Recenzja autorstwa Manfreta.
Ostatnimi czasy nastała dziwna moda na horrory z gatunku "found footage", czyli filmy, które mają przekonać widza, że to, co ogląda jest prawdziwe. Stworzony i rozsławiony przez "Cannibal Holocaust" gatunek zniknął na kilkanaście lat, aby powrócić pod postacią "Blair Witch Project". Oczywiście filmy kręcone "z ręki" co jakiś czas powstawały, ale nie pozostały w pamięci kinomanów. Dopiero historia wiedźmy z Blair przypomniała o tym sposobie przedstawienia historii, zaś później jak grzyby po deszczu zaczęły się pojawiać kręcone w ten sposób filmy: "[REC]", "Paranormal Activity", "Apollo 18", "V/H/S" czy "The Sacrament".
Reżyser "Piramidy" – Gregory Levasseur – postanowił także pójść w tym kierunku i zaaplikować widzowi wrażenia mogące wynikać z obserwacji realnych wydarzeń.