Kiedy przed mikrofonem staje przedstawiciel Bethesda Softworks jest jasne, że prędzej czy później padnie pytanie o kontynuację serii "The Elder Scrolls". W końcu to sztandarowa marka studia i świat, który pokochało miliony graczy. Choć Pete Hines informował jakiś czas temu, że na kolejny epizod sagi sobie jeszcze trochę poczekamy, a prace nad szóstą częścią nawet nie ruszyły, to pytanie o potencjalną datę premiery wraca jak bumerang. Milczenie i zbywanie tematu irytuje fanów, jednak przedstawiciel studia daje jasno do zrozumienia, że tego typu krytyka nie zmieni obranych wcześniej planów.
class="lbox">- Jesteśmy świadomi krytyki, ale nie pozwalamy, aby wpływała ona na nasze przedsięwzięcia. Przede wszystkim zamierzamy podejmować działania, które, jak uważamy, są najlepsze dla naszych gier, ponieważ to wszystko nad czym mamy pełną kontrolę – tłumaczy Pete Hines.
- Próbuję łagodzić te narzekania. Kilka lat temu na targach E3 poprosiłem Todda Howarda, aby wyszedł do publiki, opowiedział o planach studia, kiedy wyjdzie The Elder Scrolls VI, ponieważ wszyscy o to pytają. Próbujemy zarządzać oczekiwaniami. Warto jednak zaznaczyć, że developerzy to nie maszyny z przyciskami, po których wciśnięciu otrzymasz od razu wodę. Chcą kreatywnie rozprostować nogi, spróbować świeżych pomysłów i wyjść poza utarte schematy.
- Nigdy nie otrzymalibyśmy Horizon Zero Dawn, gdyby Guerilla Games pozostawało przy cyklu Killzone. Nie byłoby The Last of Us, gdyby Naughty Dog oddało się w pełni serii Uncharted. Podobnie z wieloma innymi studiami – podsumowuje Hines.
Coś w tym jest. W dobie dominacji sequeli i ustawicznego odgrzewania kotletów, taka postawa powinna być wspierania, a nie piętnowana. Jeżeli twórcy chcą poeksperymentować z nowymi klimatami i mają multum ciekawych pomysłów, to niech to robią. Po owocach ich poznacie, a po premierze ocenimy, czy taki kreatywny skok w bok był warty świeczki, czy też lepiej, aby Bethesda wróciła na utarte ścieżki.