Do świąt jeszcze trochę czasu... zaraz, przecież jutro jest koniec świata! Cóż, tego ominąć się nie da, jednak można poświęcić te ostatnie dni życia na dobrą fantastykę, prawda? Dziś prezentujemy recenzję książki "Skrzydła Gniewu" autorstwa Lionela. Kto wie, może w kolejnym życiu będzie nam dane ją przeczytać?
"Uczta Dusz", czyli pierwszy tom trylogii magistrów, zebrał całkiem niezłe noty, wywołując jednocześnie czytelniczy głód na kontynuację ciekawie stworzonego świata, gdzie płeć ma niepoślednie znaczenie, szczególnie w dziedzinach tajemnych. Celia S. Friedman swoimi "Skrzydłami Gniewu" udowodniła, że posiada niezwykły talent do kreowania ciekawych postaci i intrygujących zdarzeń, które napędzają fabułę książki, niejednokrotnie w pewnych aspektach przewyższając pierwszą część.
Ponownie mamy do czynienia ze światem, gdzie magia znajduje swoje źródło w duszy, powoli ją niszcząc. Magistrowie, czarownicy zdolni do wykorzystywania cudzych dusz, to mężczyźni pozbawieni skrupułów, ambitni i dążący do potęgi po trupach. Stan ten zaburzyła Kamala, czarownica zaprezentowana w "Uczcie Dusz", próbując otrzymać tytuł magistra i jednocześnie odebrać monopol na moc mężczyznom. W "Skrzydłach Gniewu" wątek Kamali traci nieco na uwadze na rzecz przybyłych, demonicznych stworów żywiących się ludzkimi duszami, transformacji jaką przechodzi Królowa Wiedźma zmuszona do podjęcia trudnej i strasznej w skutkach decyzji oraz roli królowej Gwynofar mającej duży wpływ na bieg wydarzeń. Ponadto książka wyjaśnia istnienie Gniewu Bogów, północnej bariery, a także motywy niesławnego Kostasa z dworu Dantona.