1. Mi się to podoba o tyle, że w Origins i styl walki zrobiony jest na bardziej brutalny - fajnie to oddaje klimat tego, że Bruce JESTEM NOCĄ Wayne dopiero zaczyna jako Batman, policja go nie lubi, ludzie go nie lubią, a przestępcy nie boją się jeszcze go do końca. Więc leje ich tym brutalniej, żeby się bali - a jakiś czas później w Asylum i City, już nie musi. Już wszyscy wiedzą.
2. Przesadzasz - jedyne do czego się można przyczepić, to fakt, że miasto jest puste - oprócz przestępców nie ma nikogo na ulicach, niby dlatego, że to śnieżyca i gwiazdka, ale gaddemyt, nawet w City wrzucili na odwal się trochę więźniów politycznych. Miasto jest praktycznie identyczne jak to w City, z tymi samymi steampunko - szalona secesja elementami. Przypomina to wszystko taki misz masz szaleńca.
Zresztą za design nadrabia fabuła, rzucając akcję właśnie w święta i robiąc po raz kolejny jedną z tych długich, Batmanowych nocy, kiedy Bruce nie może się zatrzymać, bo musi wymierzać sprawiedliwość.
3. MASYWNY SPOILER:
SPOILER
Czarna Maska to Joker, który podszywa się pod niego od jakiegoś czasu. Origins w tytule odnosi się do początków relacji między Jokerem i Batmanem, oraz podwalin Jokerowej obsesji na punkcie nietopyrza. Facet od Jokera to nie Hamil, prawda, ale się sprawdza - szczerze mówiąc pasował mi nieco bardziej, niż ten, co podkładał głos Jokerowi w Injustice. Wiadomo, Hamila nic nie przebije, ale jak się nie ma co się lubi...
Ogólnie Origins to dla mnie najdoroślejsza i najciekawsza pod względem fabuły część serii - fajne jest to, że nikt Batmana nie lubi, Alfred chce mu zrobić kolację i się na siebie wydzierają, a Bane jeszcze nie jest tępy. Ron Perlman jako Deathstroke to też swoją drogą majstersztyk i walka z nim jest jednym z jaśniejszych momentów w grze. No i to domknięcie jego wątku na końcu...