Miecz Shannary

Ale trzeba patrzeć z drugiej strony, że tytuł powstał w latach '70, więc ówcześnie te archetypy dopiero początkowały. Wiele książek fantastyczne z tego okresu dziś wydaje się komiczna, zwłaszcza jak się spojrzy na SF - wręcz budzi grozę kiczu. Ale z drugiej strony znajdują się dzieła, które tworzą trendy - a ten tytuł, to jak widać powielanie schematów, czyli czysta beletrystyka dla nastolatków.
Odpowiedz
W recenzji podkreślam, że to współczesne spojrzenie. Wątpię także, by książka mogła u nas zyskać popularność równą tej w Stanach, nawet wśród młodzieży. Nie ten czas, są alternatywy. Decyzja o ekranizacji właśnie tej serii mnie zadziwia.
Odpowiedz
MTV już wieki nie oglądałem. To oni ekranizują cykl? Szczegółów nie sprawdzałem, tylko na okładce przeczytałem reklamę o serialu na podstawie Shannary.
Odpowiedz
Niestety też sie na tym mocno zawiodłem ALE... jak wspomnieli przedmówcy książka pisana była 40 lat temu i jeśli ktoś sięgnie po inne dzieła z cyklu Shannary na pewno zauważy iz jest lepiej, o niebo lepiej.

Osobiscie zacząłem 'chronologicznie' (w kolejności wydarzeń nie w kolejności wydawanych ksiązek) tzn:
- trylogia The Word & The Void (Running with the Demon, A Knight of the Word, Angel Fire East, 1997-1999)
- trylogia Genesis of Shannara (Armageddon's Children, The Elves of Cintra, The Gypsy Morph, 2006-2008)
- dylogia Legends of Shannara (Bearers of The Black Staff, The Measure of The Magic, 2010-2011)
- prequel do trylogii Miecz Shannary (First King of Shannara, 1996)

i do tego momentu było to doskonałe, nawiązań 'ala tolkien' jest już o wiele wiele mniej, zgoła nic w większości a fabuła jak i bohaterowie też są doskonale przemyślani. Polecam powyższe a co do trylogii Miecz Shannary... pomińmy ja milczeniem
Odpowiedz
Zgadzam się, pominięcie milczeniem tejże trylogii jest - z perspektywy czasu - najlepszym wyjściem. Jednakże świeżo po przeczytaniu, musiałem odreagować. I odmówić recenzowania dwóch następnych tomów. Szkoda życia.
Odpowiedz
Hm, nie mogę Cie winić - sam dotrwałem do strony ok 300 (uznajac czytanie książki za coś w rodzaju ćwiczenia na siłę woli, oraz nie mogąc wyjść z podziwu nad tym jak się Terry rozwinął - acz o tym później) i mogę rzec ze dalej jest równie źle... jeśli pozwolisz nico twoje streszczenie fabuły rozwinę... ekhm ekhm...

Skończyliśmy zatem na kamykach elfów jakie pomogły parze wędrowców wydostać sie z lasu i bagien mam rację? Następnie dzięki interwencji Toma Bombadila... wrrrróć, "Króla Srebrnej Rzeki" - bliżej nieznanej odwiecznej istoty jaka się doliną rzeczki opiekuje - bohaterowie zostają magicznie uśpieni i przeniesieni do Rivendell... znaczy jakiegoś innego miasta bezpiecznego mimo iż znajduje się na północy Sunlandii i może stanowić "ostatni bezpieczny dom", oczywiście nasz Frodo... tfu! Shea miałem na myśli - wybaczcie ponownie, coś mi klawiatura nie służy - budzi się (bo wszak dotarł na miejsce nieprzytomny) i na naradzie dowiaduje się, że już nie we 3 muszą mierzyć się z przeciwnościami - Na północ ruszy cała Drużyna (Pierścienia).
Co jest tego powodem? W bezpiecznym schronieniu spotykają swego Gandalf... Alannona i wcześniej spotkanego wojownika rasy ludziowatej z mieczem wielkim jak w mandze Berserk. Do ekipy dołączają 2 elfy i krasnolud co wraz z trzema hobbitami.. err młodzikami daje nam 8 osobowy team do zadań specjalnych.
Niestety zło nie śpi! Wszystkie granie gór na północy zostały obstawione przez orków.. err gnomy znaczy się, więc Allanon wpada na genialny pomysł "przejdźmy pod górami zamiast przez przełęcze, na pewno tej drogi nie pilnują!" Drużyna rusza więc do Morii... uhh wybaczcie, znów się pomyliłem, chodziło wszak o "Grobowiec Królów" jaki dziwnym trafem ma wejscia z obu stron skalnego muru. Czymże jednak byłby grobowiec bez strażnika? Na swej drodze dzielni wojacy napotykają prastarą istotę jaką udaje się cudem powalić i wysodtać na drugą stronę gór tylko po to by... Shea doświadczył uczucia gdy kruszy ci się pod nogami skalna pólka i spadasz w dół (scena wygląda znajomo co?) do wodospadu.
Drużyna przebyła wiec góry lecz straciła jednego z członków (nie martwcie się drodzy czytelnicy! Tylko tymczasowo, on jeszcze do nich wróci mimo że teraz nie są zbyt szczęśliwi). Oczywiście Shea jest jedyną osobą jaka może wykorzystać miecz Shannary więc.. team zostawił go samemu sobie i postanowił ruszyc po miecz do Mordoru-Paranoru. Nasz półelf został tymczasem wytrząśnięty i zmieszany w rzece po tym wyrzuciło go na brzeg tylko po to by trafił w ręce oddziału gnomów jacy postanowili go dotaszczyć do Sarumana.. err Paranoru znaczy.. dzięki temu zaczęli oni eskortować naszego Meriadoka... (auu! przepraszam, właśnie klawiatura dała mi w łeb mówiąc iż jesli jeszcze raz się pomylę więcej pisał nie będę)... ku miejscu w jakim dziwnym trafem miecz przebywa.
Następnie oczywiście oddział gnomów został rozbity przez drzewce albo jak kto woli duet troll+człowiek, ot parę bandytów. Na szczęście zamiast pójść potem w swoją stronę z kamykami Shei postanowili że nie mają nic lepszego do roboty niż pomóc mu dotrzeć w tak niebezpieczne miejsce jak rzeczony Paranor... bardzo mili bandyci nie uważacie?
Wróćmy jednak do głównej grupki... Dotarli na miejsce, wkradli się do środka i stanęli twarzą w twarz z jednym ze SkullBeaers (kto to przetłumaczył na Nosiciela Śmierci w wersji PL zasługuje na złote maliny) czyli para-nazgulla... Ot skrzydlaty, czarny, brzydki, najpotężniejsza kreatura Lorda Warchoła. Allanon jako naczelny mag-wojownik zwany druidem wystąpił by rzeczonego ubić. Jak spytacie? Sądzicie że w grę poszły miecze i topory oraz potężne zaklęcia? No cóż... okazało się że Druid jeśli jakiś oręż ma to tylko w majtkach bo niczego w dłoń nie chwycił, zaś jego potężna magia nie zdawała prawie wcale egzaminu więc... *cough cough* zaczął okładać się z 'nazgulem' po pyskach... Tak, walka z bytem będącym efektem potężnej magii nasz Allanon postanowił walczyć pięściami i nogami: kopał, uderzał, dusił, w końcu udało mu się gadzinę ubić ostatecznie przez... skręcenie karku...

I to był moment w jakim uznałem iz Terry jest doskonałym autorem komedii... ta walka była tak żałosna że aż pekałem ze śmiechu... bo tylko śmiać się mogłem albo płakać a jak wiecie moi mili - śmiech to zdrowie!
Odpowiedz
Hm, wspomnieć miałem również o ewolucji Terrego? Cóż... Miecz Shannary wgniótł mnie w podłogę głownie z uwagi na fakt iz nie był on pierwszą książką Terrego Brooksa jaka wpada mi w ręce - jak pisałem 2 posty wyżej zacząłem od innych i te poziom trzymały niezły bądź nawet i bardzo dobry - zależy od gustu. Naiwnie liczyłem że i w tej książce autor się 'rozkręci'... i że żałosna grafomania to tylko niejaki prolog - było tak póki nie przekroczyłem półmetku książki.
O ile sam miecz shannary opisuje świat w stopniu praktycznie zerowym o tyle wcześniejsze pozycje pozwalają na - z grubsza przynajmniej - zobaczenie jego korzeni oraz tego jak i skąd się wzieło w nim to i owo... Bo i kto by przypuszczał iż Cztery Krainy to tak na dobrą sprawę świat dzisiejszy za 4-5 tysiecy lat? Świat po kataklizmie jaki nie tylko zniszczył sporą część zgromadzonej wiedzy i przetrzebił ludzkie szeregi ale też spowodował iż niektórzy z ocalałych zmienili się w coś innego? Nie będę tu jednak wchodził w szczegóły, zamiast tego raczej zachęcam do poczytania Running with the Demon... a Tobie Jezid napisania recenzji do tamtego cyklu... ot by choć zmazać niesmak dotyczący autora (tylko od razu ostrzegam że by pojąć nieco więcej z ww trzeba dojśc do 4-5 rozdziału, dlatego nie zniechęc się po 10 stronach Potem idzie już z górki
Odpowiedz
Dzięki za fabularne uzupełnienie. Rewelacja. Ja odpuściłem dalsze znęcanie się nad autorem. Zniechęciłem się do Brooksa. Może kiedyś.
Odpowiedz
← Artykuły

Miecz Shannary - Odpowiedź

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...