Jeśli myśleliście, ze kot jeno książkami i serialami żyje – byliście w błędzie. Wielkim. Tak się bowiem składa, że od jakiegoś czasu, gdy nikt nie widzi (no, bo trzeba udawać, że się pracuje w pocie czoła, prawda?) grywam sobie w "Clash of Swords". Ot, łatwo włączyć, łatwo wyłączyć, nie trzeba instalować – po prostu, wszelkie dowody zbrodni nicnierobienia są skutecznie zatarte. Ale też "Clash..." nie tylko klikaniną żyje – dziś (szczegół, że pierwszy czerwca jest jutro) rozpoczął się event z okazji Dnia Dziecka. Ciekawi? To zapraszam do zarejestrowania się i zapoznania z recenzją tej gry.
Podwoje gry zostały otwarte już w połowie marca 2014; przygodę z nią zaczęłam kilka dni po jej premierze. Przez cały ten czas obserwowałam wszystkie zachodzące w niej zmiany, zgrzytałam zębami, gdy coś nie działało i... dzień po dniu, kliknięcie po kliknięciu, grałam. Wciąż. O dziwo, bo zazwyczaj bardzo szybko odpuszczałam i kasowałam link do strony z zakładek.