(przypominam, ze ciagle zaden z was nie wpadł na pomysł by wziac ze soba bron. wiec jej nie macie!)
Odprowadzani piorunującym spojrzeniem dowódcy opuściliście szybko dziedziniec. Skręciliście w główny trakt prowadzący przez most Hierlima Wilekigo do dzielnicy rzemieślniczej.
Do zachodu słońca zostalo raptem pare godzin. Słońce grzeje przyjemnie jednak podmuchy chłodnego wiatru potrafią wywołać nieprzyjemne dreszcze.
Głównym traktem idą tłumy ludzi, koni, wozów i dyliżansów. W ulicznym gwarze słychać praktycznie wszystkie języki królestwa: od krasnoludzkich jezyków północnych po dialekty elfów z południa. Kupcy, ubożsi szlachcice, biedacy i rzemieślnicy tworzą niekończącą sie falę poruszająca się leniwie w stronę mostu. Zbliżając się do rzeki mijacie świątynie Hierlima. Trzy wysokie wieże wystrzeliwują w niebo. Na wysokości kilkudziesięciu metrów połaczone są mieniącymi się w promieniach słońca kładkami. Srebrne zdobienia skrzą się tworząc zapierajacy dech w piersiach widok. Na małym dziedzińcu przed światynią widzicie kilku elfickich kapłanów ubranych w jasne szaty odprawiających jakiś rytuał.
Pchani ludzką rzeką docieracie do mostu...
(macie teraz mozliwość pobawic się w narratora, wysilicie się trochę)
(Olo pisz krótsze zdania bo gubisz ich sens)
Będąc pchanym przez masę ludzi, widzę piękny kamienny most, wykonany jeszcze za czasow poprzedniej dynastii królów. To wlasnie z tego mostu najczesciej rzucają się samobójcy, w odchlan zimnej i głębokiej Ellissimy. Do tej rzeki i z tego mostu mordercy wrzucili cialo zwiazanego króla Eldorusa III zwanego Mądrym, dzięki któremu miasto podzielone rzeką na dwie cześci zostało zjednoczone. Eldorus zjednoczyl je przeciw zagrarzającemu niegdyś najazdowi Barbarzyńskich Ogrów, które w tamtych czasach były o wiele potężniejsze niz dziś. Po wyganej wojnie, dawni przeciwnicy króla postanowili się go pozbyć, knując przeciw niemu perfidny spisek.
Na skrajnych częściach mostu widać stare, zniszczone przez wiatr, oraz ludzi gargulce.
Mój i tak juz nadszarpnięty wewnętrzny spokój narzusza co chwila jakies ukłucie ostryn narzędziem bądz bronią w plecy. Znoszę to przez jakiś czas, lecz w końcu nie wytrzymuje i się odwracam. Widzę: niskiego, brodatego krasnoluda. Ubrany on jest w bogato zdobioną zbroję. A przez jego szyję przewieszał się ostro zakończony topór, który prawdopodobnie kuł mnie w plecy. Wściekły, mimo muskularnej budowy kransoluda krzycze na niego:
Głupi krasnalu jak chcesz posiadać jeszcze tę swoją rudą brodę, to radze Ci schować gdzies ten toporek, który mnie drażni niesamowicie.
Krasnolud przez chwile mi się przyglada i rzecze:
Radzę ci elfie drogi się nie odzywać, po mogę cię okrócic o tą twoją pyskatą główke
Przez chwile rozważam mą sytuacje i doszedłwszy do wniosku, że raczej bez mej broni dużo nie zdziałam. Zamykam się i przymilnym głosem rzecze:
Bardzo pana przepraszam, miałem dziś ciężki dzień i mnie poniosło. Mam nadzieję, iz pan zapomni o mych słowach
Krasnal przez chwile mi się przygladą i mówi z wyraźnym sarkazmem w głosie:
Jedyne czego bardziej nie cierpie od braku szacunku jest lizusostwo.
I wiedz, że gdybysmy nie byli otoczeni ludźmi, nauczyłbym cię dobrych manier
Przyglądając mi się jeszcze przez chwile, rusza dalej. Ocierając me ramię niby przypadkiem. Wściekły wyruszam dalej razem z Ashganem, który bękał ze śmiechu na widok mego zachowania. W końcu zchodzimy mostu i wkraczamy w dzielnice rzemieślniczą. W której przeważają, małe rodzinne sklepiki, bądź warsztaty. Kierując się wskazówkami zawartymi na kartce, mijamy kilka przecznic.
W końcu docieramy do właściwego sklepiku i wchodzimy do środka...
Na pozór z zewnątrz chatka była mała, ale w środku robiła wrażenie jakby była przynajmniej 2 razy większa. Wyczuć w powietrzu można było zpach oliwy konserującej cięciwy. Po prawej stronie, leżała wielka skrzynia a na niej wygrawerowany napis: 'Cięciwy :: Moradin'. Po lewej stała lada a na niej jakaś księga, kałamaż, pióro i mały dzwoneczek. Na wprost natomiast zarysowywała się postać siędząca na krześle, obok niej widniały cięciwy rozciągnięte od sufitu aż po podłoge, osobnik najwyraźniej konserwował je gdyż widoczne było nacieranie oliwą owych rzeczy. Nie chcąc robić zamieszania zadzwoniliśmy cichutko dzwoneczkiem. Postać podniosła się i weszła za lade, był to Dwarf.
Witam panów, Moradin do waszych usług. Czym moge służyć?
Dwarf był w sędziwym wieku, miał kufajke roboczą i długą siwą brode. Jego głowa była łysa, a w ustach trzymał fajke nabitą jakimś mocnym zielem.
Witam. Nazywam się Ashgan a to mój przyjaciel Aleksander. Przybywamy z polecenia Gurneya. Mamy kupić kilka metrów pożądnej cięciwy. Znajdzie się tu taka?
Osobnik uśmiecha się i wyciąga z ust fajke.
Oczywiście że tak! U mnie najlepsze cięciwy w całej dzielnicy rzemieślniczej. A swoją drogą to zawsze Gurney mnie odwiedzał i sam przychodził po cięciwy, teraz to nawet o starych przyjaciołach zapomniał.
Przez chwile stoje i zastanawiam sie nad odpowiedzia
- Myli sie pan. Imc Gurneyn zlecil nam udanie sie do pana w celu odpokutowania naszej dzisiejszej glupoty....
Przez chwile sprzedwaca spoglada na mnie i rzecze:
- Aha, wiec Gurneyn uwaza za kare udawanie sie do mnie...niech to ja go tylko dorwe. Skonczy sie to jego przesiadywanie u mnie calymi dniami.
Stoje przez chwile zdezorientowany i po chwili mowie:
- To nie jest tak jak pan mysli. Gurneyn przyslal nas do pana abysmy kupili u pana cieciwy, bo uwaza iz ma pan najlepsze w calym imperium. Prosze mi wiezyc, pan Gurney nie mial zlych zamiarow przysylajac nas do pana.
Sprzedawca przyglada mi sie przez chwile badawczym wzrokiem i mowi:
- Nie widze po twych oczach abys klamal i nie radze Ci tego mlody czlowieku robic. Bo wiedz mimo ze tu siedze kupe lat, znam w krolestwie wiele osob, ktore moga Cie totalnie udupic, wiec uwazaj.
A teraz powiedz mi raz jeszczeco chcieliscie kupic?
Podaje kartke sprzedawcy ktora dostalem od Gurneyna...
Krasnolud bierzę do ręki kartkę, rozwija ją i przez chwilę uważnie czyta.
- Hoho! Wy na tym chcecie jakiś budynek powiesić?
Znowu spogląda na kartkę podchodząc do ściany przy której stoi regał zapełniony niskimi misami z pokrywkami.
- Włókno konopne z dodatkiem ścięgien, nasączone żywicą itartową z oplotą z kory mindrodębu w splocie podwójnym. To naprawdę drrgi kawałek sznurka chłopcy. Aż się Gurneya wypytam na co mu takie cudo.
Krasnolud przygląda się po kolei słojom odczytując coś z małych karteluszek przyczepionych do pokrywek. Po chwili zdejmuje jedną misę którą przenosi na stół.
- Aż 7 metrów?! Hmmm, w misie jest 8. Weźcie cały, ta końcówka i tak mi się na nic już nie przyda.
Podnosi pokrywę a wtedy dociera do was mocny zapach oliwy i żywicy. W misie leży zwój linki zanurzony w jakiejś oleistej cieczy.
- Weźcie razem z misą. Nie będe wam tego pakował, bo wyświnicie się tylko. Jak rozumiem rachunek mam przesłać do skarbnika gwardyjnego? Doszly mnie słuchy, że coś wam ostatnio żołdu nie chcą wypłacać. A właśnie! Całe miasto aż huczy od plotek. Podobno wam jakieś piórko podpieprzyli spod nosa?
Krasnolud przygląda wam się ciekawie.
- A co byście powiedzieli jak bym powiedział wam, że może ja, Horten Blatubid coś wiem na ten temat? - krzyżuje ręce na piersi uśmiechając się szeroko.
Przez chwile stoje sztywno i rozwazam, czy ten stary krasnolud moze mowic prawde. Po chwili pomyslunku mowie ostroznie, aby go nie odstraszyc:
A czy wac panie mozesz uchylic nam rabka swej tajemnicy, gdyz bardzo nam sie przydadza jakis informacje na ten temat. Bo w przeciwnym razie wracajac do dowodcy znowu dostanie nam sie po lbach.
Krasnolud krzyżuje ręce na opasłym brzuszysku i zaczyna chodzić wzdłuż regalu ze słojami.
- Powiedzmy, że ukradłem ten wasz klejnocik. Załóżmy, że obszedłem waszych kolegów i w biały dzień wyniosłem Pióro z Orlego Gniazda. Raczej nie zrobiłbym tego by się chwalić przed dziewkami w karczmie. Nie zrobiłbym tego też by sprzedać takie cudo któremuś z tych łachmytów-jubilerów w dzielnicy portowej. Taka zabawka jest za droga i zbyt "gorąca" powiedział bym - spogląda na was porozumiewawczo. - Jeśli bym się napracował by je wam wykraść to przeciez nie pozwoliłbym wam mi go zaraz odebrać. To jak chłopcy myślicie? Co mógłbym z Nim zrobic? Hę? Wykluczając oczywiście, ze bym je sobie powiesił nad łózkiem by się na nie gapić. Co mógłbym zrobic z tak drogim klejnotem? - krasnolud staje i patrzy na was pytająco
Wsciekly stoje i zmuszam mozg do dzialania na szybszych obrotach. A zwazajac na to co sie dzisiaj dzialo robie to stosunkowo dlugo, w koncu mowie:
hmmm gdybym posiadal jak pan to ujal taki ,,goracy" towar, to bym przekazal go w inne rece. Ze tak powiem z wyzszej sfery, jesli wiesz, o co mi chodzi...
No ciepło, cieplo młodziku. Tez bym tak zrobił. Taką zabawkę trzeba by jak najprędzej wywieźć ze stolicy byscie jej nie znaleźli. Teleportacja odpada bo magowie coś tam chrzanią o niestabilnej koinduktancji transferowej czy jak to tam czort zwie a do tego by na pewno zadawali pytania. A ja bym nie chciał pytań. Mógłbym wyruszyć ze zbrojną eskortą ale to znowu za wolno. A jeśli nie teleport, i nie własne stopy to co? - spogląda na was pytająco, długo przyglądając się zwłaszcza Ashganowi - Co tak milczysz młodziku? Ja bym wysłał nasze piórko rzeką. Ale nie stąd! Brońcie bogowie. Zapakowałbym je ładniutko i wysłał z portu rzecznego w Tragthafn. To ledwo pół dnia podróży ze stolicy. A do tego wiecie - mruga okiem - co tam się dzieje. Wymarzone miejsce by wysłać wasze piórko w świat. Ja bym to tak zrobił.
(Tragthafn - port rzeczny na Elissimie poniżej stolicy. Słynie z przemytnictwa, skorumpowanych celników i targu na ktorym można kupić wszystko: od złotych szpilek po trebuszet)
Dziękujemy za rady. Napewno się na coś przydadzą. Teraz wybacz, ale musimy cię opóścić bo obowiązki wzywają.
Już mamy wychodzić z cięciwą gdy dwarf nas zatrzymuje i rzecze.
Pozdrówcie odemnie Gurneya
Otwieram drzwi i już prawie znikam za nimi.
Napewno to zrobimy, może być pan pewny
I spowrotem wróciliśmy na zatłoczone ulice. Udajemy się spowrotem do Gurneya aby dac mu cięciwę oraz do dowódcy poprosić o pozwolenie na zbadanie Tragthafn.
Slońce powoli zaczyna zachodzić. Wracacie do garnizonu. Ulice powoli pustoszeją. Przechodząc przez most znowu spotykacie krasnoluda który chciał obić Augusta.
- Co tam macie lizusy?! Zupke dla babci w tym słoju niesiecie. - krasnolud wybucha szyderczym śmiechem, ręke opiera na toporze.
Klnąc pod nosem udajecie, że go nie widzicie. Kierujecię się do garnizonu. Kiedy zbliżacie się do świątyni Hierlima zauważacie jakiegoś człowieka w długim płaszczu który wygłasza jakieś przemówienie. Wokół niego zebrała się już spora grupka ludzi która powiększa się z każdą chwilą.
Ej August nie gap się tam tak. Ten facet to pewnie znów jakiś opętany z jakiejś sekty. A nawet jeśli nie to dowiemy sie o tym od dowódcy. On zna wszystkie plotki.
August obraca się i patrzy na mnie. Ruszamy dalej nie zwalniając tępa.
Zawracacie i zaczynacie się przepychać przez tłumek ludzi. Na schodach prowadzących do światyni stoi stary elf. Ubrany jest w długi ciemnograntowy płaszcz z kapturem. Po chwili spostrzegacie, że jest niewidomy. Opiera się na młodym chłopcu, najprwdopodobniej przewodniku. Wskazując ręką w stronę pałacu mówi:
- ... i co on dla was ludzie zrobił? Co?! Powiedzcie mi! Bo ja tylko widzę zło płynące od niego. Jego żelazne pięści niszczą nas, zmuszają nas do podporządkowania się albo śmierci. Ale po elfach przyjdzie czas na krasnoludy, potem na gnomy i niziołki a w końcu na was ludzie! Król zawsze będzie miał wrogów. Zawsze będzie ktoś kto będzie się musiał go bać. Słuchajcie mnie, bo Ja mówię słowami przepowiedni! Przepowiednia Itrina się spełnia!... - starzec wykrzykuje ostatnie słowa wskazując chudą ręką ku niebu
Hmm wiesz że nigdy nie wierzyłem w te brednie, ale przez tego starca coś przemawia i nie czuje żeby kłamał. Zresztą nawet jeśli mówi prawde to nic nie zdziałamy. Bo co mogą zrobić 2 zwykli żołnierze?
- Ludzie! uwierzcie! Spójrzcie na ściany pałacu sięgające nieba, spójrzcie na te wieże wybudowane za wasze pieniądze waszym trudem! Codziennie w tej stolicy stolic, mieście miast wydaje się góry złota by zaspokoić zachcianki kogo? KRÓLA! A wy biedni, wy głodni tyracie w pocie czoła. Wy którzy żyjecie tu jesteście mamieni przepychem, nieświadomi tego co się dzieje w biedniejszych dzielnicach. Ja WIDZIAŁEM, ja ślepiec! widziałem umierających ludzi w Ciemni! A dlaczego ginęli? Dlatego, że król wolał zbudować kolejne ogrody, kolejne swiątyne niz dać im jeść. Itrin to wszystko przepowiedział, nadejdzie wieczne Zimno w wtedy korona dotknie bruku! - głos starca nabiera dziwnej siły. Ludzie w tłumie milkną.
Przez chwile zastanwaiam sie co krzyknac do tamtego czlowiaka, ktory bluzni przciwko krolowi. Lecz wiem, iż jesli go aresztuje to ludzie uznaja go a meczennika. W końcu mowie:
Drogi człowieku, powiedz mi kim jest ów Itrin, o którym tak dobrze sie wysławiasz?
Chłopak towarzyszący starcowi przygląda się wam uważnie (widzicie jak jego wzrok pada na wasze mundury) po czym szepce coś staremu na ucho.
- Odejdzcie ode mnie łajzy! Zostawcie mnie w spokoju. Ludzie! To są psy króla, jego kundle łańcuchowe. To jest jego władza i potęga, otumanieni wojownicy gotowi wykonywac każdy jego rozkaz. Przyjrzyjcie się tym dwóm. Kto wie? Może jutro to oni przyjdą zabrać was dobytek albo prowadzic na kaźnie. Oni, gwardzisci wyrzucili mnie z pałacu gdy chciałem oświecić króla. Otworzyć mu oczy i powiedzieć, że jeszcze nie jest za późno. A oni wyrzucli mnie jak psa! Mnie, starca i ślepca. - ludzie spoglądają na was nieprzychylnie, podczas gdy elf kończy swoja perorę
Mysle przez chwile wsciekly, po czym zwracam sie do Ashgana:
Coraz bardziej nie podaba mi sie ten gosciu. Pozatym zauwazylem ze ma ogromny dar przekonywania. A tacy ludzie bardzo szybko znajduja sobie sojusznikow., ktorzy pojda za nim chocby w ogien. Pozatym jego mowa zchodzi na niebezpieczne tereny. Co z nim robimy?