[ekhp1] Targ Cudów - Dany, Tokar

Też możliwe, lecz uważam, że nie mieli czasu na wyniesienie rzeczy ze skarbca. Pióro można łatwo trzymać, schować, a inne rzeczy gorzej.
Nic nie przeszkadza mędrkować. Przemyślenie sprawy zawsze pomaga, a i tak nie mamy narazie nic innego do roboty. Musimy dojechać na targ.
Ash nazg durbatulűk, ash nazg gimbatul, ash nazg thrakatulűk agh burzum-ishi krimpatul.

- I tego właśnie się obawiam... Podpieprzyli nam koronę i resztę insygniów i zamknęli skarbczyk byśmy mieli zagwostkę. A jeśli to prawda to mamy uwalone. Trzeba będzie wtedy każdy cal ziemi przekopać by to znaleźć. Ale na razie nie mamy żadnej pewności. I w tym jedyna nadzieja. Teraz musimy znaleźć te cholerne elfki. - kapitan mówił jakby tylko częściowo do was.

Droga wiła się strasznie powoli. Kilkukrotnie mijaliście zajazdy przy których pałętało się jak zwykle cała masa ludzi. Co chwila mijali was jacyś kupcy i podróżni zdążający do stolicy. Raz po raz przemykali koło was również gońcy na spienionych koniach.

- Elfki, elfki. Tfu! Żebym się musiał na stare lata za babami uganiać. Co mnie pokarało. Toż to nawet im jak przyłożyć nie będzie jak w razie czego... Ech...No panowie zchodzimy na ten trakt. - pokazał drogę wijącą się w dolinie - jeszcze trochę. I bierzemy się do roboty, Tfu!.
Co szefie, nie lubi pan kobiet? Jeżeli te będą takie, jak tamten elf, co mnie dopadł, to ja się przed przyłożeniem im nie będę hamował. A może będą milsze? Hehe.
W każdym razie się jeszcze okaże. Niestety elfki na targu, gdzie przeważają pewnie ozdoby i ubrania nie są rzadkością. Będzie zabawa... ehh.


Nucę sobie pod nosem pioseneczkę:
U Matre au Cafa’laeo Tititum,
u atari'e Mo’nea Gebir,
et Fer’alli mogaro ighyus dar
om Lle merna salk mallen.
Tit tat tit tit tat...
Ash nazg durbatulűk, ash nazg gimbatul, ash nazg thrakatulűk agh burzum-ishi krimpatul.

- Rzeczywiście kapitanie, kobiet z zasady się nie biję, a tu jeszcze trzeba je obezwładnić. Może obejdzie się to pokojowo ? Krótkie przedstawienie argumentów, a potem dogłębne przeszukiwanko i po sprawie ? Ech... marzenia.

Po krótkim namyśle dodaje.

-Pieprzone elfy ! Zawsze biorą udział w jakimś większym przekręcie lub aferze ! A żyje wam się lepiej w naszym królestwie - Volriker - niż ludziom, krasnoludom i innym pomniejszym rasom... I czemu tak jest ? Oto zagwostka bez odpowiedzi.
Odpowiem ci mości człowieku. Byliśmy na tym kontynencie dużo wcześniej niż wy, duuużo wcześniej. Zdążyliśmy się juz przyzwyczaić, przystosować, trochę zaznajomić. Posiadamy większą wiedzę, lecz jest ona trudna do poznania dla innych. A niestety ludzie mają skłonności do zazdrości, jeżeli są w czymś gorsi. Jeżeli żyje nam sie lepiej w waszej stolicy od was, to tylko świadczy o was. Dużo od nas przejęliście. I chciałbym prosić o nieobrażanie elfów. Nie wszyscy są tacy, jak tych kilka szumowin. Poza tym dotyka mnie to osobiście. Ja na ludzi nie klnę tak jak ty na nas, a robią więcej szkód.
Ehh, szkoda gadać i tak przez wieki sie to nie zmieni.

Siedzę sobie teraz cicho i spoglądam na drzewa nieobecnym wzrokiem, wspominając przeszłość.
Ash nazg durbatulűk, ash nazg gimbatul, ash nazg thrakatulűk agh burzum-ishi krimpatul.

- Ja tylko stwierdzam fakty zacny elfie. Wiedz, że aż mi korci aby ci odpowiedzieć na twe, jakże "celne argumenty", ale to nie czas i miejsce na kłótnie. Naszą dysputę dokończymy kiedy indziej przy jakimś mocnym trunku.

Po krótkiej przerwie dodaje.

- Jeżeli uraziłem twoje uczucia to przepraszam. Te wszystkie ostatnie wydarzenia strasznie mnie irytują i do tego tyłek mnie strasznie boli od tego siodła...
- Że też wam sie zbiera na takie kłótnie jak jakimś szczeniakom. Najpierw jesteście strażnikami, potem, dopiero elfami, ludźmi czy krasnoludami. Kto wie czy nim nie zajdzie słońce nie będziecie sobie życia zawdzięczać. - rzucił kapitan znowu jakby od niechcenia.

Jadąc w dolinie mijacie jedno ze skrzyżowań traktów. Droga odchodząca na wschód wije się młodym sosnowym lasku i jest przecięta małym ale bystrym strumieniem (odległość: 2 strzelenia z łuku). Dostrzegacie wóz zaprzężony w dwa konie który stoi wyraźnie przechylony w brodzie. Jakaś postać macha w waszym kierunku przywołując was.

- Czy oni się nigdy nie nauczą by się pchać wozami przez ten bród. Pewnie oś im szlag trafił. Panowie, na szlaku nie odmawia się pomocy. - po czym ściągnął cugle i ruszył w stronę brodu.
No dobrze, panie dowódco, ale gonią nas obowiązki, mamy zadanie do wykonania. Wiem, że to tak niemoralnie zostawiać człowieka w biedzie, ale na pewno będzie ktoś tędy przejeżdżał i mu pomoże. Poza tym trochę to podejrzanie wygląda. Wóz popsuł mu się akurat w brodzie, a po bokach jest lasek na stokach doliny. Wiem, że iglasty, ale i tak dobre miejsce na zasadzkę. Zresztą pan tu decyduje, ja tylko mówię.
Spoglądam uważniej w tamtym kierunku, jak daleko jest wóz od lasu, jak duże są drzewa.
Ash nazg durbatulűk, ash nazg gimbatul, ash nazg thrakatulűk agh burzum-ishi krimpatul.

- Ty się Volriker chyba z powołaniem minąłeś. Ze swoją podejrzliwością powinieneś zarabiać ładne tysiące w Królewskim Wywiadzie a nie tłuc się na siodle. Przecież to bród a w brodzie najłatwiej rozwalić wóz. Nawet jeśli mowa o krasnoludzkieh. - Kapitan nawiązał do starego dowcipu... z brodą, ale jak widać nawet nie liczył, że się ktoś roześmieje. - A to, że las to co? Wszędzie są lasy, nie będziemy ich karczować bo nam wasi druidzi zrobią nam, no mniejsza z tym. Popędźcie konie. Ludziom w potrzebie na szlaku nie odmawia się pomocy, żaden złodziejaszek nie podniesie ręki na królewskich, chyba, ze mu gardło nie miłe.


Zbliżacie się do brodu. Widzicie 2 mężczyzn ubranych w długie ciemne płaszcze którzy sterczą za wozem, oraz jakąś kobiete co siedzi na miejscu woźnicy.
- Witajcie wędrowcy ! Widzę, że macie tu pewne problemy z transportem. Czy nie potrzebujecie czasem pomocy ? Bo zupełnie przypadkowo mamy to specjalistę od osi i innych rzeczy związanych z wozami ?!

Wskazuję na kapitana z lekkim uśmieszkiem na twarzy.

- No po prostu istny ekspert i my wszyscy aż palimy się do roboty !

W moim głosie słychać wyraźną ironię.
Co się stało? Aaa, oś wypadła przy przejeździe. Będzie ciężko, ale w sześć osób chyba damy radę.
A jeśli wolno spytac, to dokąd się udajecie? I czemu ta pani siedzi na miejscu woźnicy? Przecież to zajęcie dla mężczyzny.

Mówiąc to, spoglądam przy okazji na wóz, w celu dojrzenia jego zawartości. Spoglądam także na drzewa, czy niczego nie widzę interesującego.
Ash nazg durbatulűk, ash nazg gimbatul, ash nazg thrakatulűk agh burzum-ishi krimpatul.

- A ty panocku skąd żeś się urwał. Ino na targ jedziem. Co ma se baba kiecki moczyć, niech siedzi na koźle. A co by z niej pożytku było jakby powozić nie umieła. Ale gdzie moje maniery. Mencek jestem, a ten tu Drenkan, syn. Dziękujemy panom, ze żeście chcieli zjechać do nas. Tyle psiawiarów jezdzi a żaden nie zjedzie. - starszy mężczyzna ukłonił się widząc insygnia straży. Najwyraźniej jest to jakiś chłop wiozący utarg.
- A jaka tam oś trzasła od razu. Ino z łoża wypadła. Se podniesim razem panockowie to wsadzim na miejsce - rosły młodzik spojrzał wesoło z pode łba. Mimo panującego chłodu jemu wystarczyła kapota z futra w której wyglądał bardziej na jakiegoś dzikiego górala niż na człowieka który mieszka dzień drogi od stolicy.
- Na targ jedzim. Urobek sprzedać. Ale doś tego gadania. Szlachetni panowie na ułomków nie wyglądają więc się zara sprawimy. - z lekkim powątpiewaniem szlachetni panowie spojrzeliście na załadowany wóz i na 'se podniesim'.

Volriker usłyszałeś trzaśnięcie gałęzi w lesie. Jakiś ptak zerwał się do lotu głośno się uskarżając na to, że musi latać na takim mrozie. Doszło do ciebie coś jakby stłumione przekleństwo. Wydaje ci się, że słyszysz też jakieś odgłosy bardziej z głębi lasu. Nie wiele widzisz prze gęste i młode sosny.

Woda w rzece jest krystalicznie czysta ale mimo, że siedzicie na konaich wydaje wam się być lodowato zimno.

- Z koni! - kapitan zeskoczył na duży kamień i starając się nie wleźć w wodę poszedł na tył wozu.
Już wam pomożemy, tylko z koni zejdziemy.
Schodząc z konia, mówię po cichu do Tokara i dowódcy:
Słyszałem jakieś głosy w lesie, tam coś może być.
Staram się nie wchodzić do wody, ale podejrzewam, że będzie to konieczne by naprawić wóz.
Najlepiej rozpakować wóz, by był lzejszy, wszyscy go podniosą, a jedna osoba włoży z powrotem oś. Czemu, chłopie, jedziecie tak sami, bez większej obstawy? Mogą was przecie zbóje napaść, a wy tu macie pewnie cały roczny zbiór. Macie pewnie dużą rodzinę i synowie mogliby pomóc.
Ash nazg durbatulűk, ash nazg gimbatul, ash nazg thrakatulűk agh burzum-ishi krimpatul.

Za radą Volrikera postanowiliście zdjąć kilka worków ładunku i przenieść je na drugi brzeg. Okazały się one być dużo cięższe niż się wam wydawało. Co za plony chłop może wieźć na targ skoro zima idzie? Przymierzyliście się następnie do wozu. Prędzej czy później wszyscy już mieli przemoczone buty i nogawki. Lodowata woda nie była tym czego oczekiwaliście. Jednak wóz nawet nie drgnął... Albo wam sił ubyło albo przewożona na nim kowadła.

Tokar mignął ci jakiś facet z łukiem między drzewami. Ubrany był na beżowo, sądząc z wzrostu może elf. Słyszycie szczekanie w lesie.
Szepcze do towarzyszy.
- Cholera, panowie czy widzieliście to co ja ? Mamy uzbrojone - najprawdopodobniej elfie - towarzystwo czające się w pobliskim lasku. Z pewnością lokalni rozbójnicy. Co robimy ? Szybka szarża z szansą na element zaskoczenia czy staramy się ich obejść ? Bez starcia się nie obejdzie, trzeba chronić szlaki.
Jeżeli to elfy, to zanim dobiegniesz do lasu, to się wystrzelają. Jakieś szczekanie, pewnie się porozumiewają. Trzeba się pospieszyć. Dobra chłopie, co tak naprawdę przewozicie na ty swoim wozie? Tylko bez oszukiwania mi tu, to tyle nie może ważyć, a i z podniesieniem wozu mamy problemy. Czy wy tam broń wozicie?
Podchodzę nie czekając, do jednego z pakunków na wozie i otwieram, jak nie można, rozcinam mieczem.
Ash nazg durbatulűk, ash nazg gimbatul, ash nazg thrakatulűk agh burzum-ishi krimpatul.

Z dużym niepokojem obserwujecie ścianę lasu. Czy zaraz wylecą z niej strzały? Stojąc na otwartej przestrzeni nie mielibyście większych szans. Może już naciągają łuki? Szczekanie się nasila...

[tak na szybko; wystarczy, że jeden odpisze]
Ludzie, kryć się za wóz! W lesie ktoś jest!
Chowam się za wóz, tak by być krytym przed strzałami z lasu. Pewnie nie zdążyłem zobaczyć, co było w pakunkach na wozie?
Ash nazg durbatulűk, ash nazg gimbatul, ash nazg thrakatulűk agh burzum-ishi krimpatul.

- Co? - chłop najwyraźniej się przestraszył ale potulnie schował się za wóz
- Czego tam? - chłopak był albo zbyt głupi by zrozumieć albo zbyt ciekawski ponieważ uparcie wyglądał znad wozu.

Zerkając w stronę lasu widzicie jak z linii drzew wychodzą 2 postacie, po chwili za nimi 3 kolejne prowadzące przed sobą chyba ze 12 ogarów z nosami przy ziemii, w końcu wyłonili się dwaj jeźdzcy na koniach i ciżba ludzi najwyraźneij pachołków. Jak nic jakiś pościg albo polowanie. W każdym razie grupa nie wydawała sie być wami zbyt zainteresowana. Zamierzają was minąć i ruszyć wzdłuż rzeki...

- Jakies tam panisko może niedzwiedza szuka. Może by skrzyknąć tych pacholikó co by nam pomogli z wozem? - Chłop szybko ocenił sytuacje i przyjrzał się wam jakby czekając na pozwolenie.
Hmm, dosyć dziwne, co tu robi polowanie, akurat teraz? Dobra, nic, alarm odwołany.
Możecie ich poprosić o naprawę osi. Przynajmniej my nie będziemy potrzebni.

Podchodzę do wozu i sprawdzam co jest w workach. Podejrzany dla mnie jest ich ciężar.
Ash nazg durbatulűk, ash nazg gimbatul, ash nazg thrakatulűk agh burzum-ishi krimpatul.

← [ekhp] Sesja 1
Wczytywanie...