Otwieracie powoli oczy. Jest wam zimno, w głowach ciągle wiruje. Paskudny smak w ustach powoduje, że ledwo mozecie się powstrzymać od wymiotów. Leżycie na pryczach w celi. Czujecie się wyjątkowo paskudnie.
Cela ma mniej więcej 2x3m. U szczytu jednej ze scian znajduje się zakratowane okienko. Ściany są wykonane z solidnych dużych bloków kamiennych. Drzwi prowadzące do celi mają małe okienko zakratowane i dodakowo zablokowane siatką o małych oczkach. Dostrzegacie jakiegoś człowieka stojącego za drzwiami.
Z trudem siadam na skraju pryczy, czuje ze zaraz zwymiotuje, a zarazem peknie mi glowa...Rozgladam sie po celi. Zauważam człowieka za drzwiami. Wstaje. Podchodze z trudem do drzwi i mowie:
-Gdzie ja jestem i co ja tutaj robie. Jak długo spałem, która jest godzina?
Z wyrazem obrzydzenia patrze sie na Ashgana i mowie:
- ty to jestes, taka mala cela a tobie sie rzygac zachcialo, ciekawe jak ja bede wygladal jak wyjde, oczywiscie zakladajac ze jeszcze kiedys wyjde eh.....
Podchodze raz jeszcze do drzwi, zaczynam w nie kopac i walic rekoma Prosze mi tu wezwac jakiegos dowodce!!!!!!
Postać odwraca się. Sądząc po stroju jest to strażnik więzienny.
Stul pysk. Dowódca przyjdzie jak będzie miał czas. Jesteście w więzieniu w koszarach. Byliście nieprzytomni przez jakieś 3h. Strażnik odwraca się i odchodzi do stołu gdzie siedzi jego kompan. Wyciągają karty i zaczynają grać, wymieniajac ze sobą plotki z miasta.
Mija godzina. Budzi cię Ashgan zgrzyt klucza w zamku. Otwierają sie drzwi i wchodzi was dowódca. Staje po srodku celi, spoglądając to na jednego to na drugiego. Siada na pryczy i wyjmuje jakiś zwój papieru.
- zlekceważenie rozkazu dowódcy, raz
- dezercja z miejsca służby, dwa
- zniszczenie sytophyleus virinari (to od ogrodnika), trzy
- podszywanie się pod strażnika królewskiego, cztery
- okłamanie dowódcy, pięć
- obraza dowódcy i kwestionowanie jego stanowiska, sześć
- ucieczka strażnikom królewskim, siedem
Ładnie, pięknie wręcz.
Kapitan przygląda sie wam bacznie, pociera dłonią dwudniowy zarost na twarzy.
Do tego jeszcze, dowódca Purpurowych jak zobaczył jak wam piana lęci z gęb i tą fiolkę to myślał, że się żeście czegoś naćpali. Musiałm go przekonywać by mi tu nie dopisał:
- zażywania i przebywania pod wpływem substancji halucynogennych.
Kapitan spogląda na was, jednak mimo waszych złych przeczuć nie zdradza jakiś objawów zdenerwowania.
Wie pan. Człowiek uczy sie na błedach. Chcialiśmy zrobić na panu dobre wrażenie, że znaleźliśmy jakies ważne poszlaki. Ale cóż nie udało się. Rozumiem że mnie może pan wyrzucić bo nasze kontakty nie były najlepsze, ale Augusta prosze zostawić bo to dobry żołnież wykonujący swoją służbe należycie, choć czasami przesadza z alkoholem.
Wiecie co chłopaki ja was jednak lubię. Mój kapitański nos mówi mi, ze nie łzecie. Może mam do was słabość albo może po prostu nie lubię tego nadętego elfiego pajaca (dowódcy z którym rozmawialiście), ale o tym ciii. Zanim jednak was wypuszczę muszę wam coś powiedzieć.
Niech mi to będzie pierwszy i ostatni raz. Zrozumcie! Jesteście gwardią królewską, jedyną obroną władcy tego imperium. Przyjdzie dzień kiedy tylko wy będziecie stać między królem a jakimiś zbirami ze sztyletami. I macie tam stać, i zginąć bo taki jest wasz obowiązek! A jeśli wy wtedy będziecie gdzieś indziej, nawet w szczytnym celu to... będziemy szukaki nowego króla. I nie będziecie mogli liczyć na premie do pensji, jasne? - dowódca przygląda się waszym twarzom jakby chciał się upewnić czy został zrozumiany.
Zrozumialem pana, w kazdej kwestii i jestem dozgonnnie wdzieczny iz pan nam pomogl, i przysiegam iz taka sytuacja sie juz nigdy nie powtorzy, ma pan na to moje slowo honoru.
To skoro już jest po wszystkim może moglibyśmy udać się do karczmy? Wie pan to był męczący dzień a pozatym czuje jeszcze w ustach gorycz tego pachnidła
- O niee! Tak dobrze to wam nie będzie. Gurney mówił mi, że potrzebuję ludzi do pomocy w zbrojowni. Pójdziecie i pomożecie staruszkowie w czym tam będzie chciał. A jak zagaicie rozmowe to i jakaś buteleczka się znajdzie na zabicie tej trutki coście wypili.