Nowa Niekończąca Się Opowieść

Prolog

To był jeden z tych ponurych i szarych dni, o których marudzi się patrząc przez okno. Ludzie kulili głowy jakby z obawy, że zaraz lunie deszcz. Ich chód był szybki, jakby wymuszony. Byle szybciej znaleźć się w znajomych czterech ścianach.
Takie luksusy nie czekały postaci, która zmierzała w wiadomym sobie kierunku. Mianowicie miejscowa karczma w miejscowości Secomber zwana jakże przyjemnie „Pod Topielcem” wzbudziła sarkastyczny uśmieszek w mężczyźnie.
Wejście do środka było miłą odmianą od podróży. Ciepło w karczmie przyjemnie uderzyło w policzki. Wewnątrz przebywało kilku miejscowych, którzy dość szybko wrócili do swoich rozmów. Interes dziś ewidentnie się nie kręcił. Zatem i karczmarz zbyt radosny być nie mógł. Dość surowo ocenił nowego gościa szczególnie szukając wzrokiem pokaźnej sakiewki. Musiał się nie lada rozczarować, lub mieć nadzieję, że ma ją gdzieś dobrze ukrytą, bo bogatością nie ociekał. A nawet gorzej. Ciemnobrązowa, gruba szata wskazywała na skromność i co gorsze, biedotę. Można by nieznajomego wziąć za przybłędę, gdyby nie pewny chód, który zdradzał czujność i możliwość natychmiastowej reakcji na jakiekolwiek zagrożenie. Co ciekawe nie posiadał on żadnej widocznej broni. Chyba, że takową posiadał w szerokich rękawach, gdzie skrywał ręce. Mierzył około 175cm wzrostu. Trudno ocenić budowę, przez szatę, ale wydawał się dość chudy. Jegomość był łysy, a głowa trochę nieproporcjonalna. Jednakże to twarz najbardziej rzucała się w oczy. Twarz bardzo charakterystyczna z powodu bardzo dobrze widocznej niemal na całej lewej części lica oparzenia. Wyglądało to jakby ktoś butem przycisnął całą lewą stronę twarzy w rozpalone węgle pozostawiając zniszczenie do końca życia. I oczy. Oczy przykuwające wzrok, lodowy błękit zdawał się być tyle piękny, co zwodniczy. W tym pięknie czaiło się coś…złego, zimnego. Wzrok był świdrujący i na dłuższą metę, niczym prawdziwe zimno, nieprzyjemne.
- W sprawie ogłoszenia… - rzucił nieznajomy bez zbędnych ceregieli. Karczmarz przytaknął przypominając sobie ów ogłoszenie. Głosiło ono, że wystąpił problem z miejskim cmentarzem. Naroiło się tam od zombie. Wini się za to tutejszego maga, który zaginął. Najprawdopodobniej zagłębił się w mroczne arkany nekromancji. Szczegóły miały być ustalone z sołtysem. Dopiero teraz właściciel gospody mógł się przyjrzeć nieznajomemu. Od miejsca stwierdził wielokrotnie łamany i nastawiany nos. Wychudzona twarz, cienkie usta i zwyrodniony od pobić podbródek jasno wskazywały na częste walki i często otrzymywane ciosy. Jegomość nie mógł być nikim innym jak mnichem.
- Proszę tam zaczekać – wskazał stolik w kącie przy ścianie składający się z czterech krzeseł i oparciem przy ścianie. Ogłoszenie wskazywało na czterech śmiałków. Wynagrodzenie może i nie wielkie. 100 złotych monet od łebka, ale na tą skromną wioskę trudno więcej oczekiwać. Ponadto dla mnicha walka z nieumarłymi była równie naturalna, co życiodajne promienie słońca. Mógł to równie dobrze zrobić za darmo.
– Podać coś? – pytanie wynikało z faktu, że sołtys zapewnił też (w miarę rozsądne) zapewnienie usług gastronomicznych.
- Kubek wody, bochen chleba i trochę szynki – odrzekł łysy mnich, po czym skierował się we wskazane miejsce czekając na następnych ochotników do walki z nieumarłymi. Nieznajomy zasiadł na wskazane miejsce. Po krótkiej chwili karczmarz przyniósł zamówienie. Mnich bez żadnych dodatkowych słów rozpoczął powolną degustację w oczekiwaniu na resztę śmiałków.
Jestem Wampirem.
Jestem jedynym istniejącym Bogiem.
Jestem dumny z tego, iż żeruję na ludziach i oddaję honor moim zwierzęcym instynktom.
Odpowiedz
Pierwsze krople deszczu zaczęły spadać na ziemie, gdy zakapturzona postać weszła do karczmy.
Spod szaroburego płaszcza przybysza wystawała długa, gęsta, spleciona broda koloru ciemnobrązowego. Jego ciemna skóra lekko lśniła w półmroku karczmy.
Szybkim ruchem jegomość zdjął nakrycie głowy. W słabym świetle wnętrza twarz nowo przybyłego, przybrała groteskowy wygląd. Naznaczona licznymi bliznami, z bielmem na prawym oku, szeptała coś do siebie w bezgłośnej konwersacji.
Jegomość ruszył wolnym krokiem w stronę szynkwasu. Jego bujne, zaplecione w warkocz włosy falowały lekko w rytmie jego kroków.
Z każdym krokiem na postać nieznajomego padało więcej światła co ujawniało kolejne aspekty jego wyglądu.
Pod płaszczem nosił czarną skórznie, a za pasem wetkniętą miał buławę, której zakończenie przypominało zaciśniętą pieść.
Wraz ze zbliżaniem się postaci, można było zauważyć że jegomość mierzy jakieś 120 cm wzrostu a jego sylwetka jest dosyć barczysta.
Jedna rzecz tylko nie pasowała do całego tego obrazka. Z lewej strony do paska przyczepiony był dziwny hełm złotego koloru.
Krasnolud szybkim ruchem wyciągnął skądś złota monetę, która majestatycznie wzbiła się w powietrze i zaczęła „tańczyć” na blacie.
- Dawaj najlepszy trunek jaki masz – Powiedział niskim, chrapliwym głosem, po czym zajął miejsce za szynkwasem.

Sprawny obserwator mógłby zauważyć, że postać cały coś jakby do siebie szepce.
- Jest jakaś robota w tym wypizgowie dolnym? Mówiąc robota, mam na myśli konkret. Obicie mordy, wymuszenie haraczu, ściągnięcie okupu...
Karczmarz popatrzył spode łba po czym przysunął pod nos pełen kufel oraz zwój.
- Trupy nie chco leżeć w grobach. Hehehe, magowie i ich zafajdane czary.
"Hi ho hi, it's off to war we go..."


Hedon, Rinsed in post-human shadows A monument scorned by the teeth of time
Odpowiedz
Krasnolud prychnął - To się truposze do grobu położy. Na wieczny spoczynek. Ile za robotę? - odarł bez krzty obaw, że będzie inaczej. Wypił "trochę" płynu do naczyń co miało niby być najlepszym trunkiem, ale pozostawił to bez komentarza. Wykrzywiona gęba mówiła wystarczająco. Zaczął czytać pismo, ale karczmarz sprawnie wygłosił mowę.
- Sołtys 100 złota płaci na łeb. 4 ochotników wpuści. Jeden już tam siedzi. Nie dawno przyszedł - wskazał wzrokiem łysego mnicha.
- Płaca nie godna króla, ale czego można się spodziewać po wypizdowie - wzruszył ramionami i spojrzał w kierunku nieznajomego - Jakiś posępny typ - ocenił prędko brodacz - Niemal jak trup za życia hehe - zażartował sobie, a jak wiadomo krasnoludy słyną z "znakomitych" żartów, więc karczmarz tylko przytaknął w wymuszonym uśmiechu. Krasnal chyba to dostrzegł i wykrzywiwszy się odparł - Zapodaj no jakie pieczyste. Ja idę do łysego - rzekł niemal z pretensjami i idąc w kierunku mnicha rzekł jeszcze - I co do picia, co popłuczyn nie przypomina zapodaj - charknął wymownie, a po chwili znalazł się naprzeciw powoli zajadającego łysola.
Ten nic nie mówił, tylko patrzył na przyszłego towarzysza zadania.
- Co ty, niemowa? - wypalił, jak to krasnolud, bezczelnie i konkretnie.
- Co ty, ślepy? Jem - odrzekł nie mniej miło człowiek.
- No proszę, pyskaty mnich! Dziwy na świecie! - huknął krasnolud, aż ludzie się popatrzyli po czym buchnął śmiechem - Arjac jestem, a ciebie jak, łysy, zwą? - zapytał nie umniejszając bynajmniej rozmówcy.
- Kirian, brodaty jegomościu - odrzekł w przerwie między posiłkiem.
- No i pierwsze koty za płoty! - powiedział Arjac i spojrzał w stronę karczmarza - Kurde mać! Gdzie to żarcie?! Jak tu trupy bić, skoro pusto w brzuchu?! - zapytał oburzony wzbudzając uśmieszek mnicha.
Jestem Wampirem.
Jestem jedynym istniejącym Bogiem.
Jestem dumny z tego, iż żeruję na ludziach i oddaję honor moim zwierzęcym instynktom.
Odpowiedz
- KARRRCZMARZUUUU! - Zawołał zniecierpliwiony Arjac.
- Idę idę waćpanie. - Odpowiedział karczmarz niosąc parujący półmisek mięsiwa w jednej ręce i dzban jakiegoś napitku w drugiej.
Krasnolud zatarł ręce na widok uczty. Już miał się zabierać za konsumpcję, gdy zadumał się przez chwilę i podał udko swojemu nowemu towarzyszowi. - Maczugę? - Spytał się już z pełnymi ustami. Mnich pokiwał jedynie głową w odmowie.
- No nic. O tej wodzie i tym chlebie to ty długo nie pociągniesz. Mężczyzna potrzebuje białka, tłuszczy. Mięśnie muszą mieć pożywkę. No ale nie dziwota że wy ludzie wyglądacie jak wyglądacie. Założył bym się że w siłowaniu na ręce pokonał bym cię lewym jajem...
Wesoły monolog krasnoluda przerwał dźwięk donośnie otwieranych drzwi karczemnych oraz chłód deszczowej pogody, wdzierający się do środka. Kilku obszarpańców weszło do karczmy. Nie zajęli jednak miejsc, stali w wejściu rozglądając się po gościach. Jeden z nich wskazał gestem głowy na stolik mnicha i siedzące przy nim osoby. W szeptach jakie między sobą wymieniali, można było wyłapać kilka pojedynczych słów. "Krasnolud", "rysopis", "nagroda", "skurwysyn".
- O kurwa - Powiedział Arjac odwracając się z powrotem w stronę mnicha, gubiąc po drodze kilka kawałków mięsa.
"Hi ho hi, it's off to war we go..."


Hedon, Rinsed in post-human shadows A monument scorned by the teeth of time
Odpowiedz
- Koledzy? - zapytał ironicznie mnich, z szyderczym uśmiechem na gębie.
- Ty tak gęby nie szczerz jak koń, tylko broń szykuj... - odrzekł niezbyt rozradowany powoli wyjmując broń zza pasa.
- Jak ich pozabijamy tu i teraz, to równie dobrze możemy stąd spieprzać i nie wracać - powiedział pośpiesznie pół szeptem mnich na co krasnolud niezadowolony przytaknął i schował broń. Najwidoczniej trzeba będzie oprychom spuścić łomot w starym, dobrym stylu. 3 typków spod ciemnej gwiazdy znalazło się przed zasiedziałym stołem. Ludzie dość pośpiesznie poczęli opuszczać karczmę spodziewając się problemów. Mowę rozpoczął typ będący najbliższej brodacza.
- Nooo...jest nasz gołąbeczek! Myślałeś, że tak łatwo spieprzysz i nikt się nie dowie gdzieś polazł na tych krótkich nóżkach? - wydrwił żałośnie krasnoluda śmiejąc się, a za przykładem oczywiście poszły tępe barany naśladując lidera - A teraz...oddawaj... - wyciągnął broń w kierunku Arjaca i wtedy wszystko się zaczęło.
Mnich niczym piorun wystrzelił z siedzenia i silnym kopniakiem w dłoń rozbroił delikwenta. Krasnolud nie czekał tylko z miejsca rzucił się na oprycha. Ciężka waga bez problemów powaliła go i natychmiast rozpoczął oklep ryja.
Dwóch zwróciło uwagę na Kiriana zaskoczeni nie wiele zdołali zdziałać, gdy najbliższy otrzymał krzepki strzał solidnym, drewnianym kuflem w gębę i zamroczony nie wiedział co go trzasło, drugi dobierał broni, lecz mnich sprawnie wykorzystał "zabójczy" kufelek i chlusnął zawartością w twarz draba. Ten zamknąwszy oczy na sekundę czy półtora stał się bezbronny. Mnich cisnął kuflem w pierwszego drania nokautując go chwilowo. Ciosy na twarz drugiego były błyskawiczne i skutecznie powaliły opryszka. Pierwszy otrząsnąwszy się, spróbował zaatakować szybkim sierpowym. Mnich skutecznie zablokował cios i tym samym odsłonił całą klatkę piersiową przeciwnika. Uderzenie drugą ręką w przeponę pozbawiło agresora tchu i kończący podbródkowy niemal wystrzelił mężczyznę z butów. Dokończył z nogi, że typ polecał do tyłu wywalając wszytko ze stolika za nim i legł sobie już spokojny.
Arjac w tym czasie wybijał zęby drugiemu skutecznie go nokautując. Przy okazji przeszukał go znajdując niewielki mieszek złota. Zbyt mało, by było go można było zadowolić. Cisnął nim w stronę kryjącego się za ladą karczmarza - To za szkody hehehe - zaśmiał się - Wywalmy te truchła za drzwi - rzekł do towarzysza i pozbierawszy typów wywalili ich z karczmy prosto w błocko, które zrobiło się przed mocno padający deszcz nieopodal karczmy. Po robocie otrzepał dłonie niczym z brudu po rutynowej robocie. Wrócili na miejsca.
- Szybkiś łysol! Z taką szybkością i refleksem można by było sporo zarobić. Mógłbyś na przykład... - rozpoznał monolog, lecz mnich mu przerwał.
- Co za jedni? - zapytał wracając do skromnego posiłku. Podniósł zniszczony kufel, sugerując pojawienie się nowego z napojem.
Jestem Wampirem.
Jestem jedynym istniejącym Bogiem.
Jestem dumny z tego, iż żeruję na ludziach i oddaję honor moim zwierzęcym instynktom.
Odpowiedz
- Jeszcze cię dopadniemy Arjac! - Wykrzyczał któryś z mniej poturbowanych intruzów, po czym czmychnął w mrok.
Krasnolud nie odpowiedział od razu. Przymierzał się do kolejnego, soczystego kawałka mięsiwa.
- Przychujasze moich starych znajomych. Pewno najemne zbiry. Pies ich trącał. - Zakończył wyjaśnianie, wracając do posiłku.
- Nie wnikam w twoją, zapewne barwną przeszłość - Powiedział mnich odbierając nowy kufel od karczmarza.
- Roztropnie, unikniesz wiele problemów.
Posiłek krasnoluda trwał jeszcze przez jakiś czas. Wśród odgłosów mlaskania, siorbania i chrupania, dało się usłyszeć inny odgłos. Dźwięk ptaka stukającego w okienną szybę.
- Poszedł! - Warknął krasnolud rzucając kością w szybę. Ptak, prawdopodobnie kruk, odskoczył na moment, lecz zaraz potem wrócił na swoje miejsce - Uparte stworzenie - wymamrotał Arjac wycierając usta w szmatę.
"Hi ho hi, it's off to war we go..."


Hedon, Rinsed in post-human shadows A monument scorned by the teeth of time
Odpowiedz
Ni to elf, ni to człowiek szedł sobie w żółtym kubraczku. W oddali majaczyła się karczma, cel jebo podróży, jeszcze tylko musi przejść tą ścianę deszczu...
Usłyszał odgłosy, po czym coś wyleciało z karczmy, prawdopodobnie byli to ludzie, więc wysłał swojego kruka, aby zobaczył co się dzieje. Był ciekawy nazwy karczmy, lecz nie mógł jej przeczytać- ponieważ nie umiał.
Będąc przy zewnętrznej ścianie karczmy pomyślał:
-Trzeba podsłuchać co tam mówią, może ktoś będzie miał niepotrzebne złoto...
Próbował wejść na dach, lecz ściana była zbyt śliska- postanowił czekać, mając nadzieję, że nikt go nie zobaczy. Jego kruk pukał w szybę, przed chwilą próbowano go przepłoszyć kością, lecz wrócił na miejsce i odwracał uwagę dalej.
Słyszał rozmowę dwóch głosów niższy mówił coś o złocie, robocie i cmentarzu, a wyższy o jakiś niebezpieczeństwach i magu. Postanowił zaczekać tu, nasłuchując dalej.
Urwę ci leb i zrobie sobie z niego pacynkę! - Powiedzial błagającym głosem Jacek Mistrz Broni.
Dalej do ich gardel wyrznac ich! - Pokojowo oznajmiła Dalejdoich Mniszka.

Dzie syngatrura daleja? No wziol i znik (...tradycyjnie wziął i znikł...), muwie wam to zprawka szatanskih mocuw.
Odpowiedz
(W gwoli wyjaśnienia, dialogi startujemy z - i kursywą. Jeśli chcesz się dzielić myślami postaci to najlepiej zrobić to w cudzysłów, czyli "myśli". Ot by to ładnie i przejrzyście wyglądało.)

Mnich przyglądał ptakowi krótką chwilę. Wyczuł swoim wyćwiczonym umysłem, że to nie jest przypadkowy kruk, lecz coś więcej.
- Ktoś nas podsłuchuje... - rzekł cicho mnich do nie przerywającego posiłku krasnoluda.
- Kto u diabła?! - ryknął brodacz z żarciem w gębie, aż mnich o mało nie wyskoczył z sandałów. Wskazał mu by krzyczał ciszej. A najlepiej mówił szeptem.
- Nie wiem, ale wiem, że przypadkowo to ptaszysko tam nie sterczy - powiedział konspiracyjnym tonem - Musimy ptaszka wywabić z gniazdka - powiedział rozmyślając plan - Zrobimy tak, wyjdziesz na zewnątrz się odlać. Narób tyle rabarbaru, żeby postawić tą wiochę na nogi. Nasz cwaniaczek musi być tu gdzieś w pobliżu. Wyjdę tyłem karczmy i go dopadnę - Arjac przytaknął i rozpoczęło się wykonywanie planu.
Nieznajomy trochę zaniepokoił się ciszą w karczmie. Zresztą nie czekał długo na wyjaśnienie. Drzwi do karczmy otworzyły się, a z niej wyszedł niski, barczysty jegomość. Wszelkie znaki na ziemi i niebie wskazywały na krasnoluda. Ten w ziście zacnym będąc humorze rozpoczął serenadę miłosną zmierzając ku sobie znanym miejscu.
- Miłość to kręta dróżka!!!... - darł się swoim grubym i warczącym głosem zmierzając w miejsce gdzie był kruk.
- ... która prowadzi do łóżka!!!.. - nieznajomy z obawy rozkazał krukowi odlecieć z miejsca przesłuchania, gdzieś w powietrze.
-...z łóżka do szpitala!!! ... - podchodząc bliżej podsłuchiwacz musiał zagłębić się bardziej w cień.
- ... i ma się małego krasnala!!! - zakończył błyskotliwą puentą oblewając karczmę ciepłym moczem.
Nieznajomy w tym czasie skupiony na rozdartym krasnoludzie nie usłyszał, że tuż za nim ktoś jest. Bardziej to wyczuł. Instynktownie odskoczył natychmiast się obracając. Zakapturzona postać równie szybko doskoczyła i zaatakowała tajemniczego jakimś dziwnym ciosem. Mianowicie zakapturzony uchwycił miejsce pomiędzy barkiem, a szyją. Mocno jakby uszczypnął powodując...w sumie nic. Nie atakowała dalej. Atakowany zaczął czuć delikatnie drętwienie. Nieco ogłupiały nie wiedział co robić.
- Odciąłem ci dopływ krwi do mózgu - rzekł nieznajomy zza głębokiego kaptura zakrywającym mu twarz - Za 30 sekund twój mózg zacznie obumierać, a ty zamieniać się w roślinę, a potem trupa - nieznajomy jegomość nie czuł żadnych obrażeń fizycznych, lecz drętwienie się powiększało kierując się ku górze - Czujesz to drętwienie? To właśnie twoja śmierć. Chyba, że powiesz nam co robiłeś i czemu nas podsłuchiwałeś - postawił warunek czekając na odpowiedź. Po chwili do obu mężczyzn dołączył krasnolud.
- No! Gadaj, jeśli życie ci miłe, bo ci jeszcze wpierdol spuszczę! - zachęcił szyderczo.
- Dobrze, dobrze! Szukam pracy po prostu - odpowiedział na odczepnego.
- Posługując się krukiem? - zapytał krasnolud nieprzekonany, a kruk niczym na wezwanie usiadł na ramieniu pana. Tego już on jednak nie czuł pozbawiony czucia w barku.
- Wolę...pośrednie metody poznawcze - odparł czując ze drętwieje mu szyja.
- Dla kogo pracujesz? - pytał dalej krasnal.
- Dla siebie tylko i wyłączenie! - odparł natychmiast, niby starając się zachować spokój, ale w głowie licznik tykał nieubłaganie.
- Przekonał mnie - odparł mnich i podszedł do nieznajomego - Nie ruszaj się - rzekł i próbował dosięgnąć tego samo miejsca co wcześniej, lecz uniemożliwił mu to zwierz nieznajomego.
- Spokój - rzekł krótko czując, że drętwieje mu język. Mnich ponownie uszczypnął to samo miejsce i natychmiast poczuł ulgę. Odrętwienie stopniowo, lecz bez zahamowań ustępowało - Chodźmy do środka - rzekł mnich i weszli po chwili do ciepłej karczmy. Wszyscy zasiedli na starym miejscu. Arjac i Kirian w jednym rzędzie, a nieznajomy naprzeciwko.
- No więc kimżeż jest? - zapytał krasnolud.

(Tutaj bym prosił Sitha o odpis, w którym zamieści opis fizyczny swojej postaci i ewentualnie jakieś informacje dodatkowe w dialogu. Potem wracamy do normalnej kolejki, czyli Ven, Sith i ja. Czekamy ciągle na 4 osobę.)
Jestem Wampirem.
Jestem jedynym istniejącym Bogiem.
Jestem dumny z tego, iż żeruję na ludziach i oddaję honor moim zwierzęcym instynktom.
Odpowiedz
Krasnolud i mnich coraz bardziej naciskali na biednego półelfa o imieniu Ylvit w żółtym kubraczku, zielonym kapturze i spodniach, ale bez butów- jak wiadomo, każdy szewc chce dużo za robotę.
Twarz była znaczona kilkoma bliznami, trzy, takie jakby coś przebiło jego policzki i dwie cięte na wysokim czole. Włosy, które miał pod kapturem, były przy głowie... zielone, dalej już były czarne. Był chudy, ale nie wyglądał na kogoś kto by się nie mógł wspiąć na 4 metrowy, suchy mur. Oczy miał stalowe, jedno ucho okrągłe,a drugie szpiczaste. Nos miał maly, a usta wąskie.
Postanowił ,,odpowiedzieć":
-Długa historia, z resztą, co was to by miało obchodzić...- odpowiedział na pytanie krasnoluda
-Zbieramy wiadomości o pracowniku, powinieneś odpowadać prawdziwie.- rzekł z dziwnym spokojem mnich.
-Tak więc jestem fachowcem- półelf przerwał aby kaszlnąć- znam się na zamkach, pułapkach i znikających przedmiotach, ale panów raczej nie interesują takie sprawy, czyż nie?
-Pierdolnijmy złodziejowi w łeb, zostawmy go w lesie i będzie po sprawie- zaproponował Arjac.
-Widzę, że tu kultura nie jest na zbyt dużym poziomie...- prowokował Ylvit.
-Arjac, Arjac- westhnął Kirian-na miejscu pracy mogą być pewne pułapki, bardzo groźne, a nasz półuszaty koleżka może się znać na takich...
-To co ze mną będzie- przerwał półelf- ,,pierdolniecie mi w łeb" i zmarnujecie szansę zkorzystania z mojego talentu, czy co?
Urwę ci leb i zrobie sobie z niego pacynkę! - Powiedzial błagającym głosem Jacek Mistrz Broni.
Dalej do ich gardel wyrznac ich! - Pokojowo oznajmiła Dalejdoich Mniszka.

Dzie syngatrura daleja? No wziol i znik (...tradycyjnie wziął i znikł...), muwie wam to zprawka szatanskih mocuw.
Odpowiedz
- Nî ikirit fund - Wychrypiał Arjac puszczając nerwowo Ylvita.
- Jak na razie możesz z nami iść. Ale wbij to sobie do łba. Będę obserwował każdy twój zasrany ruch. Jeśli zobaczę że w jakiś sposób chcesz mnie wykiwać, zapoznasz się z bliska z moją piąchą. - Na poparcie swoich słów, krasnolud wyciągnął swoją buławę i pomachał nią przed nosem elfiego człowieka.
- Myślę że dalsze przedstawianie się będzie zbędne. Równie dobrze możemy zaczadź się zbierać. - Powiedział mnich - Tego wieczora uszczuplimy ten świat z abominacji jakimi są nieumarli. Ku chwale Milczącego Władcy.
- Jak dla mnie możemy zabrać się do roboty - Powiedział Ylvit podnosząc się z ziemi.
Kilka krótkich chwil później, świeżo utworzona grupka poszukiwaczy przygód ruszyła spokojnie w stronę miejscowego cmentarza. Zmrok zapadł już na dobre, w oddali można było usłyszeć zawodzenie wilków.
Gdy bohaterowie zaczęli zbliżać się do terenu cmentarza, zauważyli wokoło wiele ostrzegawczych znaków. Kilka naprędce sklepanych ostrzeżeń, porozrzucane ozdoby nagrobne oraz inne niepokojące znaki.
- Trzeba by ustalić jakiś plan działania, czy chcecie tam wejść na pałę? - Szepnął cicho półelf.
- Wjedziemy i się zobaczy po drodze - Odpowiedział chłodno krasnolud
W miarę postępowania marszu, atmosfera wokoło zaczęła gęstnąć. Obszar cmentarza rozciągała, gęsta, wilgotna mgła. Oczy zaczęły robić się ociężałe, ruchy ślamazarne. Trzej poszukiwacze przygód co chwila przecierali twarze.
- Za cicho tutaj - Powiedział Arjac wkładając na głowę swój złoty hełm.



Po kilku krokach ostrożnego marszu wśród grobów sprawy przybrały inny obrót. Z ciemności otoczonej dodatkowo nieprzeniknioną mgłą, wybiegły postacie.
Obszarpane, zakrwawione, z trupim spojrzeniem. Ich wygląd sugerował tylko jedno... zombie.
Jednak jak na członów tego plugawego rodzaju, poruszali się nad wyraz sprawnie, szybko, zręcznie. Dzierżąc dobrej jakości broń, byli nad wyraz skorzy do jej użycia. Tylko wyćwiczony refleks uratował Kiriana przed straceniem głowy. Zamaszysty zamach mieczem minął szyję mnicha o kilka centymetrów. Ylvit zręcznie odskoczył od kopniaka zakutego buciora.
- Poślemy was z powrotem do grobów, twory plugawej magii - Odezwał się jeden z "nieumarłych" adwersarzy wyjątkowo kobiecym głosem. Ten sam przeciwnik, który dzierżył miecz i tarczę z symbolem żelaznej rękawicy.
"Hi ho hi, it's off to war we go..."


Hedon, Rinsed in post-human shadows A monument scorned by the teeth of time
Odpowiedz
Kirian natychmiast wykorzystał lukę atakującego i zadał mu cios z nogi, a następnie poprawił uderzeniem w szczękę. Oponent jęknął i padł zwijając się z bólu. Mnich doskoczył do niego i sprawnym uderzeniem stopy w kręgi szyjne pozbawił go życia. Sam wygląd "nieumarłych" i ich obsługa bronią na tym poziomie była zadziwiająca. A gadające zombie kobiecym głosem to ewenement na skalę światową...Coś mu tu śmierdziało..."No właśnie!" pomyślał mnich unikając ciosu z boku. Przede wszystkim, poza przerażającym dla śmiertelników wyglądem, nieumarli po prostu śmierdzieli zgnilizną. Tutaj tego odoru nie było czuć.
W tym czasie Ylvit uniknąwszy ciosu rozpoczął taniec ze sztyletami i zadając ciosy w ręce przeciwnika zaskakująco szybko go obezwładnił. Też mu się to nie spodobało. Nie spodziewał się, że zombie, jako istoty martwe tak łatwo odczuwają ból. Bez problemów wyrysował na szyi przeciwnika dodatkowy uśmiech. Wróg nie zachował się jak zombie, lecz bardziej jak człowiek chwytając się za krtań padł bez ducha.
Arjac zablokował cios "trupa" i sprzedał mu kopniaka w goleń, ten jęknął i skuliwszy się dostał nieszczególnie mocny cios z buławy w łeb. Wyłożył się jak długi. To było zbyt podejrzane.
- To nie są zombie! - krzyknął mnich w przerwie między unikami i wprowadzaniem kontr.
- No co ty kurwa nie powiesz?! - odwarknął krasnolud parując uderzenie buławą i łamiąc w kontrze rękę napastnika. Ten wrzasnął, lecz po chwili umilkł wiecznie ciosem z buławy.
- Można jaśniej?! - zapytał z pretensją pół-elf piruetem unikając ciosu z nad głowy. Miecz wbił się w nagrobek. Przeciwnik natychmiast nabawił się wielu dziur w ciele. Nie wyszło mu to na zdrowie.
- To iluzja! Oni widzą nas jako trupy, a my ich! - odkrzyknął mnich kasując kolejnego oprycha ciosem w wątrobę, a następnie dobijając, niczym psa ciosem w serce. Dla Kiriana brak nieumarłych był z jednej strony rozczarowaniem, ale z drugiej Milczącemu Władcy i tak dusze tych oto biedaków z pewnością przypadną do gustu. Zostali zaatakowani i mieli prawo się bronić. Czy to wina iluzji czy też nie.
- To czemu te psubraty nie słyszą nas jak o tym gadamy?! Kur... - wycedził przez zęby krasnolud wiadome słowo atakowany przez dwóch wojowników. Buławą rozwalił najbliższy nagrobek, by gruz poleciał na przeciwników i ich utemperował w atakowaniu. Arjac natychmiast posłał ich do piachu rozwalając im czaszki.
- Są pod wpływem iluzji za długo! Słyszą tylko nasz bulgot! - odparł schylając się przed ciosem, a następnie wyeliminował oponenta ciosami w żebra. Nastąpiło przebicie serc i koniec pracy tegoż narządu.
Ostatni oponent pędził do Ylvita, lecz ten szyderczo po prostu cisnął sztylet prosto w oko przeciwnika natychmiast go wykluczając z ziemskiego padołu. Wraz z ostatnim przeciwnikiem iluzja się zakończyła ukazując prawdziwe oblicze pobojowiska.
Jestem Wampirem.
Jestem jedynym istniejącym Bogiem.
Jestem dumny z tego, iż żeruję na ludziach i oddaję honor moim zwierzęcym instynktom.
Odpowiedz
← NNSO

Nowa Niekończąca Się Opowieść - Odpowiedź

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...