała na niego unosząc wysoko brwi. Zmierzyła jego wysoką postać, tylko po głosie rozpoznając, że to Devon. Nie lubiła go za bardzo, ale powiedzmy, że tolerowała. W każdym razie jak tylko mogła unikała jego towarzystwa. Gdy tak mu się bacznie przyglądała, ten do niej wolno podszedł.- Który to już dzisiaj? Jestem ciekawy, kiedy wreszcie wyda się kim jesteś.
Uśmiechnął się wręcz uroczo. Klasyczny rycerz w lśniącej zbroi; tak zwykle o nim myślały kobiety, które go spotkały. Przystojny, płowowłosy o jasnych oczach i przeszywającym spojrzeniu. W dodatku był rosły i silny. Wydawał się być marzeniem każdej młódki, ale mało osób wiedziało co za tym wyśnionym obliczem się kryje.
- A co cię to obchodzi?-prychnęła kpiąco wywracając oczami.-Jak takiś ciekawy to czemu sam mnie nie wydasz?
-Heh..-zaśmiał się stając naprzeciwko niej.- Bardzo dobrze wiesz dlaczego. Ty znasz moją tajemnicę, ja znam twoją. Wiem, że pogrążyłabyś mnie za sobą.
-O jaką to tajemnicę, mój Panie?- wyminęła go i ruszyła raźno w kierunku miasta.Pragnęła zarzyć gorącej kąpieli i spędzić tą noc jak każdą prawie w swej bibliotece. Pobiegł za nią i gdy już szli ramię w ramię, odezwał się:
-Nie zaprosisz starego przyjaciela na kieliszek wina? Noc jest jeszcze młoda..
-Nie jesteś moim przyjacielem.- prychnęła.- Nigdy nim nie będziesz. Nie kuś losu.
Chwycił ją za rękę i przytrzymał, gdy ta próbowała mu sie wyrwać.
-Losu nie oszukasz...więc tym bardziej nie muszę go kusić.
-Puść mnie!!- odepchneła go od siebie z trudem, bo siłą mu nie dorównywała. Przyspieszyła kroku. Devon podążył za nią. Wiedział, że teraz już będzie mógł do niej wstąpić. Czuł jak się go boi. Ale miała tą świadomość, że on nie odpuści, nie tym razem. Minęli bramę miasta i skierowali się do centrum, gdzie stała jej willa. Wszedł za nią po schodach i do środka. Otoczyła ich ciemność i przez chwilę poczuł się niepewnie, ale wtedy rozbłysły światła, a jego oczom ukazał się korytarz. Lillith podążyła nim do samego końca, nie oglądając się za Devonem. Wkroczyła do swojego cichego saloniku, wyłożonego drewnem, ciemnego i przytulnego. Na kominku wesoło płonął ogień. Mężczyzna rozejrzał się po pomieszczeniu i usiadł na jednym z głębokich foteli przed ogniem. W tym czasie Lillith w milczeniu wyszła i szybko przebrała się w swojej sypialni w coś bardziej godnego młodej damy. W ciemnofioletowej, obcisłej sukni wróciła do gościa i podeszła do stolika, na którym stały butelki. Do dwóch kielichów nalała czerwonego wina. Podała mu jeden, a z drugim w ręce usiadła na innym fotelu, bardziej naprzeciw Devona. Mocząc ledwo wargi zapatrzyła się w ogień. Mężczyzna obserwował ją z nieodgadnionym wyrazem twarzy i lekko zmarszczonym czołem. Wyglądał na o wiele młodszego niż był w rzeczywistości. Ruda grzywka zakryła mu jasnozielone oczy, gdy wypił potężny łyk wina.
- Powiedz mi, ile jeszcze czasu masz zamiar udawać?- przerwał ciszę. Lillith nawet na niego nie spojrzała, tylko jej wargi się lekko poruszyły, gdy powiedziała:
- Nie udaję niczego, więc nie wiem skąd takie pytanie.
- Lill..-westchnął ciężko.- oszukujesz sama siebie...unikając mnie nie zmienisz przeznaczenia.
Uniosła brwi wysoko nadal zapatrzona w ogień.
- A czymże jest przeznaczenie?- mruknęła z delikatnym uśmiechem.- Toż to tylko piórko w moich dłoniach i ode mnie zależy czy je wypuszczę z rąk, dam opaść, czy też zgniotę w dłoni. Jestem panią swego losu. Nic tego nie zmieni.
Devon zacisnął dłoń na nóżce kielicha, a jego wargi skrzywiły się, kiedy jej słuchał.
- Więc jednak oszukujesz siebie. Nie panujesz nad swoim losem...nie do końca. Udowodniłaś to mi parę miesięcy temu.
Oderwała gwałtownie oczy od płomieni i utkwiła je w nim, mrużąc i przeszywając na wskroś.
- To co się wtedy stało było kwestią przypadku- syknęła cicho i powoli. Devon ze śmiechem wstał, odstawił kielich i podszedł do niej. Przykucnął obok jej obitego futrem wilka fotelu, u jej stóp.
- Przypadku?- zaśmiał się, ale na jego twarzy była gorycz, a nie radość. Patrzyła na niego nieruchoma, ale czujna.- Przypadek sprawił, że byłaś ze mną tamtej nocy?
- Tak.- odparła twardo, a jej dłoń ścisnęła mocno kielich.- Za dużo wtedy wypiłam.
Śmiech rozniósł się echem po całym pomieszczeniu. Devon pochylił się nad nią i wbił swoje oczy w jej. Tylko parę centymetrów dzieliło ich twarze od siebie.
- Nie rób ze mnie głupca Lillith!- mruknął.- Ty nie pijasz wina, ani żadnego innego alkoholu. I wtedy też nic nie piłaś.
- Piłam..- upierała się zahipnotyzowana lekko bliskością tych fascynujących oczu. Skrzywiła się, gdy zbliżył twarz jeszcze bliżej.- Na bogów...Devonie! Odsuń się ode mnie.
Uśmiechnął się kpiąco, a w jego oczach błysnęła przekora. Praktycznie stykali się nosami. Zerknął na jej usta, mocno zaciśnięte teraz. Przełknął głośno ślinę.
- Nie myśl sobie, że ci tak łatwo pójdzie...- odezwał się lekko chrypiąc. Z tak bliska widziała jak drgają mu mięśnie twarzy, czuła jego oddech, dość ciężki. Kącik jej ust uniósł się leciutko w górę.
- Myślę, że najlepiej będzie jeśli wrócisz na swoje miejsce.- powiedziała cicho i dobitnie. - A najlepiej jeśli wrócisz do swojego domu i zostawisz mnie w spokoju.
Zrzedła mu mina i zza zaciśniętych w tłumionej złości i bezradności wysyczał:
- Jak możesz tak mówić? Po tym co razem przeszliśmy? Po tym jak leżałaś w moich ramionach? Nie odpuszczę ci. Takie jest twoje i moje przeznaczenie.
- Devonie...co było to było, gdybym mogła cofnęłabym czas.- spokojnie odpowiedziała. - A teraz lepiej żebyś ty się cofnął, ponieważ nie jest to dla mnie trudnością spopielić cię w sekundę.
- Niech cię szlag Lillith Marlene!- warknął i ledwo co hamując swój gniew odszedł od niej. Chwycił swój kielich i z calej siły cisnął go w ogień, po czym usiadł na swoim miejscu. Elfka starała się uspokoić swoje serce, które cały czas biło jej jak oszalałe. Spojrzała na niego dopiero wtedy, gdy poczuła, że ten trochę ochłonął. Twarz ukrył w dłoniach, lekko pochylając się, a jego jasne włosy opadły mu na nie. Był zawiedziony i rozgoryczony. Lillith wstała i podeszła wolno do kominka. Odwrócona do niego plecami odezwała się:
- Devonie, zrozum. To była kwestia przypadku. I bardzo dobrze o tym wiemy, że ta wizja była wywołana zmęczeniem i przestrachem. To nie jest nasze przeznaczenie.
- Mówisz to ty, która posiadasz moce.- odparł zduszonym głosem. - Ja ich nie posiadam, a jednak biorąc cię w objęcia miałem tą samą wizję.
- I co?- obróciła się w jego stronę z krzywym uśmiechem. - Chcesz żeby się co do joty sprawdziła? Naprawdę chcesz naszej śmierci?
Devon zdjął dłonie z twarzy i spojrzał na nią smutno.
- Nie, nie chcę naszej śmierci.
- Więc skończ mnie nachodzić, śledzić i mnie nakłaniać. To nie ma sensu.
Wstał zwinnie jak kot i podszedł do niej.
- Co nie ma sensu?- zapytał. - Walka o to czego się pragnie? Jeśli nie ma sensu moja miłość do ciebie, to nie ma sensu już nic.
- Tak ci się wydaje, że wiesz wszystko!- zawołała. - Że twoje racje są najważniejsze. W swojej ślepocie nie spojrzysz na to co ja mam do powiedzenia!
W jej ciemnoczerwonych oczach pojawiła się złość, a w głosie pobrzmiewała gorycz.
- Zrozum, że to wszystko stało się przez przypadek!- ściszyła głos odrobinę. - Nie czułam i nie czuję nic do ciebie, a twoje chore przeznaczenie dotyczy tylko i wyłącznie ciebie. Bo ja nie wierzę w przepowiednie bez pokrycia.
Nastąpiła chwila ciszy, przez którą oboje się mierzyli wzrokiem. Devon patrzył na jej piękną twarz i nie mógł zrozumieć dlaczego wypowiada tak okrutne słowa. Uniósł dłoń do jej policzka i go pogłaskał. Lillith zesztywniała, gotowa by się bronić.
- Lill...słodka Lill- wyszeptał czule. - Wiesz dobrze, że to nieprawda. Pragnęłaś mnie tak samo mocno jak ja ciebie.- Jego dłoń przesunęła się na kark, a druga ręka zwinnie oplotła jej zgrabną kibić. Przyciągnął ją do siebie, mimo jej oporu. Patrzyła prosto w jego jasne oczy, drżąc i oczekując co się stanie. A on uśmiechnął się lekko i musnął jej wargi swoimi. Tak ulotnie, jakby dotknęły ją skrzydła motyla. Słyszał jak głośno i szybko oddycha, w czerwonych oczach widział niepewność. Gwałtownie przywarł do niej wargami, całując ją namiętnie, podczas, gdy jego ręce trzymały ją w żelaznym uścisku. Po paru minutach puścił ją. Policzki miała zarumienione, usta rozchylone, a pierś falowała jej od przyspieszonego oddechu. Devon oblizał wargi patrząc na nią intensywnie.
- To nie ma sensu Devonie...- wyszeptała, kiedy jej serce wróciło do normalnego rytmu. Kurczowo trzymała się framugi kominka. - Jestem merką...nie mógłbyś być ze mną szczęśliwy...Z inną kobietą byłoby ci lepiej, niż ze mną...
- Cóżeś ty gadasz Lillith!- odparł kręcąc głową z uśmiechem. - Jestem z tobą szczęśliwy, kocham cię i nie chcę żadnej innej...
- Ale ja cię zranię...ja to wiem...Wiesz, że nie jestem normalna...Możesz mnie stracić, jeśli wszystko pójdzie w tą stronę, w którą właśnie zmierza.
Dotknął jej policzka wierzchem dłoni.
- Będę o ciebie walczyć...nie stracę cię...
- Wystarczy, że odejdę, że zniknę...
- Wtedy i ja odejdę, ale z tego świata.
Zaśmiała się cicho i dość niepewnie.
- Przecież nie zrobiłbyś sobie krzywdy z mojego powodu...- powiedziała, a jej serce znowu zaczęło szybciej bić. Tym razem przez niepokój.
- Jeśli cię stracę moje życie także straci sens.- odparł krótko z uśmiechem. Chciała się z nim kłócić, że na pewno tak nie będzie, lecz jego postawa wyraźnie pokazywała, iż te słowa są prawdą. Odeszła od kominka na parę kroków i stanęła do niego tyłem.
- Nie rozumiesz, że jestem przeklęta?!- zawołała dłonią zasłaniając oczy. - Nic dobrego cię ze mną nie czeka! Jedynie cierpienie!
Podszedł do niej i przytulił ją do siebie.
- Kocham cię Lillith i jeśli mam cierpieć to będę.- szeptał całując jej włosy. - Ważne dla mnie jest to by być z tobą, z nikim innym. I proszę, nie pchaj mnie w ramiona innych kobiet. Ja także jestem przeklęty...Lillith...czy ty już mnie nie kochasz?
Podniosła na niego ciemnoczerwone teraz oczy, wargi jej lekko drżały.
- Kocham cię, ale...- wyszeptała wzdychając ciężko. - Beze mnie byłoby ci lżej...Już teraz wiem, że najbliżsi się od ciebie oddalają, bo za często chcesz ze mną bywać...Nie musiałbyś się martwić...
- Nie mogłoby mi być lżej bez ciebie!- powiedział z rozpaczą w oczach. - Jesteś dla mnie wszystkim! Nic nie da się już zmienić na lepsze, jeśli ty znikniesz. Jeśli ciebie nie będzie, nie będzie i mnie!
Ukryła twarz w jego piersi, tłumiąc szloch.
- Ty nie rozumiesz...niczego nie rozumiesz...to mnie przerasta...niedługo pochłonie mnie całą...i wtedy już nie będę taka sama...nie będę Lillith.
- Nie ważne...kocham cię taką jaka jesteś i zdania nie zmienię.
- Ale to ja się zmienię...
- ..i taką też będę miłować.
Przytulił ją mocno do siebie, czując jak drży. Rozumiał ją bardzo dobrze, wiedział o czym mówi. Ale nie miał zamiaru ustępować, wybierać innego celu. Wyznaczył sobie, aby być z nią do końca życia i tego dopilnuje. Poczuł jej usta na swoim karku. Westchnął i przeszedł go dreszcz. Przymykając oczy zniżył głowę, ułatwiając jej pieszczotę. Wtem coś go ukłuło w szyję. Otworzył szeroko oczy, zdumiony. Ale widział tylko ciemność. Po chwili zrozumiał...to początek.