Charon zwrócił uwagę na bardzo ważną rzecz - co może zmienić naturę człowieka, a nie zmieniać.
Jak jest z tą
miłością - trudno się nie zgodzić z Charonem, że to nietrafiona odpowiedź. Wydaje mi się, że z miłości można zrobić wiele rzeczy, ale nie jest to zmiana natury. Oszalały z miłości chłopak robi najdziwniejsze rzeczy dla niej, ale tylko dlatego, że taki jest. Tak samo na przykład dziewczyna powie mi: słuchaj, nie podoba mi się, że robisz to i to. Ok, dla wspólnego dobra w ramach kompromisu (czy też z miłości
) przestanę to robić, ale nie zmieniła się moja natura. Gdybym mógł, dalej bym to robił. Kontynuując przykłady z Tormenta - gdy wyjdzie na jaw, że Anna kocha Bezimiennego, przestaje traktować go jak zapchlonego trepa i nie obrzuca obelgami, ale czy zmieniła się jej natura? Skądże znowu - każdemu innemu chętnie powie, żeby się szpicował. Albo Deionarra - jej miłość do Bezimiennego była tak silna, że pokonała śmierć. Zmieniła się jej natura (pomijamy oczywiście aspekty fizyczne)? Oczywiście, że nie - od zawsze była uczuciowa i zmysłowa, należała do Czuciowców, nic więc dziwnego, że jak kogoś pokochała, oddała mu się bez reszty - taka po prostu była.
Wiara - w kontekście Tormenta odpowiedź ta jest na pewno warta rozważenia. Moje ulubione zdanie z okładki gry mówi, że słowo potężniejsze jest tu od miecza. Jedno z wcieleń Bezimiennego zdołało przekonać kogoś, że nie istnieje, więc ten zwyczajnie zniknął. Problem pojawia się dopiero, gdy okazuje, że człowiek ten był członkiem Znaku Jedynego. Generalnie wydawałoby się, że nieszkodliwa frakcja, ot wierzą, że są pępkiem świata. Ale skoro w Planescapie wiara może wszystko - może rzeczywiście są centrum wieloświata? Anyway, bo trochę zbaczam z tematu - czy zmieniła się natura tego człowieka, że zniknął? Nie, jego całe życie opiera się na założeniu, że istnieje tylko dlatego, że w siebie wierzy. Wystarczyło go "tylko" przekonać, że nie istnieje.
Natomiast wiara w siebie myślę, że nie potrafi zmienić natury człowieka, lecz jedynie ją zmieniać. Wiara w siebie to tak naprawdę rzecz bardzo ulotna. Jednego dnia masz niesamowite pokłady energii i możesz sam zmieniać świat, po czym jakieś zdarzenie czy człowiek ci tę wiarę odbiera. No i cóż, znajdujesz się w punkcie wyjścia. Jasne, bogatszy o pewne doświadczenia, ale twoja natura, twoje własne "ja" dalej jest takie samo.
Żal - dobre wcielenie zmieniło swoją naturę, zgadzam się. Jednakże popatrz na to: gość miał tak naprawdę tysiące wcieleń, na których mógł zbierać doświadczenia i przemyśleć przez wiele lat całe swoje życie wzdłuż i wszerz (skoro był "mrowieniem" w głowie Beza, to zakładam, że w jakiś sposób obserwował poczynania swoich "potomków"). Widział dokładnie siebie w niezliczonej ilości inkarnacji, sytuacji i zachowań, mógł więc wybrać, co dla niego najlepsze. W rzeczywistym świecie nie masz takiej możliwości. Zrobiłeś coś złego i tego żałujesz tak bardzo, że już tego nie zrobisz? Moim zdaniem to poczucie wstydu i pewnej dozy przyzwoitości trzyma cię z dala od popełnienia tego samego czynu. Natura człowieka się nie zmienia - zrobiłeś coś, bo taki jesteś. Nie robisz już tego, bo wiesz, że niesie to ze sobą nieprzyjemne konsekwencje. Poza tym, czy natura dobrego wcielenia tak naprawdę się zmieniła? Nie za bardzo - to jest cwany gość. Niby żałuje za wszystko co zrobił, ale łączy się z ostatnim wcieleniem, dzięki czemu zwyczajnie unika konsekwencji. Na Wojnę Krwi trafia już jako połączenie wszystkich wcieleń, pewnie samemu stanowiąc dalej tylko mrowienie w głowie albo w ogóle pławi się gdzieś w niebycie. Moim zdaniem jego natura się nie zmieniła - dalej wybrał drogę na skróty, przy okazji tylko pomagając ostatniemu wcieleniu. On chciał, żeby Bezimiennemu się udało, bo wtedy jego tytułowa udręka się kończyła. Cynizm, ot co.
Może więc w powyższym kontekście
wiedza zmienia naturę człowieka? Chyba też nie - powróciłbym do przykładu miłości i kompromisu w niej. Wiem, że dany czyn jest zły i wyrządza innym krzywdę, więc tego nie robię, ale jest to raczej kompromis z resztą społeczeństwa.
Jest natomiast jedna rzecz, która z pewnością zmienia naturę człowieka -
amnezja. Bo naszą naturę kształtujemy nie tylko my sami, ale również nasi znajomi, sytuacje, w jakich we wczesnych latach życia się znajdujemy, i w ogóle nasze otoczenie. Zaczynając więc z umysłem na poziomie tabula rasa, chłoniemy jak gąbka zupełnie nowe okoliczności, co koniec końców sprowadza się do tego, że jesteśmy kimś innym. Przykład filmowy: bohater "Pamięci absolutnej". W ten sam sposób działa na nas
choroba psychiczna.
Wybaczcie, jak pojawiły się tu jakieś nielogiczności, ale kładę się właśnie spać i mogło mi się coś zwyczajnie popierdzielić