Wilkołak [ Runda XXI ]
Persefona, siostrzyczko kochana. - Uśmiechnął się się nieszczerze Hermes polatując do swojej krewniaczki i, czysto machinalnie, przetrzepując jej kieszenie. - Wszystko u ciebie dobrze? Kora nie rzuciła ci się jeszcze nie rzuciła doszczętnie na mózg? - Pytał bóg podróżnych z złośliwą kpiną w głosie. - Przecież twój kochany mężulek i tak dzisiaj padnie. po cóż go dobijać? Co? - Pytał dalej Hermes tym razem obrzydliwie przesłodzonym głosem.
Zwabiony hałasem Hefajstos wyszedł ze swojej kuźni:
- Co tu się do na siedem wulkanów dzieje? Ojcze! Zaczynasz w zastraszającym tempie zużywać moje pioruny, uważaj bo to drogi towar, to nie byle co tego w kiosku ruchu nie kupisz! I niech mi ktoś powie, gdzie jest ma niewierna małżonka? I mój zakłamany, dwulicowy podły i ZAWSZONY brat Ares?
- Co tu się do na siedem wulkanów dzieje? Ojcze! Zaczynasz w zastraszającym tempie zużywać moje pioruny, uważaj bo to drogi towar, to nie byle co tego w kiosku ruchu nie kupisz! I niech mi ktoś powie, gdzie jest ma niewierna małżonka? I mój zakłamany, dwulicowy podły i ZAWSZONY brat Ares?
........ work in progress....
[Dodano po 37 minutach]
Koniec dnia trzeciego
Podsumowanie
Dzień 3:
Zlinczowani: Charon (2), Vitanee (2) (losowanie), Tar (autolincz)
Osądzeni przez Sędziego: -
Uratowani przez Kaznodzieję: -
Uratowani przez Doktora: -
Zabici przez Wilkołaki: -
Zabici przez Czuwającego: -
Nie głosowali i nie pasowali:
Mortton (2), Tar (3), Charon (2), Vitanee, Kota, Rtęciooki, Ielenia, Dalej..., Matt
___________________________
Przypominam, że trzecie niegłosowanie oznacza automatyczny lincz.
___________________________
Aktualnie grający:
- Mortton
-Vitanee
-Kota
- Ielenia
- Dalej...
-krzyslewy
-Pantera
- Matt
-Tar
- Charon
- Rtęciooki
Trzeciego dnia w Olimpijskiej wojnie domowej nie zaszły żadne istotne zmiany. Bogowie niby nieco odważniej zwracali się przeciw sobie, lecz w gruncie rzeczy ich udział w rozwiązaniu problemu okazał się równie znikomy, co poprzednio. Czyżby tytanomachia przestała interesować nieśmiertelnych po tych wszystkich stuleciach?
Wszystko na to wskazywało. Kolejny brak jednomyślnej decyzji zaowocowal kolejnym strzałem na oślep. Podobnie jak wcześniej, tak i teraz trudno było wyciągnąć sensowne wnioski z odwiecznej kłótni kochanków. Nie mogąc ufać osądowi swych dzieci i braci oraz nie będąc w stanie słuchać dłużej jazgotu małżonków, Zeus ponownie zawierzył Fatum... Które ponownie zawiodło. To prawda, że z Vitanee było coś nie w porządku, jednak definitywnie nie w tym sensie, o który chodziło nieśmiertelnym.
Upadek Persefony przeszedł jednak bez echa. Niewielu było przy nim obecnych, więc w sumie pies z kulawą nogą nie zainteresował się rozwojem sytuacji. Podobnież bóg z kulawą nogą, dotknięty tak oczywistą i widoczną skazą, nie silił się dotąd na wyeliminowanie swoich potencjalnych oprawców i - znudzony całą tą grecką tragedią - sam rzucił się z Olimpu, tym razem bez pomocy gromowładnego ojca. Tak też Tar opuścił towarzystwo, postanawiając nieco wyrównać szanse. Czy jednak faktycznie takimi one będą...
DNIA CZWARTEGO?
-----------------
[Dodano po 37 minutach]
Koniec dnia trzeciego
Podsumowanie
Dzień 3:
Zlinczowani: Charon (2), Vitanee (2) (losowanie), Tar (autolincz)
Osądzeni przez Sędziego: -
Uratowani przez Kaznodzieję: -
Uratowani przez Doktora: -
Zabici przez Wilkołaki: -
Zabici przez Czuwającego: -
Nie głosowali i nie pasowali:
Mortton (2), Tar (3), Charon (2), Vitanee, Kota, Rtęciooki, Ielenia, Dalej..., Matt
___________________________
Przypominam, że trzecie niegłosowanie oznacza automatyczny lincz.
___________________________
Aktualnie grający:
- Mortton
-
-
- Ielenia
- Dalej...
-
-
- Matt
-
- Charon
- Rtęciooki
Trzeciego dnia w Olimpijskiej wojnie domowej nie zaszły żadne istotne zmiany. Bogowie niby nieco odważniej zwracali się przeciw sobie, lecz w gruncie rzeczy ich udział w rozwiązaniu problemu okazał się równie znikomy, co poprzednio. Czyżby tytanomachia przestała interesować nieśmiertelnych po tych wszystkich stuleciach?
Wszystko na to wskazywało. Kolejny brak jednomyślnej decyzji zaowocowal kolejnym strzałem na oślep. Podobnie jak wcześniej, tak i teraz trudno było wyciągnąć sensowne wnioski z odwiecznej kłótni kochanków. Nie mogąc ufać osądowi swych dzieci i braci oraz nie będąc w stanie słuchać dłużej jazgotu małżonków, Zeus ponownie zawierzył Fatum... Które ponownie zawiodło. To prawda, że z Vitanee było coś nie w porządku, jednak definitywnie nie w tym sensie, o który chodziło nieśmiertelnym.
Upadek Persefony przeszedł jednak bez echa. Niewielu było przy nim obecnych, więc w sumie pies z kulawą nogą nie zainteresował się rozwojem sytuacji. Podobnież bóg z kulawą nogą, dotknięty tak oczywistą i widoczną skazą, nie silił się dotąd na wyeliminowanie swoich potencjalnych oprawców i - znudzony całą tą grecką tragedią - sam rzucił się z Olimpu, tym razem bez pomocy gromowładnego ojca. Tak też Tar opuścił towarzystwo, postanawiając nieco wyrównać szanse. Czy jednak faktycznie takimi one będą...
DNIA CZWARTEGO?
-----------------
Nie no. Ważą się losy Olimpu, świata, wszechświata bez mała, a tu co, zainteresowanie jakby chodziło o wybór nowych kubków do ambrozji. Co ja mówię, kubki wzbudziły by o wiele większe zainteresowanie. - Wywrzaskiwał Hermes spod sklepienia. - Zgrajo bękartów którą jestem zmuszony nazywać rodziną, może byście wreszcie coś zrobili? Nie? Szkoda. No to ja proponuje zainteresować się starym topielcem. (Dalej) - Hermes spikował spod sklepienia, w locie ukradł Hadesowi słuchawki, założył na głowę, zdarł z głowy odrzucając ze wstrętem, przeleciał jeszcze kawałek i zaczął szturchać kaduceuszem Posejdona.
Artemida otworzyła oczy. Polowanie się trochę wczoraj przeciągnęło, a potem razem z Nimfami z Green Peace pobalowały i świętowały odrobinę za długo... Artemida czuła mocne kołatanie w głowie. Wiedziała, że dzisiaj polowanie byłoby ciężkie, więc zarzuciła łuk na plecy i jedynie wskazała palcem na Daleja i Matta.
- Oboje przedwczoraj głosowaliście na niewinną osobę, na moją przyrodnią siostrę Atenę. Mam wrażenie, że jeden spośród was jest Tytanem. - obróciła się w stronę Daleja - Coś mi się widzi, że to wszystko Twoja wina.
- Oboje przedwczoraj głosowaliście na niewinną osobę, na moją przyrodnią siostrę Atenę. Mam wrażenie, że jeden spośród was jest Tytanem. - obróciła się w stronę Daleja - Coś mi się widzi, że to wszystko Twoja wina.
Wiesz co wujciu? Jesteś głąb. Gdybyś był Temidą to to by miało sens. A tak? jeśli jakimś cudem przeżyjemy to sam na siebie ściągasz podejrzenia. Głupio. A poza tym wujciu. Co ja ci takiego zrobiłem? Gniewasz się o te słuchawki? Toż to i tak była zła, zła muza. Apollo i orfeusz mogli by potwierdzić. A może chodzi o to że, przypadkiem, trafiliśmy na któregoś z sługów tytanów, takich jak ty? - Kpił wrednie przesłodzonym głosem Hermes.
Koniec dnia trzeciego
Podsumowanie
Dzień 3:
Zlinczowani: Charon (2), Vitanee (2) (losowanie), Mortton (autolincz)
Osądzeni przez Sędziego: -
Uratowani przez Kaznodzieję: -
Uratowani przez Doktora: -
Zabici przez Wilkołaki: -
Zabici przez Czuwającego: -
Nie głosowali i nie pasowali:
Mortton (3)
___________________________
___________________________
Aktualnie grający:
-Mortton
-Vitanee
-Kota
- Ielenia
-Dalej...
-krzyslewy
-Pantera
-Matt
-Tar
- Charon
- Rtęciooki
W atmosferze czystego nonsensu i chaosu, który zapanował nad Olimpem, dźwięki harfy i fletni zastąpiła zupełnie inna pieśń, o jakże wymownym refrenie...
Pośród jej dźwięków, oniemiały Zeus obserwował istny korowód szaleńców. Jeden wbił sobie trójząb w czaszkę, krzycząc, że to wszystko wina Aquamena. Drugi pił z Rogu Obfitości tak długo, aż wreszcie zobaczył dno i umarł z wrażenia oraz rozpaczy nad owym osiągnięciem. Trzeci usiłował stworzyć muzykę łączącą w sobie wszystkie inspiracje towarzyszących mu siedmiu muz, która pogodziłaby zwaśnionych i odsunęła wszystkie problemy, lecz zadanie przerosło śmiałka, efektem czeogo biegał on wokół Dzeusowego tronu krzycząc "Bajlando-bajlando!".
Gromowładny, załamany i zażenowany do granic rozgrywającą się sceną, obserwował swój podniebny pałac i jego domowników przez palce okalającego jego marsowe do niedawna oblicze.
- Nie wierzę w to, co widzę... - oznajmił sam sobie, nieświadomie przyczyniając się do powstania ateizmu.
Nie spostrzegł nawet tej idei rodzącej się w jego umyśle, zdecydowanie zbyt mocno pochłonęły go samobójcze wyczyny Morttona. Nawet wielce tajemnicze zniknięcie Matthiasa nie było już w stanie wzruszyć jego sercem, podobnie jak nędzny los Daleja..., posłanego w otchłań przez wciąż niezidentyfikowanego zdrajcę.
Gdy wreszcie ojciec bogów dźwignął się gniewnie ze swojego tronu, zadrżał na widok przepotężnej, wszechobecnej pustki, która zaczęła pogarniać jego i innych nieśrmietlenych.
- Radźcie sobie sami, ja nic tu już nie wskóram. - powiedział do pozostałej trójki, po czym, starym zwyczajem, zmienił się w orła i odleciał, pozostawiając dalsze koleje losu i sam mym...
DNIA CZWARTEGO
----------------
Podsumowanie
Dzień 3:
Zlinczowani: Charon (2), Vitanee (2) (losowanie), Mortton (autolincz)
Osądzeni przez Sędziego: -
Uratowani przez Kaznodzieję: -
Uratowani przez Doktora: -
Zabici przez Wilkołaki: -
Zabici przez Czuwającego: -
Nie głosowali i nie pasowali:
Mortton (3)
___________________________
___________________________
Aktualnie grający:
-
-
-
- Ielenia
-
-
-
-
-
- Charon
- Rtęciooki
W atmosferze czystego nonsensu i chaosu, który zapanował nad Olimpem, dźwięki harfy i fletni zastąpiła zupełnie inna pieśń, o jakże wymownym refrenie...
Pośród jej dźwięków, oniemiały Zeus obserwował istny korowód szaleńców. Jeden wbił sobie trójząb w czaszkę, krzycząc, że to wszystko wina Aquamena. Drugi pił z Rogu Obfitości tak długo, aż wreszcie zobaczył dno i umarł z wrażenia oraz rozpaczy nad owym osiągnięciem. Trzeci usiłował stworzyć muzykę łączącą w sobie wszystkie inspiracje towarzyszących mu siedmiu muz, która pogodziłaby zwaśnionych i odsunęła wszystkie problemy, lecz zadanie przerosło śmiałka, efektem czeogo biegał on wokół Dzeusowego tronu krzycząc "Bajlando-bajlando!".
Gromowładny, załamany i zażenowany do granic rozgrywającą się sceną, obserwował swój podniebny pałac i jego domowników przez palce okalającego jego marsowe do niedawna oblicze.
- Nie wierzę w to, co widzę... - oznajmił sam sobie, nieświadomie przyczyniając się do powstania ateizmu.
Nie spostrzegł nawet tej idei rodzącej się w jego umyśle, zdecydowanie zbyt mocno pochłonęły go samobójcze wyczyny Morttona. Nawet wielce tajemnicze zniknięcie Matthiasa nie było już w stanie wzruszyć jego sercem, podobnie jak nędzny los Daleja..., posłanego w otchłań przez wciąż niezidentyfikowanego zdrajcę.
Gdy wreszcie ojciec bogów dźwignął się gniewnie ze swojego tronu, zadrżał na widok przepotężnej, wszechobecnej pustki, która zaczęła pogarniać jego i innych nieśrmietlenych.
- Radźcie sobie sami, ja nic tu już nie wskóram. - powiedział do pozostałej trójki, po czym, starym zwyczajem, zmienił się w orła i odleciał, pozostawiając dalsze koleje losu i sam mym...
DNIA CZWARTEGO
----------------
A wiesz co wujciu? Po mojemu to moja droga siostrzyczka, łowczyni od siedmiu boleści. Ty coś robiłeś, miałeś własne zdanie. A ona co? A ona chyłkiem, ona ukradkiem, na drugie, byle by przyklepać, byle by się nie rzucać w oczy. Ja jestem niewinny, wiem to, ty się nie zachowujesz jak zdrajca, ale Artemida? Nie, ona jest zdrajczynią. (lelenia)
Nie kłam, nie kłam. Taka z ciebie bogini jak ze mnie patron uczciwości. Teraz to ja już mam ostatni dowód na to że jesteś winna. Szkoda tylko że to mi nic nie daje. A poza tym jeśli was interesuje rola jaką ja w tym całym bajzlu odgrywam, rodzinko kochana, to ruszcie trochę głową.
Jak by się ktoś pytał to ja jestem u bram. Zdecydujcie się, zdrajczyni, omotańcu, - Ukłonił się z pogardą Artemidzie i Hadesowi - które mnie zepchnie.
Jak by się ktoś pytał to ja jestem u bram. Zdecydujcie się, zdrajczyni, omotańcu, - Ukłonił się z pogardą Artemidzie i Hadesowi - które mnie zepchnie.
Koniec dnia czwartego
Podsumowanie
Dzień 4:
Zlinczowani: Rtęciooki
Osądzeni przez Sędziego: -
Uratowani przez Kaznodzieję: -
Uratowani przez Doktora: -
Zabici przez Wilkołaki: Charon
Zabici przez Czuwającego: -
Nie głosowali i nie pasowali:
___________________________
Grający i wygrani:
-Mortton
-Vitanee
-Kota
- Ielenia
-Dalej...
-[b]krzyslewy
-Pantera
-Matt
-Tar[/b]
-Charon
-Rtęciooki
Gromy biły z nieboskłonu raz po raz, uderzając w sam szczyt świętej góry mieszkańców starożytnego świata. Tam, jedna po drugiej, uderzały w głowę Dzeusa, w rytm kolejnych uderzeń pięści, które Gromowładny sam spuszczał na swą bezradną głowę.
Śmiertelnicy stąpający po ziemi dziwili się i trwożyli, nie mogąc zrozumieć, co też tak bardzo rozgniewało ojca bogów, że aż na dwa dni okrył świat nocą, przerywaną jedynie kolejnymi burzami, rozrywającymi pełną napięcia ciszę. Czemu jednak się dziwić, jeśli wie się, co też działo się podówczas na Olimpie?
Bogowie milczący i bezradni w obliczu własnej zagłady.
Bez słowa przyjmujący razy, wymierzane na oślep przez ich nieroztropnych pobratymców.
Stare waśnie i wojny zastępujące radę i demokratyczne decyzje w godzinie największej próby.
I na domiar złego ostateczny wyrok - wyrok, którego znaczenie doskonale rozumiał i nie mógł zaakceptować sam Zeus. Nie mógł jednak też pogwałcić własnego prawa i odstąpić od obiecanego osądu, do które zobowiązał wszystkich nieśmiertelnych. Dlatego, po dwóch dniach walenia się w głowę i rwania z niej włosów, musiał ponownie wznieść swą mocarną prawicę...
Stary zwyczaj zakazuje strzelania do posłańców. Cóż jednak zrobić, gdy właśnie tego domagają się bogini łowów - z pewnością lepiej niż ktokolwiek wiedząca, do kogo należy strzelać - oraz sam bóg śmierci?
I looked round
And I knew there was no turning back
My mind raced
And I thought what could I do
And I knew
There was no help, no help from you
Świadom tego, że Parki otwierają już nożyce nad linią jego nieskończonego życia, Hermes-Rtęciooki usiłował odlecieć jak najdalej mógł, poza zasięg Dzeusowego razu. W panice zapomniał jednak, że lot pośród chmur rozświetlonych burzą i boskim gniewem, to mało skuteczny sposób na uniknięcie porażenia piorunem.
Świadom swej ostatecznej klęski Charon mógł pokładać nadzieje jedynie w tym, że jako władca krainy śmierci nie może stać się jej więźniem za sprawą czynów innych bogów. Chyba. Podobno. Choć jeśli pomyśleć, co stało się z Tartarem...
Nie dając mu więcej czasu do namysłu Ielenia zachowała się jak na wytrawnego łowcę przystało, kompletnie zaskakując swoją ofiarę. Dwie wystrzelone w tempie błyskawicy strzały z przyssawkami trafiły Hadesa w oboje oczu. Nie spodziewający się tego i spanikowany władca podziemi usiłował desperacko odkleić je od powiek, jednak nawet Heraklesowi mogłoby nie wystarczyć siły, by tego dokonać, zaś im mocniej ciągnął, tym większy ból mu towarzyszył. Miotając się tak i klnąc na czym świat stoi, nie miał szans zauważyć krawędzi olimpijskiego pałacu do której się zbliżył...
Zrozpaczony i rozwścieczony do białości Zeus omiótł pałac wzrokiem, szukając zdradzieckiej Artemidy, by wymierzyć jej sprawiedliwość. Ta jednak zniknęła jeszcze zanim opadający krzyk Hadesa przebrzmiał echem pośród skał. Pan Olimpu został sam, bogowie upadli, przepadli lub generalnie odpadli w przedbiegach. Smutna to historia, niegodna pamięci, bo nawet wieńczące ją zwycięstwo - za sprawą słabości pokonanych pozbawione ryzyka - dla wygranych okazało się triumfem bez chwały.
Podsumowanie
Dzień 4:
Zlinczowani: Rtęciooki
Osądzeni przez Sędziego: -
Uratowani przez Kaznodzieję: -
Uratowani przez Doktora: -
Zabici przez Wilkołaki: Charon
Zabici przez Czuwającego: -
Nie głosowali i nie pasowali:
___________________________
Grający i wygrani:
-
-
-
- Ielenia
-
-
-
-
-
-
-
Gromy biły z nieboskłonu raz po raz, uderzając w sam szczyt świętej góry mieszkańców starożytnego świata. Tam, jedna po drugiej, uderzały w głowę Dzeusa, w rytm kolejnych uderzeń pięści, które Gromowładny sam spuszczał na swą bezradną głowę.
Śmiertelnicy stąpający po ziemi dziwili się i trwożyli, nie mogąc zrozumieć, co też tak bardzo rozgniewało ojca bogów, że aż na dwa dni okrył świat nocą, przerywaną jedynie kolejnymi burzami, rozrywającymi pełną napięcia ciszę. Czemu jednak się dziwić, jeśli wie się, co też działo się podówczas na Olimpie?
Bogowie milczący i bezradni w obliczu własnej zagłady.
Bez słowa przyjmujący razy, wymierzane na oślep przez ich nieroztropnych pobratymców.
Stare waśnie i wojny zastępujące radę i demokratyczne decyzje w godzinie największej próby.
I na domiar złego ostateczny wyrok - wyrok, którego znaczenie doskonale rozumiał i nie mógł zaakceptować sam Zeus. Nie mógł jednak też pogwałcić własnego prawa i odstąpić od obiecanego osądu, do które zobowiązał wszystkich nieśmiertelnych. Dlatego, po dwóch dniach walenia się w głowę i rwania z niej włosów, musiał ponownie wznieść swą mocarną prawicę...
Stary zwyczaj zakazuje strzelania do posłańców. Cóż jednak zrobić, gdy właśnie tego domagają się bogini łowów - z pewnością lepiej niż ktokolwiek wiedząca, do kogo należy strzelać - oraz sam bóg śmierci?
I looked round
And I knew there was no turning back
My mind raced
And I thought what could I do
And I knew
There was no help, no help from you
Świadom tego, że Parki otwierają już nożyce nad linią jego nieskończonego życia, Hermes-Rtęciooki usiłował odlecieć jak najdalej mógł, poza zasięg Dzeusowego razu. W panice zapomniał jednak, że lot pośród chmur rozświetlonych burzą i boskim gniewem, to mało skuteczny sposób na uniknięcie porażenia piorunem.
Świadom swej ostatecznej klęski Charon mógł pokładać nadzieje jedynie w tym, że jako władca krainy śmierci nie może stać się jej więźniem za sprawą czynów innych bogów. Chyba. Podobno. Choć jeśli pomyśleć, co stało się z Tartarem...
Nie dając mu więcej czasu do namysłu Ielenia zachowała się jak na wytrawnego łowcę przystało, kompletnie zaskakując swoją ofiarę. Dwie wystrzelone w tempie błyskawicy strzały z przyssawkami trafiły Hadesa w oboje oczu. Nie spodziewający się tego i spanikowany władca podziemi usiłował desperacko odkleić je od powiek, jednak nawet Heraklesowi mogłoby nie wystarczyć siły, by tego dokonać, zaś im mocniej ciągnął, tym większy ból mu towarzyszył. Miotając się tak i klnąc na czym świat stoi, nie miał szans zauważyć krawędzi olimpijskiego pałacu do której się zbliżył...
Zrozpaczony i rozwścieczony do białości Zeus omiótł pałac wzrokiem, szukając zdradzieckiej Artemidy, by wymierzyć jej sprawiedliwość. Ta jednak zniknęła jeszcze zanim opadający krzyk Hadesa przebrzmiał echem pośród skał. Pan Olimpu został sam, bogowie upadli, przepadli lub generalnie odpadli w przedbiegach. Smutna to historia, niegodna pamięci, bo nawet wieńczące ją zwycięstwo - za sprawą słabości pokonanych pozbawione ryzyka - dla wygranych okazało się triumfem bez chwały.