Jesteś piratem!

Trochę żeście rozwodnili cały temat.

4. Czy policja może bez nakazu wejść do naszego domu i sprawdzić, co mamy w komputerze?

Może. Wystarczy legitymacja policyjna, pod warunkiem jednak, że podejrzewa, iż w tym domu łamie się prawo autorskie i jest to sprawa niecierpiąca zwłoki. Potem ma pięć dni, by dopełnić u prokuratora formalności związanych z nakazem. Jeśli okaże się jednak, że najście na dom było nieuzasadnione, będzie miał kłopoty.

5. Czy policja może przejrzeć komputer przy okazji, np. gdy jest u kogoś z interwencją?

Może. Dajmy na to, że wzywamy policję, bo sąsiad się awanturuje. Gdy policjant zobaczy u nas komputer i nabierze podejrzenia, że zawiera on nielegalne programy komputerowe, może go skontrolować.

więcej tutaj: http://www.naloty.pl/articles.php?id=19
Odpowiedz

Użytkownik Ekhtelion dnia czw, 26 lip 2007 - 11:34 napisał

Trochę  żeście rozwodnili cały temat.

4. Czy policja może bez nakazu wejść do naszego domu i sprawdzić, co mamy w komputerze?

Może. Wystarczy legitymacja policyjna, pod warunkiem jednak, że podejrzewa, iż w tym domu łamie się prawo autorskie i jest to sprawa niecierpiąca zwłoki. Potem ma pięć dni, by dopełnić u prokuratora formalności związanych z nakazem. Jeśli okaże się jednak, że najście na dom było nieuzasadnione, będzie miał kłopoty.


Zdanie źle skonstruowane choć w sensie merytorycznym poprawne.

Nakaz musi być.

Ale żeby do wyżej opisanej sytuacji doszło trzeba być niezłym gagatkiem!
Policja nie wejdzie do danego domu tak ot sobie - żeby sprawdzić (to nie totalitaryzm jeszcze).
Nikt z organów ścigania nie zaryzykuje takiej kontroli w szarym domu - to jest dla nich za duże ryzyko. Muszą mieć solidne podstawy. Tak to się przedstawia w praktyce.
Odpowiedz

Cytat

Zdanie źle skonstruowane choć w sensie merytorycznym poprawne.

Nakaz musi być.


Możesz to poprzeć jakimś dowodem?

Bo tu jest napisane coinnego http://bap-psp.lex.pl/serwis/du/1997/0555.htm

Art. 217 p.3 i art. 220 p.3

Czyli jak widać dla chcącego nic trudnego, jeśli policja by chciała to by mogło zacząć się robić nieprzyjemnie. Na szczęście jest to wysoce nieprawdopobne na chwilę obecną...
Odpowiedz
Nakaz musi być.

Cytat

(...)a następnie zwraca się niezwłocznie do sądu lub prokuratora o zatwierdzenie zatrzymania rzeczy. Osobie tej należy doręczyć, w terminie 7 dni od zatrzymania rzeczy, postanowienie sądu lub prokuratora w przedmiocie zatwierdzenia tej czynności.


To, że nakaz dojdzie później nie zmienia faktu że nakaz musi być.

[Dodano po chwili]

Cytat

Po długotrwałym śledztwie, w którym brała udział FBI i chińska policja, udało się skonfiskować nielegalnie oprogramowanie, między innymi firm Microsoft i Symantec, o łącznej wartości ponad 500 milionów dolarów.

Operacja rozpoczęła się już w 2005 roku i doprowadziła do aresztowania 25 osób i zlikwidowania kilku syndykatów zajmujących się produkcją i dystrybucją pirackich programów na ogromną skalę. Istotne do powodzenia operacji była pomoc FBI i ścisła kooperacja pomiędzy Chinami a USA.

Skonfiskowano prawie trzy miliony płyt CD i podrobionych certyfikatów autentyczności. FBI szacuje ich rynkową wartość na ponad 500 milionów dolarów. Według Business Software Alliance, liczba ta to zaledwie 10% szacowanej skali piractwa na 2006 rok. Zamknięto też sześć fabryk używanych tylko do ich produkcji i dystrybucji.



TO JEST DOPIERO PIRACTWO! ;D
Odpowiedz
Taki sobie ciekawy artykulik o tym jakie to popaprane czasy nastały.

Cytat

Przypuśćmy, że za dwadzieścia lat ktoś pójdzie na koncert. Zapłaci za drogi bilet, usiądzie na plastikowej ławeczce, ochrypnie i poparzy sobie palce zapalniczką wznoszoną w górę przy wolnych kawałkach. A potem wróci do domu, założy na czaszkę kilka czujników i przeleje koncert wprost z ośrodków pamięci na dysk, ewentualnie żel lub płytę krystaliczną swojego komputera. A w nocy wywalą mu drzwi jegomoście w kominiarkach i przydeptując plecy, zapną neurokajdanki. Pirat. Zabawne?

W tajlandzkich kinach istnieją specjalne służby, wyposażone w wojskowe noktowizory, które tropią w ciemnościach widowni osobników, nagrywających film telefonem. Telefonem! Kwestie związane z „własnością intelektualną” chodziły mi po głowie od dawna. Już byłbym o tym pisał, ale skusiły mnie rzeczy podówczas aktualne. I masz; sąsiad z następnej kolumny zwyczajnie mnie ubiegł. Na szczęście w kwestii, którą poruszył, pozostaje mi się tylko zgodzić. Piractwo to istotnie nie jest kradzież ani włamanie z pobiciem, tylko piractwo. Naruszenie praw własności autora. W porządku.

Mimo to całe zjawisko zaczyna przybierać kształty tak wyrafinowane, że pomału sami zainteresowani tracą pojęcie, gdzie kończy się normalna praktyka, a zaczyna przestępstwo. Sam jestem zainteresowany. Rozmawiałem ostatnio z człowiekiem, który jest czymś w rodzaju wirtualnego śledczego. Jego praca polega na tropieniu ludzi, którzy ściągają z Internetu utwory muzyczne i filmy. Zwracam uwagę, że książki nie i jest to uwaga zaprawiona goryczą. Rzecz w tym, że obaj, ja – autor i on – cybertajniak, mieliśmy rozliczne wątpliwości, które zmuszeni byliśmy rozcieńczać napojami. Ktoś ściąga sobie utwory muzyczne, których za Boga nie dostanie w żadnym sklepie, bo są za stare i niemodne. Nie kupi ich legalnie, bo nie. Kupić można Tokio Hotel albo Mandarynę. The Hooters już nie. To znaczy pewnie gdzieś i jakoś można, ale wymaga to wiedzy tajemnej i wyrafinowanej, którą nie każdy posiada. Rzecz w tym, że ów ściąga to sobie prywatnie. Do własnego słuchania. Ścigasz takich? – zapytałem z lekkim niepokojem. Muszę – odparł niechętnie. Ale usiłuję patrzeć przed palce. Też tu nie widzę przestępstwa. Co innego, kiedy ktoś ściąga na handel. To jest jasne. Handel czyjąś pracą i sztuką jest rzeczą brzydką i tu każdy chętnie się zgodzi.

Okazuje się jednak, że aktem piractwa jest obejrzenie obrazu, kiedy się zakradło do muzeum drzwiami przeciwpożarowymi. Rzut oka na sztukę – piractwem, podobnie jak wysłuchanie radia w taksówce. Piractwo zaczyna być pojęciem mgławicowym. Pomału nikt nie wie, gdzie się zaczyna i gdzie kończy. Każdy może kupić sobie nagrywarkę DVD, w sytuacji, gdy może ona posłużyć wyłącznie do przestępstw – legalne jest bodaj sporządzenie kopii z już kupionej płyty, mimo że to w zasadzie idiotyzm. Skopiowanie płyty, którą kupił brat, to już piractwo. Nagranie utworu, który leci w radio, jest przestępstwem. A nagranie utworu, który leci w radiu sąsiada przez otwarte okno? Telefonem?

Kiedyś rzecz załatwiały nośniki. Nagranie na kasecie magnetofonowej zawsze było gorszej jakości niż nagranie profesjonalne. Komu wystarczy, proszę bardzo. Kto chce mieć porządną jakość, musi kupić oryginał. W kwestii książek sprawę również załatwiał nośnik. Ksero to urządzenie, którego nikt nie miał w domu, skopiowanie każdej strony kosztowało, w efekcie kserowanie całej książki było ekonomicznym idiotyzmem. Robił to ten, kto musiał, nie licząc się z kosztami i wtedy, kiedy książki nie dało się kupić.

Teraz jednak rozwój elektroniki okazał się dla twórców zabójczy. Wszystko można zarejestrować i zrobić kopię w idealnej jakości. Przypomina mi to sytuację z „Przyjaciela z piekła” Strugackich. Tam w domu bohatera stało urządzenie, które kopiowało wszystko. Wkładało się obiekt do pudełeczka, zamykało na chwilę i po otwarciu miało się już dwa przedmioty. Jeszcze raz, cztery. I tak dalej, w miarę potrzeb. U Strugackich nikt nie dostrzegał kryminogennych implikacji, co miało sugerować wysoką etykę tamtejszych mieszkańców. My jesteśmy w sytuacji odwrotnej. Mamy takie magiczne skrzyneczki, ale użycie ich jest w zasadzie przestępstwem. Mamy mnóstwo nośników: nagrywalne dyski, minidyski, pamięci stałe, USB bary i I-pody. Można na nich rejestrować wszystko. Można, lecz w zasadzie nie wolno.

Czy taki średniowieczny kopista na przykład, dopuszczał się aktu piractwa? Czy klasztorne skryptoria były jaskiniami przestępstwa? Albo weźmy na przykład starą jak Gutenberg praktykę pożyczania książek. Kiedyś zdarzyło mi się rozmawiać z czytelnikiem, który moją książkę znał, bo ją pożyczył.


Piracie – wycedziłem półżartem. Mój rozmówca zupełnie na serio spurpurowiał i zanurzył nos w kuflu. Ale potem sobie kupiłem, wybulgotał w pianę ze skruchą. Dobra. Ten jest w porządku. A co zrobić z takim, który pisze do autora e-maila o treści Pańska książka jest genialna! Pożyczyłem już całej klasie. Nie ma bodaj literata, który w tej sytuacji nie zgrzytnąłby zębami. Pocieszać się można, że to rodzaj promocji – przeczytali, to może kupią. Jak nie tę książkę, to następną. Na szczęście bywa tak, że kiedy się książkę lubi, to chce się ją mieć. Pachnącą papierem i farbą drukarską, stojącą na półce, z okładkami i w ogóle.

Prawdziwe zagrożenie to mutanci, którym forma książki nie jest do niczego potrzebna i mogą równie dobrze czytać z Internetu, na ekranie tabletu albo domowego komputera. Takich należałoby zaraz po urodzeniu wynosić do lasu. Można się pocieszać, że sprawę załatwi znowu rozwój techniki. Może powinien pojawić się nośnik, który będzie dostępny jedynie w wytwórniach profesjonalnych. Chcesz nagrywać? To nagrywaj, ale film w wersji trójwymiarowej i o jakości HD dostaniesz tylko na oryginalnym nośniku. To załatwiałoby sprawę, tyle że jest to odwieczny wyścig pomiędzy tarczą i pociskiem.

Obawiam się jednak, że nadopiekuńcze państwo chce, żebyśmy wszyscy byli podejrzani. Jeśli wszystko jest piractwem, to w razie potrzeby na każdego można mieć haka. Wystarczy sprawdzić, co jakikolwiek obywatel ma w komputerze.

Jarosław Grzędowicz


Źródło: http://www.media.wp.pl/kat,38208,wid,90584...l?P%5Bpage%5D=2
Odpowiedz
Artykuł jest genialny. I tutaj w 100% zgodzę się z autorem. Bo tak naprawdę każdy z nas w jakimś stopniu jest piratem czy też przestępcą. Tylko że po co te nonsensowne wykluczające sie nawzajem zakazy?

Odpowiedz
Dlatego, że byle pisarzyna i wydawnictwo szmatławców boi się, że kiedy nastanie wolność ostateczna, a ludzie będą płacić tylko za to co im się podoba to oni zostaną bez grosza.

Ostatnio się zacząłem zastanawiać, ze idea kina to jest po prostu kupowanie kota w worku. Płacisz za coś czego nie widziałeś...
Odpowiedz
W sumie racja. Ja żałuję że poszedłem do kina na nowego Harrego. Niby są zapowiedzi typu trailer czy krótkie recenzje filmów, ale nie zawsze każdemu to wystarcza. Jedyną pozytywną rzeczą w tym wszystkim którą dostrzegam to taka, iż gdy wychodzi powiedzmy seria filmów to zapalony fan danego tytułu nigdy nie będzie żałował ani złotówki wydanej za to. W innym wypadku? Cóż tak czy siak, prędzej czy później każdy z nas zobaczy ten film na komputerowym monitorze lub ekranie swojego telewizora. Jedynie cierpliwość pozwoli nam zachować parę groszy w kieszeni których nie wydamy na bilet i popcorn ;]

Odpowiedz
← Karczma

Jesteś piratem! - Odpowiedź

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...