-AAAAAA
Łowca cisnął w kierunku babci, swój sztylet. Odbił się od podłogi i błyskawicznie znalazł się przy pulpicie. Dużo nie myśląc, wcisnął czerwony guzik.
W tym samym momencie pijak odzyskał przytomność (o ile rzecz jasna można tak powiedzieć o zalanym w trupa ochlejusie otępionym dokumentnie mgłą rauszu). Gramoląc się z podłogi przypadł do ściany by wzdłuż niej ruszyć na poszukiwania kuchni.
Niestety dla ciebie, dezerterze, łowca nacisnął guzik. Chałupka wybiła się w powietrze i poszybowała - hen hen w górę! Po czym, co jest naturalną koleją rzeczy, poczęła opadać. Gwałtownie.
Nagle - łubudu!
Wygrzebujecie się z ruin, cali obsypani okruszkami pierniczków, kostkami czekolady i upaprani w lukrze. Wasz upadek wyhamowała olbrzymia kępa... włosów. Ot, dalej znajduje się kolejna i kolejna. Za wami też. Pomiedzy kepami rozciągają się wrzosowiska. Przed wami, jakieś pięćset metrów w kierunku wschodnim, zarysowuje się potężna ściana drzew. Bardzo starych. Czo robicie?
Łowca nawciskał sobie słodyczy do brudnych kieszeni. Ugryzł kawałek piernika. Wygrzebał towarzysza ze stosu cukierków. Postawił go na nogi, po czym ruszył w stronę dalekiego masywu drzew.
-Ehh, kolejny oszołom, co robię powiadasz!? Szukam swojego druha, którego gdzieś wcięło.
Łowca spojrzał gnomowi prosto w oczy i rzekł:
- Masz ochotę, skoczyć z lotni.
Niestety - roztrzaskaliście się. Przykry koniec epickiej przygody.
Wybaczcie, ale pomysł zwyczajnie nie wypalił. Niestety, ale nie nadaję się na mistrza gry przy sesjach forumowych. Dodatkowo komediowy charakter scenariusza sprawił, że dość szybką wypaliłem się jako prowadzący. Jeszcze raz przepraszam graczy - sugeruję zamknąć temat oraz odesłać go do otchłani zanim Dalej go zwietrzy i będzie chciał grać.
[Dodano po 2 dniach]
Halo?! Prosiłem aby to przenieść do archeusza/sesji zakończonym. Panowie, nasze forumowe standardy cierpią na takim niedbalstwie.