Smutna wiadomość obiegła dzisiaj świat – nie żyje Robin Williams, uznany aktor, komik, laureat Oscara (za drugoplanową rolę w filmie "Buntownik z wyboru" z 1997 r.). Ciało aktora zostało znalezione w jego domu w Kalifornii. Szeryf hrabstwa Marin podejrzewa samobójstwo przez uduszenie, jednak oficjalna przyczyna zgonu nie jest jeszcze znana.
Aktor zmagał się ostatnio z ciężką depresją, jak i uzależnieniem od alkoholu oraz narkotyków. Zaczął stosować program 12 kroków, ale niestety najprawdopodobniej przegrał walkę ze swoimi demonami. Odszedł w wieku zaledwie 63 lat.
Jako fan fantastyki najbardziej będę pamiętał go z roli Alana Parrisha z "Jumanji" czy roztrzepanego profesora Philipa Brainarda z "Flubbera". W grudniu tego roku pojawić miała się trzecia część "Nocy w muzeum" o podtytule "Tajemnica grobowca" z udziałem Robina Williamsa jako Teddy'ego Roosevelta.
Musze powiedzieć, że ta wiadomość dogłębnie mną wstrząsnęła. W ostatnich latach śledziłem jego karierę - oglądałem wywiady telewizyjne i jego występy "stand up'y" - w życiu nie podejrzewałbym, że coś aż tak dramatycznego dzieje się w jego życiu.
"Między piekłem a niebem" oraz "Hook" to są filmy które mnie najmocniej zapadły w pamięć z udziałem tego aktora. Robin Williams, podobnie jak Jim Carrey, pokazuje, że życie komika potrafi być dosyć dołującym skeczem...
Wstać rano i usłyszeć w radiu o śmierci Williamsa to jak przegrać życie. Nie potrafię połączyć takiej śmierci z postacią komika. Chyba sobie odświeżę parę ulubionych filmów z nim - Buntownika z wyboru, Good morning, Vietnam! i Panią Doubtfire. Chlip, chlip.
Tak, zdecydowanie czeka mnie tydzień filmów z Robinem.
Kur - ja dowiedziałem się o tym o drugiej w nocy, w trakcie zmiany. Dla mnie dzień nie wstał wcale
Jak za dzieciaka miało się iść do kina na Film z Williamsem to było coś. Świetny aktor, jeden z niewielu o których mam dobre zdanie. Miałem nadzieję, że się zestarzeje na ekranach kin, byłby fenomenalny do późnych dni starości.
Najsmutniej było mi dziś rano spojrzeć na klatkę z filmu "Hook" w której na raz stoją Bob Hoskins, Robin Williams oraz Dustin Hoffman.... z wielkich kreacji tego wspaniałego filmu żyje już tylko Dustin Hoffman... "Kto wrobił królika Rogera", "Hook", "Jumanji", bochaterowie dzieciństwa umierają...
>wbij na GemeExe po jakimś czasie nieobecności
>zobacz pierwszą wiadomość ,,Robin WIlliams nie żyje"
Ech, ch**owo... Nie wiem, czy ktoś pamięta film ,,Fisher King", w którym grał Williams. Jeden z tych, do których będę miał nostalgię do końca życia. Jak powiedział Taramellion, kiedy się szło do kina na coś z Williamsem to było coś. Zresztą sam fakt, że ten aktor występował w jakimś filmie dodawał mu sporo prestiżu.
Szczerze mówiąc będę tęsknił za tym, bądź do bądź, wybitnym aktorem.
[Dodano po 6 minutach]
Tak mi w sumie przyszło na myśl, żeby w ramach forumowej akcji każdy, kto dobrze zapamiętał Williamsa ustawił sobie avka z nim i nosił przez jakiś czas, który uzna za stosowny. Tylko jakoś nie mam sił namawiać was do tego.