bo recki macie trzy i nie wiedziałem, gdzie pisać .
Wlaśnie dzisiaj wróciłem z kina, gdzie (dopiero) obejrzałem Hobbita - wersje 3D, 48kl i z napisami. Wiem, że atmosfera wokół niego zaczyna powoli przygasać, ale jako, że jestem na świeżo chciałbym się podzielić swoimi odczuciami i przemyśleniami.
Zacznę od rzeczy nietypowej. Jak Wam się podoba technologia 48klatek/s? Ja na początku odnosiłem wrażenie, że film jest przyśpieszony. Na szczęście zniknęło ono po jakichą 15min, ale nie ukrywam miałem czasami takie momenty, że wracało. Co więcej często odnosiłem wrażenie, że oglądam grę komputerową. Przypuszczam, że wzięło mi się to stąd, że w końcu na komputerze obraz często się ogląda właśnie z większą ilością klatek niż telewizyjno kinowy standard 24ech. Ogólnie podoba mi się ten standard, ale trzeba się do niego przyzwyczaić. Dajęon tą podstawową przwagę, ze pozwala się zdecydowanie bardziej cieszyć szybkimi scenami i efektami specjalnymi. To co w normalnym filmie jest tylko wirujacym, rozmytym szarym cyklonem tutaj można obserwować w najmniejszych detalach.
Z powyższym wiąże się kwestia estetyki obrazu. Nie wiem dlaczego, ale często odnosiłem wrażenie sztuczności pewnych scen. Nie potrafię podać żadnego konkretu, ale miałem takie wrażenie, sprawa tyczyła się zwłaszcza oświetlenia, które momentami tworzyło dla mnie złudzenie widowiska teatralnego, a nie filmu. Jest to o tyle dziwne, że wszelki krajobrazy i scenografie uważam, za wykonane o klasę albo i dwie lepiej niż w trylogii.
No właśnie. Widoki... To było po prostu zajebiste. Nie wiem jak Jackson to zrobił, ale jego film przeszedł moje wszelki oczekiwania. Widoki z Trylogii w porównaniu z Hobbitem wydają mi się płaskie i jednowymiarowe. Tutaj zrezygnowano z takiego monumentalizmu, wychuchania i epickości, a całość nabrała ogromego realizmu (pomimo tych dziwnych odczuć opisanych powyżej). Odnoszę wrażenie, że Hobbit jest dziełem zdecydowanie dojrzalszym niż LoTR.
W jednej z recek na GE pada stwierdzenie: " W przeciwieństwie do "Władcy..." w "Hobbicie" znacznie więcej jest humoru, dobrej zabawy i zapierających dech w piersiach scen akcji, niż w niekiedy bardzo mrocznej trylogii o Jedynym Pierścieniu." Serio? Jak dla mnie Hobbit wciąga klimatem władcę na śniadanie. Sceny humorystyczne są utrzymane w zupełnie innej tonacji,to już nie są onelinery Legolasa czy Gimlego mające rozładować akcje po jakiejś epickiej rozpierdusze (tutaj caly czas czekałem na coś takiego, ale się nie pojawiły) czy sceny akrobatyczne ze slowmo i wodotryskami.
Mój zarzut do Hobbita? Brak krwi. Serio. Sceny walk są moim zdaniem bardzo fajne, ale najzwyklej w świecie brakuje mi po prostu trochę tryskającej juchy. Jak rozumiem chodziło tutaj zapewne o progi wiekowe. Dzięki temu, mimo dobrej choreografii walki przypominają momentami naparzaniny z kiepskich komedii. Niby się leją srogo, a nikt nie umiera (przynajmniej jakoś efektownie/efektywnie).
Co więcej? Cóż nie ukrywam, że ksiązke czytałem wieki temu i nie mam się co silić na porównania i analizę zgodności. Film mi się oglądało bardzo przyjemnie, nie było w nim dłużyzn ani sytuacji, że działo się za dużo.
9/10
Wlaśnie dzisiaj wróciłem z kina, gdzie (dopiero) obejrzałem Hobbita - wersje 3D, 48kl i z napisami. Wiem, że atmosfera wokół niego zaczyna powoli przygasać, ale jako, że jestem na świeżo chciałbym się podzielić swoimi odczuciami i przemyśleniami.
Zacznę od rzeczy nietypowej. Jak Wam się podoba technologia 48klatek/s? Ja na początku odnosiłem wrażenie, że film jest przyśpieszony. Na szczęście zniknęło ono po jakichą 15min, ale nie ukrywam miałem czasami takie momenty, że wracało. Co więcej często odnosiłem wrażenie, że oglądam grę komputerową. Przypuszczam, że wzięło mi się to stąd, że w końcu na komputerze obraz często się ogląda właśnie z większą ilością klatek niż telewizyjno kinowy standard 24ech. Ogólnie podoba mi się ten standard, ale trzeba się do niego przyzwyczaić. Dajęon tą podstawową przwagę, ze pozwala się zdecydowanie bardziej cieszyć szybkimi scenami i efektami specjalnymi. To co w normalnym filmie jest tylko wirujacym, rozmytym szarym cyklonem tutaj można obserwować w najmniejszych detalach.
Z powyższym wiąże się kwestia estetyki obrazu. Nie wiem dlaczego, ale często odnosiłem wrażenie sztuczności pewnych scen. Nie potrafię podać żadnego konkretu, ale miałem takie wrażenie, sprawa tyczyła się zwłaszcza oświetlenia, które momentami tworzyło dla mnie złudzenie widowiska teatralnego, a nie filmu. Jest to o tyle dziwne, że wszelki krajobrazy i scenografie uważam, za wykonane o klasę albo i dwie lepiej niż w trylogii.
No właśnie. Widoki... To było po prostu zajebiste. Nie wiem jak Jackson to zrobił, ale jego film przeszedł moje wszelki oczekiwania. Widoki z Trylogii w porównaniu z Hobbitem wydają mi się płaskie i jednowymiarowe. Tutaj zrezygnowano z takiego monumentalizmu, wychuchania i epickości, a całość nabrała ogromego realizmu (pomimo tych dziwnych odczuć opisanych powyżej). Odnoszę wrażenie, że Hobbit jest dziełem zdecydowanie dojrzalszym niż LoTR.
W jednej z recek na GE pada stwierdzenie: " W przeciwieństwie do "Władcy..." w "Hobbicie" znacznie więcej jest humoru, dobrej zabawy i zapierających dech w piersiach scen akcji, niż w niekiedy bardzo mrocznej trylogii o Jedynym Pierścieniu." Serio? Jak dla mnie Hobbit wciąga klimatem władcę na śniadanie. Sceny humorystyczne są utrzymane w zupełnie innej tonacji,to już nie są onelinery Legolasa czy Gimlego mające rozładować akcje po jakiejś epickiej rozpierdusze (tutaj caly czas czekałem na coś takiego, ale się nie pojawiły) czy sceny akrobatyczne ze slowmo i wodotryskami.
Mój zarzut do Hobbita? Brak krwi. Serio. Sceny walk są moim zdaniem bardzo fajne, ale najzwyklej w świecie brakuje mi po prostu trochę tryskającej juchy. Jak rozumiem chodziło tutaj zapewne o progi wiekowe. Dzięki temu, mimo dobrej choreografii walki przypominają momentami naparzaniny z kiepskich komedii. Niby się leją srogo, a nikt nie umiera (przynajmniej jakoś efektownie/efektywnie).
Co więcej? Cóż nie ukrywam, że ksiązke czytałem wieki temu i nie mam się co silić na porównania i analizę zgodności. Film mi się oglądało bardzo przyjemnie, nie było w nim dłużyzn ani sytuacji, że działo się za dużo.
9/10