[Batman: Trybunał Sów] Recenzja

Zapraszamy do zapoznania się z recenzją komiksu "Batman: Trybunał Sów"!

Dobry pomysł z marnym rozwinięciem i w szalenie nierównym wykonaniu to coś, co zawsze boli oraz drażni mnie znacznie bardziej, niż obcowanie ze stuprocentową chałą. Zmarnowane potencjały potrafią złamać serca zasilone nadzieją na coś lepszego, nawet w wypadku przypadkowych dzieł nieznanego autora, co zatem mówić przy tytułach powszechnie szanowanych?... Czytaj dalej!

Komentuj, dyskutuj, dziel się z innymi swoim zdaniem!

Odpowiedz
W tym miejscu chciałbym podziękować Wiktulowi za tak wnikliwe analizy wizualnej strony tej opowieści, po pierwsze dlatego, że właśnie tak powinna wyglądać rzetelna ocena komiksu, a po drugie, dlatego, że muszę się z nią zgodzić. Mnie również nie pasuje najzwyczajniej w świecie styl w jakim poprowadzono kreskę tej historii, jedynym człowiekiem który w tej produkcji odrobił pracę domową i wykonał swoja robotę naprawdę dobrze jest kolorysta. Co do samego scenariusza, uważam, że byłby to dobry scenopis.... do opowieści o innym bohaterze. Całość zaczyna się -jak powiedział już sam recenzent- dość dobrze, w duchu najlepszych opowieści Willa Eisnera "Spirit", ale potem... równia pochyła prowadzi do tego, że główny bohater mógłby być równie dobrze kimś pokroju "Lobo", "Slaine'a" czy miejscami nawet "Magoga". Szanuję to, że każdy autor biorący się za kultową postać chce dodać do jej świata coś od siebie, nadać uniwersum za które się bierze filtr charakterystyczny dla swoich autorskich projektów- i z batmanem już tak robiono i robiono to umiejętnie- zrobił to Frank Miller, zrobił to Dave McKean, zrobił to Azarello, zrobił to nawet Mike Mignola. Tego ostatniego przytaczam, ponieważ problem nie tkwi w tym, jak bardzo przeszkadza mi sam Trybunał, (w świecie Mike'a Mignoli Batman zmienia się za sprawą pradawnej klątwy w olbrzymiego nietoperzołaka) ile próba zniweczenia tego, czym Batman od zawsze jest- nie detektywem, nie ninją a symbolem kogoś, kto wymierza sprawiedliwość w niesprawiedliwym świecie ponad własne popędy z ponurą konsekwencją budząc strach w sercach wrogów- kogoś kto jest taki a nie inny, bo sam kiedyś był w miejscu w którym gniew i chęć odwetu przyćmiewały mu różnice między czernią i bielą. Ale to tutaj.... to jakaś zwykła tania sieka W połowie lat 80'tych, świat bohaterów wkroczył w nowy okres, czas herosów brutalnych, okrutnych i powalających swych przeciwników z taką przemocą, że przestało być zupełnie oczywiste czy walka toczy się o dobro, czy jedynie o odwet pomiędzy dwójka postaci, które tylko udają, że biorą udział w opowieści o ważnych i uniwersalnych tematach. Podobało mi się to bardzo, że w odpowiedzi na taki stan rzeczy scenarzyści DC zrobili w 1996 roku komiks o Supermanie, który jest już starym i znużonym wojownikiem, ze smutkiem oglądającym co się stało z jego dziedzictwem i który postanawia wezwać starą gwardię by ta staneła jeszcze raz do boju i dowiodła żółtodziobom jak wygląda stara szkoła bohaterstwa ( mowa tutaj naturalnie o komiksie "Kingdom Come")... Ale co się stanie jeśli stara gwardia zmieni się w nową gwardię? Kto wówczas im przypomni jak powinno się walczyć ze złem?
Odpowiedz
← Artykuły

[Batman: Trybunał Sów] Recenzja - Odpowiedź

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...