Myślał intensywnie, dopóki nie zwrócił uwagi na słowa Ieleni. Nim jednak sam rozważył jej propozycję, jego uwagę przykuła interesująca zalotka. Potem ześlizgnął się wzrokiem nieco niżej i to było tyle, jeśli chodzi o rozmyślania o przeklętych.
- Kici kici, kochanie - mruknął, zbliżając się powoli z wzrokiem utkwionym w jej dekolcie i wykonując zdecydowanie niedwuznaczne ruchy wyciągniętymi ku niej rękoma, które sprawiały wrażenie, jakby chciały się na czymś zacisnąć. Najwyraźniej demencja nie zwalczyła jeszcze podstawowych instynktów pana Starszego.
Ucieszyła się, a jak, że wreszcie ktoś zwrócił na nią należną jej uwagę. W końcu zawsze uważała, że uroda wyróżnia ją z tłumu. Każda forma komplementu była jej miła, ale i nie obca, w tym jednak przypadku zadecydowała, że Tig jest zbyt napastliwy. Próbowała podciągnąć dekolt do góry, żeby zakrył ciutek więcej, ale jakże to zrobić, kiedy wszystko wydawało się wylewać?
- No, no dziadku! Dość tych komplementów! - wyciągnęła ku niemu laserową zalotkę grożąc niemo. Swoją drogą powiedział do niej "kici kici", może faktycznie lepiej wyglądałaby w stroju w panterkę, zamiast w tych błyszczących legginsach i kusym staniczku?
- Oj chłopcy, chłopcy wam tylko jedno w głowach. - skomentowała uśmiechając się aż nadto zalotnie, przez co jej rzęsy przypominały dwie próbujące uciec ćmy.
- Tryb bojowy aktywowany! - ozwał się suchy komunikat, twierdzący... no cóż innego miał twierdzić, jak nie to, że cyborg dobędzie swego słitaśnie rushofffnego pistoletu [jak to u kobiety, musiał pasować kolorem do reszty, nie?] i zacznie nim wymachiwać, jak gdyby szukając odpowiedniego celu.
- A ja myślę, że to PIIIIP PIP PIIP - irytujące. Widocznie nie wszystkie "funkcje" doskonale działały, ale przynajmniej coś świtało, że lepiej na chwilę umilknąć, pozwolić obwodom przestygnąć czy cokolwiek, inaczej witaj BlueScreenie! - Teraz z permanentnym i nieodwracalnym zawieszeniem systemu spotka się Matt
- Bogowie... - westchnął smutno Charon - Gdybym na poważnie brał wasze słowa, natychmiast musiałbym was pozabijać. Najpierw Matt coś trajkocze, teraz lelenia próbuje podejrzeć prawdziwą naturę mojej pozawymiarowej piłki... Robimy wszystko oprócz walki. To się nie godzi!
- Tig
- Dalej...
- Tamc.
- Matt
- Tar
- Charon
- Lionel
- Evrina
- Ielenia
Runda druga rozpoczęła się na dobre. W ruch poszły pięści (którymi wygrażano sobie wzjamenie), kły (o które strzępiono sobie języki) i mordercze techniki unikania bezpośredniej konfrontacji. Przewagę w tym starciu, jak i w każdym innym, mieli więksi, głupsi i silniejsi.
- Hej! Spójrzcie na niego! - krzyknął któryś z wojowników, wskazując pałętający się bezwiednie cień Matthiasa. - On jest CZARNY!
To błyskotliwe spostrzeżenie przegięło pałę goryczy. Bezbronny Matthias został zdeptany, zgnieciony, zmiażdżony, rozmaślony, rozerwany na strzępy, zeżarty i wydalony, podczas gdy jego cień siedział w najlepsze na najbliższej trybunie, przyglądając się masakrze. Niestety, nie było dane Mattowi dowiedzieć się, kim tak naprawdę jest. Być może na szczęście, być może na zgubę pozostałych.
Co zaś się tyczy szczęścia lub jego braku, to nie dopisało rówineż Evrinie. Różowy cyborg-female nie otrząsnął się jeszcze ze wszystkich errorów spowodowanych błędną terminacją Matthiasa, gdy w jego drzewko procesów wkradło się ostrzeżenie o pojawieniu się maszyn do rozkur... czania jednostek niezależnych. Evrina była gotowa bronić się straszliwie i zaciekle, wzorem sławnego Sektora wystrzeliwując w stronę przeciwników rakiety ziemia-powietrze, jednak zamiast nich z jej pancerza wydostały się jedynie... Bańki mydlane. Niestety, choć w pewnych kręgach taki atak mógłby nawiązywać do wielkiego Yog-Sothotha, w tym wypadku bańki nie wystarczyły do przeciwstawienia się mocy bogów. Opancerzone na różowo kości i ogryzione na goło kurczacze kości walały się wszędzie wokół, bielejąc w słońcu areny.
Dzień drugi przyniósł w ten sposób dwa brutalne widowiska i rosnący poklask widowni.
-Omyliłem się, przyznaję. - rzekł beztrosko Charon. Żal za własne błędy nigdy jakoś nie leżał w niego naturze. - Ano cóż, skoro bliższa mi jest wojaczka, aniżeli myślenie? Mimo tego... Wydaje mi się, że nasz wróg kryje się w tych, co podchwycili moje niesłuszne oskarżenia... Tak postąpiliby prawdziwi drapieżnicy, prawda? Zauważyszwy, że oskarżenie pada na niewinnego, z uśmiechem je poparli. Lioneli Tig to bestie, zapamiętajcie moje słowa...
-Wilkiem w owczej skórze może być też ten, kto podpuszcza tłum, by głosował na niewinnego, czyż nie? - spod ukosa patrzyła na dziwną piłkę Charona. - Chyba, że masz jakiś dowód swojej niewinności Charonie? A może to Tar, który dla niepoznaki wyskoczył teraz z siana, a tak naprawdę był przy nas obecny cały czas? Albo Tig, Dalej, a może faktycznie Lionel? Ciężki wybór naprawdę. Jak zgadnąć kto kłamie, a kto mówi prawdę? - zastanawiając się nad tym, a także nad sensem życia, wszechświata i całej reszty zaczęła piłować paznokcia, który wydał się o milimetr dłuższy od pozostałych.
- Ja nie tchórz! Ja wojownik! Ty nie podskakiwać, Charon. Lionoro to honor. - To wymówiwszy, wytarł jedną ze swoich dłoni usta, z których wyciekała tłusta, żółtawa ślina, i strzepnął ją na ziemię. - Wataszka Shokan nie musieć słuchać tych słów strachu! Do walki stawać. Ozór to danie, nie broń! Przełknął ponownie ślinę i rozejrzał się po zebranych, jednocześnie strzelając kłykciami parą swoich górnych rąk. - Samiec nie zdolny do takie czyny. Mięśnie lepsze od skradanie. Skradanie to... To typ samica. Samica nie tak silna jak Linoro, by miażdżyć wprost. Samica musieć podstęp. Samica słaba. Ludzka samica. Wypowiadając ostatnie słowa, splunął na ziemię, dając do zrozumienia, że nie darzy szacunkiem płci przeciwnej.
- lelenia winna. Słaba! Ludzka! Miażdżyć! Gnieść! Walka!
-Hmm muszę powiedzieć, że tym razem zgodzę się z Taramelionem i oskarżę Dalej. Charon mylił się wczoraj, więc dzisiaj nie zaufam jego instynktowi. - po chwili zwróciła się w stronę Lionela - Nie zgodzę się z tobą, samiec również mógł zabić, ale jeśli chcesz na mnie głosować proszę bardzo. Może patrząc na moje zwłoki przekonasz się, że jestem niewinna?
Co? Co? Tig nie mógł uwierzyć własnym uszom, gdy raz za razem w jego kierunku padały oskarżenia, mimo że nikt na razie nie atakował go zbyt agresywnie.
- Ależ ja nie mogę być przeklęty, jestem jednym ze Starszych Bogów - wyjaśnił, spoglądając to na Charona, to na Ielenię. Ale jeśli on nie był, to kto? Ielenia chyba nie, ktoś z takim potencjałem w dekolcie nie powinien zostać obciążonym klątwą.
Taramelion był tak długo przygnieciony zgonem, że nie powinien być w stanie kogoś w międzyczasie zabić. Chyba, że.. to podstęp.
Ielenia oskarżyła wcześniej Charona i mogła mieć rację. On pierwszy wskazał niewinnego Matta i tak zaciekle miotał oskarżeniami. Dalej, zaraz za nim podążył zaś Dalej. Oni dwaj wydają się najbardziej podejrzani. Trzecim przeklętym.. o ile jest troje przeklętych, a nie dwoje.. mógłby być Lio, ale głosowanie na tę samą osobę wyglądałoby podejrzanie, więc powinni spróbować tego uniknąć - tyle że tylko Ielenia nie głosowała na Matta, a przecież wskazała Charona, który jest przeklęty. To by było zbyt oczywiste.
- ..chyba, żeby brać pod uwagę tego pijaczynę Tara, który też nie głosował na Matta! - wykrzyknął na głos Tig, lecz uśmiech zaraz spełzł mu z twarzy, a krzaczaste brwi zmarszczyły się. Głosował na co właściwie? Przed chwilą starał się ustalić, kto jest.. no, kim? Potrząsnął głową i spojrzał na Tara. - Musi cię strasznie suszyć. Może wody? - zapytał uprzejmie, wyciągnął ramiona i posłał w kierunku domniemanego skacowanego dwa bicze wodne.
- Powiadam wam, koledzy. Lionel i Tig są winni! Podejrzana również wydaje się lelenia, ale... Poczekajmy - uśmiechnął się kpiąco - Chyba, że to moje zwłoki przyozdobią wasz następny dzień.
- Winni czemu? I skąd w ogóle ta pewność? - chciał wiedzieć, zezując na wdzięki Ieleni i po raz kolejny zastanawiając się, w jaki sposób obroniłaby się przed Lionelem. Miał nadzieję, że nie zapomni załapać się na walkę, o ile któreś z nich wcześniej nie zginie.
- Charonie, rzucasz oskarżenia, które nie są podparte niemal niczym, jedynie twą własną niewinnością! Mówiłeś, że to postępowanie drapieżnika, podążyć za oskarżeniem niewinnego.. czemu więc nie oskarżysz Dalej, który głosował zaraz za tobą? A? Hej, i na co w ogóle głosujemy? - dopytał się konspiracyjnym szeptem, podchodząc doń.
[Dodano po godzinie]
Niemożliwe. Jeśli Ielenia jest przeklęta, to oznacza, że Charon i Dalej nie są, ale wtedy Tar i Lio musieliby być przeklęci, a jeden z nich na pewno nie jest. Tig liczył cierpliwie na palcach, próbując doszukać się związków przyczynowo-skutkowych. Najgorsze, że te oskarżenia nie miały sensu.
Nadal jednak najbardziej podejżani wydawali mu się Charon i Dalej. A z pewnością bardziej, niż Ielenia. Skoro zaś Charonowi nic nie groziło ze strony reszty uczestników Turnieju.. trzeba było zaatakować Dalej. Nawet jeśli po chwili nie pamięta się, czemu.
- Tig
- Dalej...
- Tamc.
- Matt
- Tar
- Charon
- Lionel
- Evrina
- Ielenia
Runda trzecia, jak to zwykle, okazała się decydująca. Walka trwała długo, w ruch szły ręce, lasery, ręce, magia, znów ręce, magia i uppercuty. Nawet sam Shao, który w międzyczasie powrócił na swój tron, obserwował widowisko z umiarkowaną aprobatą. Najzacieklej rozwijało się starcie Lionel - Ielenia - Dalej... Raz po raz rozdawano luty, gdy zatem czas walki dobiegł końca, Khan powstał ze swego tronu i wskazując na Daleja, krzyknął do Tiga:
Ten, niewiele myśląc, potraktował wrestlingowca dawką swej boskiej mocy, przechylając szalę zwycięstwa. Dalej..., było nie było - mierny człowiek, spłynął bez ducha w krwawy rynsztok areny. Wówczas pozostałe na polu bitwy potwory, postanowiły przypuścić finalny atak. Zaklęcia uzależnionego od zupek chińskich czarnoksiężnika, który najwyraźniej nie zjadł ich dość dużo przez ostatnie dwa dni, nie mogły go uratować. Tar okazał się łatwym łupem dla wilkołaków, które - ku rozpaczy jego dawnego mistrza Shanga - zmasakrowały go ku uciesze gawiedzi. Osamotniony Charon, ostatni obrońca ludzkości, padł wobec przeważających sił przeciwników.
Nad pobojowiskiem rozbrzmiała entuzjastyczna wrzawa publiczności oraz gromowy głos władcy Zaświatów: