Zabrałem się ostatnio za KotOR2. Pierwsza część była całkiem niezłą grą – prawdziwe rpg w świecie Star Wars, niezła grafika, muzyka Jeremy’ego Soula (skomponował ścieżkę dźwiękową do Neverwinter Nights), świetnie zarysowane postacie... Druga część jest już trochę inna. Firmą odpowiedzialną za ten projekt było Obsidian (robią NWN2), a nie BioWare i widać to na każdym kroku. Gra jest perfekcyjnie zrobiona jeśli chodzi o aspekt rpg: rozbudowane dialogi (można rozmawiać po kilkanaście minut), mnóstwo questów dodatkowych... Wielką zaletą tej gry jest jej długość – KotOR kończyłem po 33 godzinach (za pierwszym razem), a potem było już 24, 22 godziny. Marnie. W KotOR2 gram już 32 godziny i jeszcze daaaleko do końca! Wreszcie zrobiono porządek z szatami Jedi. W jedynce wszystkie wyglądały tak samo: jak szlafroki, albo podomki. W dwójce podobne są trochę do zbroi Dartha Bandona (ucznia Malaka), czyli robia wrażenie. Muzyka jest niestety gorsza – jej autorem jest Mark Griskey, a Jeremy Soul gra tam drugorzędną rolę. Szczerze mówiąc nie kojarzę nawet teraz szczególnie charakterystycznego motywu muzycznego, który wpadł mi w ucho. Grafika jest niezła, ale bez przesady – na razie nie zauważyłem nic, co dorównałoby niebu nad Manaan. Na plus przemawia większe skomplikowanie samej gry – rozbudowano opcje warsztatu (można ulepszać, tworzyć nowe przedmioty, rozkładać stare), miecze świetlne składają się z większej ilości elementów... NPC-e wyszły chyba trochę gorzej niż w jedynce, są aż trzy droidy, nie ma żadnego Twilek’a, nie ma oczywiście Revana i Bastili (a szkoda...), pojawił mi się w epizodzie Carth Onasi. Istnieją opcje romansowe (jak w jedynce i BG2), ale nawiązywanie kontaktów z postaciami jest o wiele trudniejsze niż w pierwszej części. Ponieważ nie ma już Bastili, dostajemy w zamian białowłosą i niebieskooką Echani – Handmaiden, która może przeprowadzić z nami kilka treningów walki wręcz (do licha, warto!), co więcej mówiącą głosem Viconii de Vir z BG2 (Grey Delisle z wersji oryginalnej). Nasz wpływ na wydarzenia i interakcje z członkami drużyny jest większy, proces uczenia się Mocy – nieporównanie bardziej skomplikowany. Dużo jest zagadek, szarad... Widać jednak, że to nie BioWare robiło grę. KotOR2 jest trudny, wciągający, pełen okrucieństw, tajemnic, ale jak na razie brakuje w nim humoru i cieplejszego podejścia do gracza. O co mi chodzi? W jedynce było trochę mało poważnych, ale bardzo sympatycznych questów typu: „ściągnij mundur z imprezy pijanych Sithów”, bardzo zabawny był moment uratowania Bastili z łapsk Vulkarów (zamiast płomiennych podziękowań rozjuszona Bastila prychała jak kotka...). W dwójce na razie czegoś takiego nie zauważyłem. Jak na razie jestem (chyba?) w połowie gry i zobaczymy co dalej... Pewną niedogodnością może być fakt, że gra jest wydana w wersji oryginalnej, a polski dystrybutor, czyli LEM zarzeka się, że nie będzie polskiej wersji. Nie ma co się martwić jednak - grupa fanów SW pracuje nad nieoficjalnym spolszczeniem KotOR2.
Zabrałem się ostatnio za KotOR2. Pierwsza część była całkiem niezłą grą – prawdziwe rpg w świecie Star Wars, niezła grafika, muzyka Jeremy’ego Soula (skomponował ścieżkę dźwiękową do Neverwinter Nights), świetnie zarysowane postacie... Druga część jest już trochę inna. Firmą odpowiedzialną za ten projekt było Obsidian (robią NWN2), a nie BioWare i widać to na każdym kroku. Gra jest perfekcyjnie zrobiona jeśli chodzi o aspekt rpg: rozbudowane dialogi (można rozmawiać po kilkanaście minut), mnóstwo questów dodatkowych... Wielką zaletą tej gry jest jej długość – KotOR kończyłem po 33 godzinach (za pierwszym razem), a potem było już 24, 22 godziny. Marnie. W KotOR2 gram już 32 godziny i jeszcze daaaleko do końca! Wreszcie zrobiono porządek z szatami Jedi. W jedynce wszystkie wyglądały tak samo: jak szlafroki, albo podomki. W dwójce podobne są trochę do zbroi Dartha Bandona (ucznia Malaka), czyli robia wrażenie. Muzyka jest niestety gorsza – jej autorem jest Mark Griskey, a Jeremy Soul gra tam drugorzędną rolę. Szczerze mówiąc nie kojarzę nawet teraz szczególnie charakterystycznego motywu muzycznego, który wpadł mi w ucho. Grafika jest niezła, ale bez przesady – na razie nie zauważyłem nic, co dorównałoby niebu nad Manaan. Na plus przemawia większe skomplikowanie samej gry – rozbudowano opcje warsztatu (można ulepszać, tworzyć nowe przedmioty, rozkładać stare), miecze świetlne składają się z większej ilości elementów... NPC-e wyszły chyba trochę gorzej niż w jedynce, są aż trzy droidy, nie ma żadnego Twilek’a, nie ma oczywiście Revana i Bastili (a szkoda...), pojawił mi się w epizodzie Carth Onasi. Istnieją opcje romansowe (jak w jedynce i BG2), ale nawiązywanie kontaktów z postaciami jest o wiele trudniejsze niż w pierwszej części. Ponieważ nie ma już Bastili, dostajemy w zamian białowłosą i niebieskooką Echani – Handmaiden, która może przeprowadzić z nami kilka treningów walki wręcz (do licha, warto!), co więcej mówiącą głosem Viconii de Vir z BG2 (Grey Delisle z wersji oryginalnej). Nasz wpływ na wydarzenia i interakcje z członkami drużyny jest większy, proces uczenia się Mocy – nieporównanie bardziej skomplikowany. Dużo jest zagadek, szarad... Widać jednak, że to nie BioWare robiło grę. KotOR2 jest trudny, wciągający, pełen okrucieństw, tajemnic, ale jak na razie brakuje w nim humoru i cieplejszego podejścia do gracza. O co mi chodzi? W jedynce było trochę mało poważnych, ale bardzo sympatycznych questów typu: „ściągnij mundur z imprezy pijanych Sithów”, bardzo zabawny był moment uratowania Bastili z łapsk Vulkarów (zamiast płomiennych podziękowań rozjuszona Bastila prychała jak kotka...). W dwójce na razie czegoś takiego nie zauważyłem. Jak na razie jestem (chyba?) w połowie gry i zobaczymy co dalej... Pewną niedogodnością może być fakt, że gra jest wydana w wersji oryginalnej, a polski dystrybutor, czyli LEM zarzeka się, że nie będzie polskiej wersji. Nie ma co się martwić jednak - grupa fanów SW pracuje nad nieoficjalnym spolszczeniem KotOR2.