Siódmy epizod Gwiezdnych wojen nie ma łatwej sytuacji. Nie dość, że musi się zmierzyć się z dość sceptycznie nastawionymi widzami, to jeszcze Disney stawia producentom twarde warunki, w których nie ma miejsca na kompromisy. Do tego pojawiają się konflikty w ekipie.
Pamiętacie problemy przy wyborze reżysera filmu? Przez długi czas brakowało kogoś odważnego, kto by się zdecydował wziąć na swoje barki realizację projektu. Teraz jednak wcale nie jest lepiej. Niespodziewanie odszedł scenarzysta, Michael Arndt, zostawiając prace na bardzo wczesnym etapie. Zastąpili go Lawrence Kasdan oraz J.J. Abrams, będący również reżyserem widowiska. Sytuacja opanowana, zdawałoby się, ale szefowa Lucasfilm, Kathleen Kennedy, ze wsparciem ze strony reszty twórców, poprosiła Dinseya o dodatkowy czas na dopracowanie szczegółów. Zgadnijcie jaka była odpowiedź firmy.
Szef Disneya, Robert Iger, zdecydowanie odrzucił prośbę, wymagając od producentów wyrobienia się z pracami tak, aby "Gwiezdne wojny: Część VII" mogły trafić do kin w 2015 roku. Widać, że nie tyle zależy mu na jakości tytułu, ile na dotrzymaniu terminów, aby jak najszybciej zainkasować sporą kwotę pieniędzy – w końcu nie ma wątpliwości, że duża rzesza ludzi na film się wybierze, choćby z czystej ciekawości. Warto dodać, że wcześniej doszło do innych problemów – Kennedy spierała się z Abramsem o to, kto będzie miał ostatnie słowo przy wyborze zespołu i obsady. Mówi się, że Abrams rozważał wtedy możliwość rezygnacji z pracy nad produkcją.
Skoro więc już teraz widoczny jest pośpiech, czego możemy się spodziewać po siódmej części "Gwiezdnych wojen"?