O tym, jak wielki wpływ na światową literaturę miał cykl "Władca Pierścieni" nie trzeba nikogo przekonywać, za to warto od czasu do czasu pokazywać, jak potężne piętno odcisnęło to również na naszej codzienności. Tym razem doskonałego przykładu udzieliła stołeczna Warszawa, która pozwoliła, by na swojej mapie zagościły ulice J. R. R. Tolkiena i Gandalfa.
Pierwotnie miały być to ulice Pirytowa and Tytanowa. Zmiany dokonano po konsultacji z mieszkańcami miasta. Wynika to z faktu, iż te dwie krzyżujące się arterie ulokowane są w dzielnicy, która potocznie dorobiła się miana "Mordoru" (jest to dawna strefa przemysłowa, przemieniona w jedną z głównych stref biznesowych Warszawy; pochodzenie nazwy potocznej nie jest jasne).
Zmiana spotkała się z ciepłym przyjęciem ze strony mieszkańców, choć niektórzy politycy w rzadkim przykładzie zgody międzypartyjnej (Filip Frąckowiak z PiS-u i Joanna Staniszkis z KO) żartobliwie stwierdzili, iż w Mordorze powinna być raczej ulica złego czarownika – Sarumana.