Prędzej czy później musiałem tu trafić, więc jestem i kolejny raz w umysłach niektórych przyczynię się do powstania skargi „O nie, musiał ktoś tu pisać – przecież ten temat już od x czasu jest nieruszany” (a taka myśl nie wynika z niczego innego jak z wyrzutów sumienia, które głaskając po tęczówce wzrok i poklepując go po nerwach szepce „no dobrze, dobrze, przeczytamy to, żeby nie było że nieprzeczytane”). Ponadto mam małą nadzieję, że przeczytanie całego tego wątku może mnie jakoś usprawiedliwiać w tym, że na jego końcu postanowiłem dodać coś od siebie, ale jeśli uważacie, że jednak to nadmiar optymizmu z mojej strony, to nie będę zdziwiony ;-)
Na wstępie powiem, że nie jestem żadnym specjalistą, a oceniam to co czytam poprzez pryzmat tego, czy coś w związku z tym mądrego pomyślę. Czytając wiersze wymienione w pierwszym poście naszła mnie od razu myśl „Łe, banalne, ona czeka, albo on czeka, trochę miłości i takie bla bla bla dla podkreślenia banału”. Ale potem zachwyciłem się tym fragmentem:
„Tak jak papier rozlany atrament
Jak sierota swą wyrodną mamę
Jak chłopcy zakupy w supermarkecie
Tak ty mnie nie kochasz najbardziej na świecie”
Napisanym przez
Vanitę.
(na razie nie wiem jak tu cytować, ale z czasem to nadrobię)
Bo oprócz chłopców w supermarkecie, którzy może trochę tu nie pasują, ta zwrotka polega chyba, albo tak mi się zdało, na tym że najpierw wymienione jest kilka porównań, po których niekoniecznie się spodziewamy, że nastąpi takie ich podsumowanie, jakie następuje. No i to przyjemny dla oka zabieg.
Zawsze też interesowały mnie wiersze miłosne pisane przez panie (bo te pisane przez panów najczęściej okazywały się bezzębnie głupawe), choćby dlatego że nigdy nie byłem kobietą, a ciekawość mnie zżera jeśli chodzi o zrozumienia gdzie panie stawiają akcenty i w jaki sposób do sprawy podchodzą. Dlatego zarówno tym wierszem zaczynającym się od „Nie całuj mnie miły przez próg” jak i „Litanią gastronomiczną” z
tego posta się zainteresowałem. Nie wiem czy jeszcze ich autorka odwiedza forum, a mam do niej i do was takie pytanie:
Czy nie odnosicie wrażenia, że pisząc właśnie o miłości bardzo łatwo popaść w banał z tego względu, że to temat, o którym wiele napisano i wiele przeczytano i w pewnym momencie składania słów może narzucić się składającemu podświadomie jakiś schemat składania. Oczywiście nie zawsze to musi prowadzić do banału – np. Litania i „Nie całuj mnie miły” nie są banalne, ale są wpisane jakby w pewien taki schemat. Na czym polega ten schemat? Na tym, że jakoś podskórnie w wierszu istnieje przekonanie, że miłość jest taka i taka i tak się o niej pisze. I może tak jest. Dlatego te dwa wiersze skłaniają też do przemyśleń w stylu „Okej, napisałem coś takiego, ale czy naprawdę tak myślę, czy mi się udzieliło ogólne przekonanie co do tego tematu”. I ciekawe jakie z tego wypływają wnioski ;] Oczywiście to co tutaj napisałem może być spowodowane moją niedostateczną precepcją.
Mimo podejrzeń autora, że mu coś nie wyszło, spodobał mi się też wiersz „Chwiejnie”
stąd. Może dlatego, że całkiem obiecująco zaczyna się inwokacją do… podłogi. Ale też dlatego, że zwrot „mi na nogach chwiejnie” zapada w pamięć. Teraz będę to sobie powtarzał